Artykuły

Żyrandol spadnie, upiór zjawi się w operze

Na chwilę przed uroczystą piątkową premierą 15-minutowy fragment białostockiej inscenizacji Opery i Filharmonii Podlaskiej pokazano dziennikarzom. Nawet tak krótki - robi wrażenie: pełen rozmach, feeria barw, na scenie rejwach, śpiew, taniec, wspaniała muzyka i miłosna historia. Szykuje się wydarzenie - artystyczne i techniczne.

1300 m kw. materiału poszło na kostiumy. Uszyto ich 300, a do tego 100 par butów. Samych frędzli użyto w sumie 8 kilometrów! Przybędzie też 300-kilogramowy słoń naturalnej wielkości. A w środku spektaklu spadnie, a jakże, kilkutonowy żyrandol.... Aby to wszystko trafiło do Białegostoku - trzeba było blisko 13 tirów. Trwa ostatnie odliczanie - do premiery "Upiora w operze" zostały tylko trzy dni.

Oto musical wszech czasów, hit Broadwayu i West Endu, absolutny rekordzista - bo najdłużej tam grany i najbardziej dochodowy (zarobił 5 miliardów dolarów) - trafia do Białegostoku. Nasza opera jest drugą po warszawskim Teatrze Muzycznym Roma instytucją w Polsce, która ma prawo wystawić ten musical - dzięki temu, że reżyseruje go szef Romy, Wojciech Kępczyński. Obostrzenia są dość restrykcyjne a firma Andrew Lloyda Webbera bardzo ich pilnuje - musi zaakceptować m.in. obsadę spektaklu. Kępczyńskiemu londyńczycy ufają - zgodzili się na wersję non replica (z prawem do drobnych zmian w inscenizacji) i podobnie będzie też w Białymstoku. W Romie spektakl święcił olbrzymie triumfy, był grany niemal bez przerwy przez dwa lata: pokazano 572 spektakle. W końcu zdecydowano się "Upiora" zdjąć z afisza. Minęły trzy lata, o musical zaczęła zabiegać najmłodsza opera w Polsce - białostocka. I oto się udało: po trzech latach "Upiór" powraca. Wojciech Kępczyński żartował podczas krótkiego pokazu: - Polskie centrum musicalowe przenosi się do Białegostoku.

Na historię miłości upiora o zniekształconej twarzy, zakochanego w pięknej tancerce już sprzedano 10 tys. biletów, kolejnych 7 tysięcy jest zarezerwowanych. Bilety idą jak woda, ale można jeszcze je nabywać na czerwcowe terminy (w czerwcu zaplanowano 14 spektakli).

Musical rekordzista

Roberto Skolmowski - szef opery w Białymstoku: - Szukaliśmy pomysłu, by ci, których opera brzydzi, do opery przyszli i wyszli zaczarowani. "Upiór w operze" nadaje się do tego wyjątkowo. To wspaniała historia, przenosząca nas w klimat opery paryskiej. A poza tym zobaczyłem w oczach te miliony dolarów, które musical zarobił. Pomyślałem, że dobrze byłoby, gdyby choć drobniutka część tych pieniędzy znalazła się w Białymstoku.

O spektaklu opowiadali jego twórcy, ekipa Romy.

- Za "Upiorem" przemawiają statystyki, to musical, który kochają chyba naprawdę wszyscy. 10 tys. razy został zagrany w Londynie, tyle samo na Broadwayu i w Japonii - mówił Daniel Wyszogrodzki, tłumacz, autor przekładu libretta. W sumie na całym świecie obejrzało go 80 milionów widzów. Wystawiano go w ponad stu miastach w ponad 20 krajach całego świata. - Odnieśliśmy sukces też płytą. Pamiętam ten dzień, w którym się ukazała, odwiedził nas wtedy Andrew Lloyd Webber. Od tamtej pory już 11 razy pokryła się platyną. Teraz ukaże się jej reedycja - przywieziemy ją do Białegostoku w piątek - zapowiada Daniel Wyszogrodzki.

Swoje odleżały, teraz błyszczą jak nowe

W spektaklu zobaczymy scenografię znakomitego scenografa Pawła Dobrzyckiego (jego pracę białostoczanie znają m.in. z "Korczaka" i "Strasznego Dworu") i kostiumy przygotowane przez nieżyjącą już Magdalenę Tesławską i Pawła Grabarczyka. Dekoracje, jak i kostiumy przyjechały do Białegostoku z Romy. Opera zakupiła je wszystkie w całości. Ale, jako że dwa intensywne lata podczas warszawskich spektakli, potem czekanie w magazynie zrobiły swoje - trzeba było je poddać renowacji.

Zakup scenografii oraz prawa do wystawienia to koszt 450 tys. zł, z kolei renowacja, przystosowanie scenografii do gabarytów białostockiego gmachu oraz do potrzeb teatru repertuarowego (czyli sprawienie, by scenografia była mobilna) to koszt ok. 800 tys. zł. Jak tłumaczył wcześniej "Gazecie" dyrektor Skolmowski - białostocka opera stanęła przed wyborem: albo robi scenografię od nowa i wtedy kosztuje to około 2,5 miliona złotych, albo kupuje tę warszawską, przerabia i adaptuje do naszych potrzeb. O czym trzeba pamiętać - w Romie scenografia do "Upiora..." przez dwa lata stała na scenie, bo musical był grany na okrągło. W Białymstoku konieczne było przerobienie scenografii tak, by móc ją zdjąć ze sceny w każdej chwili, na przykład na dwa tygodnie, na czas wystawiania innej produkcji. Opera białostocka jest teatrem repertuarowym - scenografia musi być mobilna, by mogła bez problemu zostać zainstalowana po jakimś czasie.

- Po renowacji wygląda znakomicie. Poza tym opera jest większa, ma więcej powietrza, lepiej się to wszystko prezentuje - mówił "Gazecie" Dobrzycki. - Cieszę się, że doszło do tej reaktywacji, to fantastyczna przygoda. Gdyby nie to, pewnie dekoracje poszłyby w końcu do śmieci. A tak Białystok jest drugim miastem w Polsce, w którym udało się przenieść "Upiora" na scenę. A nie we wszystkich miastach to było możliwe. Np. czeska Praga bardzo chciała mieć ten musical u siebie, ale okazało się, że nic z tego - nie dysponuje odpowiednim budynkiem, w którym można byłoby zainstalować scenografię 1:1.

Dodatkowa techniczna trudność to fakt, że sceny w musicalu zmieniają się jak w kalejdoskopie - aż 22 razy.

"Upiór" arcytrudny i precyzyjny

W pięknej przestrzeni zaaranżowanej na wynikający z fabuły podupadający teatr jest sporo tanecznych scen.

- Jestem zadowolona z ostatecznego efektu. Choć przyznaję, na początku nie przedstawiało się to tak różowo - mówiła Paulina Andrzejewska, choreografka musicalu. - Pierwszym castingiem tancerzy byłam wręcz zawiedziona, więc przyzwyczajona do wysokiego poziomu tancerzy w Romie, szukałam kolejnych podczas drugiego castingu. Potem już było lepiej, dotarliśmy się i jestem naprawdę usatysfakcjonowana. Obsada jest międzynarodowa, mamy w ekipie nawet Hiszpana, który znakomicie tańczy, choć tak naprawdę jest architektem. Jest tu na wymianie z Erasmusa.

Jak zapowiada reżyser - białostocki spektakl będzie zbliżony do tego w Romie. - Choć mam nadzieję, że będzie od niego lepszy. Tutaj mamy większą orkiestrę, występuje chór, mamy za sobą kilka lat doświadczeń, możemy poprawić kilka rzeczy. W musicalu gra mnóstwo nowych osób, a to oznacza też nową energię na scenie. Tekst mówi też część osób z chóru - opowiadał "Gazecie" reżyser. Podkreślał znakomitą atmosferę panującą w zespole. - Tu wszyscy są podekscytowani i dają z siebie wszystko. Ekipa jest świetna, wspaniali inspicjenci - Marysia i Radek, bardzo oddana ekipa techniczna Tomka Parejko, akustycy, fantastyczna orkiestra, wszystkich aż trudno wyliczyć. Taka wspólna praca jest bardzo ważna, wszystko musi być precyzyjne. "Upiór w operze" to arcytrudny spektakl - mówił Kępczyński, którego wspomaga Sebastian Gonciarz, drugi reżyser i reżyser świateł.

Maciej Pawłowski, kierownik muzyczny spektaklu, podał istotną różnicę między spektaklem warszawskim a białostockim. - Opera dysponuje organami. Wykorzystamy więc prawdziwy instrument, który nie jest elektroniczny.

Trzeba pamiętać, że w "Upiorze" są bardzo trudne partie wokalne, bo Webber połączył naturalne głosy z głosami operowymi, np. z sopranem koloraturowym. Tak wymagająca jest np. rola Christine, zarówno wokalnie (jej sopran musi być w różnych ariach koloraturowy, dramatyczny oraz liryczny), jak również fizycznie - w jednym z aktów praktycznie nie schodzi ze sceny. Stąd konieczna jest przynajmniej jedna dublerka roli, by wiodąca wokalistka mogła oszczędzić głos).

Kto wystąpi

Wojciech Kępczyński wybierał odtwórców ról spośród 180 kandydatów, którzy zgłosili się na przesłuchania z całej Polski. Postawił na umiejętności tych, których znał, ale też szukał nowych głosów. Ostatecznie odtwórcy głównych ról (wcielający się w rolę Upiora i postać jego ukochanej w dwóch obsadach) to śpiewacy wytrenowani w Romie, którzy też zgłosili się na białostocki casting. I tak w rolę "Upiora..." wcielą się Damian Aleksander (znany też z tytułowej roli w "Korczaku") i Łukasz Dziedzic, a w trzeciej obsadzie - Tomasz Steciuk (również znany z "Korczaka"). W postać Christine wcielą się: Paulina Janczak i Edyta Krzemień oraz Kaja Mianowana. Jako Raoul wystąpi Łukasz Talik, Rafał Supiński i Bartłomiej Łochnicki. Obok nich wystąpi kilkudziesięciu innych śpiewaków, w tym ci związani z naszą operą.

Dla Damiana Aleksandra to powrót do znanej mu roli (razem ze Steciukiem śpiewali na przemian "Upiora" w warszawskiej inscenizacji). - To niesamowita sprawa wrócić znów do tej postaci. Nie sądziliśmy, że na wystawienie tego musicalu zdecyduje się dyrektor Skolmowski, ale przyznaję - marzyłem, by jeszcze w nim zaśpiewać. To będzie druga młodość "Upiora" - mówił "Gazecie" śpiewak. - Ciekawe uczucie: bo i czuję się tu jak u siebie, już na tej scenie funkcjonuję jakiś czas, a teraz poznaję scenografię - choć w nowej przestrzeni. Bardzo dobrze się tu wpasowała. Ale też jest inaczej - bo jest największy jak dotąd skład orkiestrowy, klimatu dodaje chór, są nowe twarze na scenie, nowa energia, nowe emocje. No i żyrandol wisi gdzie indziej... Myślę, że będzie co oglądać i białostoczanom "Upiór" się spodoba. Jest coś takiego w tym musicalu, co zauważyłem po tych kilkuset przedstawieniach w "Romie", że podoba się on wszystkim, naprawdę, niezależnie od wieku.

Czekamy więc. Premiera - w piątek (24.05), godz. 19

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji