W podwawelskim grodzie (fragm.)
Natomiast Stary Teatr im. Modrzejewskiej wystąpił właśnie z premierą "Domu, który zbudował Jonathan Swift" Grigorija Gorina, sztuki chętnie obecnie grywanej na naszych scenach. Najbardziej - obok reżysera Adolfa Welhscheka - zawiódł mnie sam Swift, czyli wykonawca tej roli - Tadeusz Malak. W moich latach studenckich - bo zawsze z dumą się do UJ przyznaję - Malak był głównym filarem Teatru Rapsodycznego Kotlarczyka i do dziś dnia cieszy się sławą znakomitego recytatora i znawcy sztuki monodramu. Ponieważ w dramacie Gorina ma rolę niemal niemą, nie odbierałam w ogóle jego - tak znaczącej przecież w sztuce - obecności na scenie. Spektakl ożywał, kiedy pojawiły się inne postacie. Choćby Lilipuci Rafała Jędrzejczyka i Zbigniewa Kosowskiego, a przede wszystkim Patryk, służący Swifta, kolejna znacząca rola Andrzeja Kozaka po niedawnym Leibnitzu w sztuce Bradeckiego. Ale przez to zamazała się i w efekcie zagubiła myśl przedstawienia, które mimo ruchu, koloru i piosenek - stało się dziwnie szare i martwe.