Artykuły

"Jakoś brnę przez żałobę". Polska premiera dziennika Barthesa

"Pierwsza noc poślubna. Ale pierwsza noc żałobna?" - zapisuje Roland Barthes 26 października 1977 roku. I ta notatka otwiera jego "Dziennik żałobny", prowadzony przez pisarza niemal dwa lata po śmierci matki, który ukazał się właśnie po raz pierwszy w Polsce o publikacji Teatru Polskiego we Wrocławiu pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Matka Barthesa, Henriette, urodziła się w 1893 roku. Miała dwadzieścia lat, kiedy poślubiła Louisa Barthesa, dwa lata później urodził się Roland. Miał zaledwie rok, kiedy zmarł jego ojciec. Matka żyła lat osiemdziesiąt cztery. Dla Barthesa, słynnego francuskiego krytyka literackiego, pisarza, jednego z czołowych przedstawicieli strukturalizmu, jej śmierć była potężnym ciosem - poświęcił jej nie tylko "Dziennik", ale też ostatnie swoje dzieło - "Światło obrazu", tekst, w którym z jednej strony prowadzi rozważania dotyczące komunikacji za pośrednictwem fotografii, z drugiej - medytuje nad dawną fotografią matki. Umiera tuż po ukazaniu się książki drukiem, potrącony przez ciężarówkę, tuż po wyjściu z przyjęcia u Francois Mitteranda.

Badacze życia i twórczości Barthesa twierdzą, że po śmierci matki nie potrafił już pisać o niczym innym. "Dziennik żałobny", który Barthes zaczął prowadzić dzień po śmierci matki, został właściwie zrekonstruowany przez Nathalie Leger - przetrwał na luźnych karteczkach, fiszkach, na których robił notatki podczas tych dwóch lat - ołówkiem i piórem. Leger, przygotowując tom do druku, ułożyła je chronologicznie i tak zbiór notatek objawił się jako prowadzony z regularnością dziennik.

Czytając go, można odnieść wrażenie, że autor starał się ująć w karby ból po stracie najbliższej osoby. Że próbując odnaleźć właściwy język, tak ażeby nazwać to, co nienazwane, przypisać rozpaczy właściwe pojęcia, szuka sposobu na zapanowanie nad swoim stanem. Tak żeby - jak pisze - "nie wypierać żałoby (zgryzoty) (głupia idea czasu, który ją znosi), ale ją zmieniać, przekształcać, sprawić, żeby przeszła ze stanu statycznego (zastoju, zatoru, powtarzających się powrotów tego samego) w płynny".

Ale żałoba jest rozsiana, co nie oznacza, że nie ma głębi, jest chaotyczna, jest nieciągła. I nieustannie wymyka się pojęciom i definicjom, zresztą sama nazwa "żałoba" wydaje się Barthesowi niewłaściwa. Woli więc mówić: "mam strapienie". W tej próbie dokonania diagnozy na samym sobie Barthes poniesie porażkę. Także przez to, że nie przynosi mu żadnej ulgi - raczej oddziela od życia i przybliża do śmierci: "Zamieszkuję w mej zgryzocie i czyni mnie to szczęśliwym" - to odkrycie zanotuje 31 lipca 1978 roku. A w maju tego roku zauważy, że odkąd matka nie żyje, czuje się "przyparty do śmierci (nie oddziela mnie już od niej nic oprócz czasu)".

Do pewnego momentu może się wydawać, że zauważa w żałobie stany pośrednie - zapominania głosu matki, powrotu do domu, w którym już jej nie ma, nagłych uderzających skojarzeń, wrażenia, że poczucie wolności, jakie zyskiwał, opuszczając ją wcześniej na krótko, straciło na znaczeniu. Ale najbardziej dojmujące symptomy nie ulegają wytłumieniu. Każdy wyjazd do Urt, gdzie matka została pochowana, to obowiązkowa (i bolesna) wizyta na cmentarzu. Ale i bez tych wizyt "strapienie" go nie opuszcza: "Coraz mniej piszę o mej zgryzocie, lecz w pewnym sensie jest ona silniejsza, bo odkąd o niej nie piszę, dostąpiła rangi wieczności" - notuje Barthes 4 grudnia 1978 roku. Miesiąc wcześniej stwierdza: "Morze pełne zgryzoty - występujące z brzegów. Pisanie nie jest już możliwe".

Nie jest możliwe, bo słowo wobec jego rozpaczy jest właściwie bezsilne. I właśnie z poczucia tej bezsilności rodzi się siła książki Barthesa. Jego notatkom towarzyszą nieustanne próby uniknięcia banału w opisie żałoby. Ale uniknąć tych utartych sformułowań się nie da, więc autor wciąż porusza się na ich krawędzi. Na styku tego nieuchronnego banału z zapisem intymnych, własnych, niepowtarzalnych doświadczeń lektura Barthesa porusza najmocniej.

Premiera "Dziennika" otwiera serię wydawniczą Teatru Polskiego we Wrocławiu - w jej ramach ukazywać się będą lektury korespondujące z prezentowanymi na trzech scenach spektaklami. Książka Barthesa nawiązuje do ostatniej premiery Polskiego - "Mitologii" wg Barthesa w reżyserii Pawła Świątka. W planach m.in. książka Piotra Rudzkiego o "Poczekalni.0" Krystiana Lupy i album ze zdjęciami Natalii Kabanow z prób i przedstawień w Polskim.

We wtorek o godz. 19 w księgarni Tajne Komplety (Przejście Garncarskie 2) rozpocznie się spotkanie poświęcone książce Barthesa. Wezmą w nim udział Anna Wojciechowska, redaktorka wydania, i dr Sławomir Barć z Zakładu Filozofii Współczesnej Uniwersytetu Wrocławskiego. Spotkanie poprowadzi Marzena Sadocha, wstęp jest wolny.

Roland Barthes, "Dziennik żałobny", tłum. Kajetan Maria Jaksender, wyd. Teatr Polski we Wrocławiu, Wrocław 2013

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji