Artykuły

Dziegieć w marmoladzie

"Romantycy" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.

"Romantycy" to opowieść o jesieni życia, lecz co znamienne, snuta w inny sposób niż te, do których przyzwyczaja pesymizm naszych czasów. W miejscu wizji starości zdehumanizowanej pojawia się historia pokryta osadem humoru. Niekończące się serie obrazów upodlenia wywołują zwykle postawę negacji. Dlatego też "Romantycy" wydają się bliscy, bardziej ludzcy.

Akcja ma miejsce w mieszkaniu Pogorelki (Małgorzata Niemirska). Jedynym elementem scenograficznym jest obficie przybrane poduszkami przestronne łoże, zdecydowanie za duże dla mieszkającej samotnie osoby. Gospodyni rozpoczyna swój monolog jeszcze w trakcie zajmowania przez widzów miejsc. Kobieta zakłada perukę, wdziewa niebieską sukienkę, przypominającą bardziej strój na dansing niż podomkę. Wyraźnie się czuje, że oczekuje czyjejś wizyty. Nie wiemy co prawda, czy codziennie odprawia swój rytuał szykowania się, mając nadzieję na nieoczekiwane odwiedziny, czy udziela jej się rodzaj szczególnego, uroczystego przeczucia.

Faktycznie, tego dnia Pogorelka przyjmie dwóch gości. Pierwszy, nieco nierozgarnięty Chajczik (Władysław Kowalski), przybywa w wędrownym płaszczu, dzierżąc walizę. Uderzające jest beztroskie (!) wyznanie mężczyzny, że motyw jego odwiedzin stanowi chęć dokonania żywota przy jej boku. Drugi przybysz to Bonbonel (Zdzisław Wardejn), jegomość w białej marynarce, wspierający się nonszalancko na lasce.

Spotkanie przeradza się w licytację na dolegliwości zdrowotne. Ot, bolączki seniorów. Niewygodna prawda - najbardziej godny podziwu jest ten, komu śmierć jest najbliższa. Wymiana zdań opiera się głównie na poradach, przykładowo, który lek na przerost prostaty wykazuje największą skuteczność, a który barwi mocz na pomarańczowo. Banalne repliki, z których składa się rzeczywistość ludzi w podeszłym wieku, bawią, choć na co dzień wprawiają przypadkowych słuchaczy w irytację. W teatrze urastają do rangi wręcz podniosłej, choć komediowy sztafaż przydaje im pozornej lekkości.

Kardynalnym błędem byłoby założenie, że spektakl Chrapkiewicza jest wyłącznie opowieścią o starości, okresie, który odcina się ostrą kreską od reszty życia, stanu wymagającego odizolowania, odseparowania, czy wręcz - zanegowania. Nie, "Romantycy" to również, a może przede wszystkim, opowieść o splątaniu młodości i starości, przenikaniu się obydwu. Czymże jest spotkanie trojga bohaterów, jeśli nie popisem flirtu i kokieterii, których nie powstydziliby się fatyganci w kwiecie wieku?

Jak można inaczej zinterpretować strojenie się Pogorelki w perukę, zalotne poprawianie sukni, wdziewanie żółtych szpilek na obrzmiałe stopy? A przekomarzanie się z Chajczikiem, który przynosi kobiecie w prezencie słoik marmolady zamiast uwielbianej przez niej czekolady? W pewnym momencie Chajczik rzuca, że Pogorelka powinna wyobrazić sobie jego samego w roli ulubionej słodyczy. Takie słowa z pewnością należą do repertuaru flirciarskich zagrywek. Można zjadliwie wyrokować o geriatrycznych umizgach, lecz finezja bohaterów nie ustępuje kokieterii rodem z salonowych romansów.

Znamienna jest scena picia trunku przyniesionego przez Bonbonela, tuż po zdawkowym odklepaniu kadiszu za dusze zmarłych ojców. Zaczynają się wykrzywione bachanalia, wymykające się kontroli upojenie kojarzone z tryumfem witalności i nieskazitelności ciała. Jednak to, co w innej sytuacji skończyłoby się prawdopodobnie leniwym odrętwieniem, tutaj znajduje odmienny finał. Mężczyźni padają pokotem. Radosne odurzenie skutkuje wymiocinami na pościel. Czar pryska; w tej rzeczywistości Dionizos wiedzie za sobą słabowity orszak.

Końcówka spektaklu uderza w minorowe tony. Ściana wyznaczająca przestrzeń gry przesuwa się po półkolistym torze, odsłaniając podłużne okno. Podchodzi doń Chajczik, rozważając możliwość samobójstwa. Rozważania ucina Pogorelka, wiodąc mężczyznę z powrotem do łóżka. Następuje zmiana oświetlenia. Leżąca pomiędzy uśpionymi towarzyszami kobieta zdejmuje perukę. Odsłoniwszy prawdziwe oblicze, jest w stanie dokonać wiwisekcji swojej pamięci. Rozpoczyna się krótki seans wspomnień o zmarłym kochanku z czasów młodości. Być może zjawiskiem, które jest najbardziej symptomatyczne dla jesieni życia, nie jest bynajmniej utyskiwanie nad niewydolnością ciała, lecz mitologizacja przeszłości, kompulsywne przywoływanie okrzepłych i zabalsamowanych w czasie wspomnień.

Bazę spektaklu stanowi jednak część utrzymana w tonacji buffo. Nie oznacza to bynajmniej, że melancholijny akcent psuje całość, a reżyser powinien rozważyć inny finał. Większą siłę oddziaływania ma jednak cała sytuacja, która tworzy się między trojgiem droczących się postaci - kapryśną, choć niepozbawioną hardości Pogorelką, podstarzałym donżuanem Bonbonelem i fajtłapowatym, lecz ciepłym Chajczikiem. Starość z reguły nie należy do najjaśniejszych faz życia - to wiemy. Daleko bardziej interesująca jest obserwacja postrzegania starości zaciemnionej przez stereotypy, wyrażającej się głównie w utyskiwaniach na jakość życia. Tymczasem i w życiu nestorów może wykiełkować coś pozytywnego na polu emocjonalnym. Dobrze, że czarnowidztwo nie przytłoczyło tragifarsy izraelskiego dramatopisarza. "Romantycy" warszawskiego Teatru Dramatycznego nie kreują złożonego obrazu starości. Spektakl zostaje tym, czym powinien być, mając za punkt wyjścia dramat Levina - poprawnie zrealizowaną, ciepłą krotochwilą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji