Artykuły

Affabulazione

Oglądając "Affabulazione" Pasolinie­go w Starym Teatrze byłem pod dużym wrażeniem urody teatralnej te­go przedstawienia, wizualnego piękna obrazów. Dbałość reżysera o właściwy kolor, światło, rytm, ruch sceniczny doprowadzona zastała do perfekcji. Aktorstwo znakomite, że wymienię niektóre tylko nazwiska: Jerzy Trela, Elżbieta Karkoszka, Anna Polony, Jan Monczka, Lidia Duda... Najlepsze sło­wa można powiedzieć również o sce­nografii Zofii de Ines-Lewczuk i mu­zyce Stanisława Radwana. A jednak nie mogłem przemóc w sobie oporu przeciwko temu spektaklowi, zamknię­cia się (nie chcianego) na jego piękno, pozostając całkowicie chłodny niemal przez cały czas trwania widowiska. Niemal - ale o tym dalej. Wydało mi się sztuczne, wydumane, szeleszczące literaturą. Może nawet wielką, ale tylko literaturą.

Krzysztof Babicki, reżyser stażem młody, ma słuch absolutny na teatr. Myślę, że nawet z kiepskiej sztuki po­trafiłby zrobić wartościowe przedsta­wienie. Udowodnił ,,Hiobem" Miłosza w krakowskiej "Miniaturze", ,,Irydionem" Krasińskiego we wrocławskim Teatrze Współczesnym. ,,Już prawie nic" Andrzejewskiego i "Pułapką" Ró­żewicza w Teatrze "Wybrzeże", że nie tylko umie robić dobry teatr, ale i te­atr żywy, kontaktujący z odbiorcą, współbrzmiący z jego pytaniami i cza­sem. Biorąc na swój warsztat tekst ,,Affabulazione" wziął go zapewne z jakichś ważnych powodów. Nie z racji plotki, którą on obrósł i nie z myślą, aby polska publiczność zaszokować nowym tematem, wstydliwie torującym sobie drogę na polską sce­nę. Motywów fascynacji "Affabulazione" postukiwałbym raczej we wrażli­wości reżysera na stronę filozoficzną, ba, nawet teologiczną tekstu literackie­go. I związaną z tym dociekliwość ciągłego rozszerzania pól penetracji teatralnej. Babickiego niepokoi - naj­pełniej się to uwidoczniło w "Hiobie" - to szczególne doświadczenie w ży­ciu jednostki i społeczeństwa, jakim jest obecność zła, zła jakby przyklejonego do kondycji ludzkiej - natu­ra uwięziona w grzeszności.

Religijność "Affabulazione" sprowa­dza się właściwie do buntu metafizycz­nego, buntu przeciwko przeznaczeniu, które jest nam dane raz na zawsze, którego nie wybieramy. Bóg u Paso­liniego ma twarz starotestamentową: jest gniewny, groźny, igrający losem śmiertelnych. Modlitwa Ojca z pierw­szej części spektaklu, nie tyle wypo­wiedziana ile wykrzyczana (przez Tre­lę) ten właśnie element buntu akcen­tuje. Scena ta byłaby może bardziej dramatyczna - przechodzę tu już do analizy przedstawienia - gdyby to wadzenie się z Bogiem było poprzedzone wadzeniem się Ojca z samym so­bą. Niosłoby wtedy więcej prawdy wewnętrznej, a mniej retoryki. Ale trzeba by wtedy rozbudować plan psy­chologiczny przedstawienia, bardziej go ukameralnić kosztem przygaszenia zmysłowej urody jego obrazów. Był­by to na pewno inny spektakl. Te­atralnie może gorszy, o słabszym blasku, ale bardziej wciągający widza w mroczne otchłanie duszy człowieka, oświetlający stosunek Ojca do Syna i Syna do Ojca, nie tylko poprzez na­wiązanie do Sofoklesa, Freuda, ale i Biblii.

Babicki wyciszył w "Affabulazione" wątek homoerotyczny, włączając go w ogólniejszy system problematyki egzystencjonalnej, metafizycznej, his­toriozoficznej. Wyeksploatował pesy­mizm i katastrofizm Pasoliniego w wi­dzeniu i ocenie współczesnego świata. Okopy, rzezie, wojny, synowie mordo­wani przez ojców, obozy koncentracyj­ne, bombardowane miasta. Wizja ży­cia w świecie ruin. Beznadziejna jest sytuacja człowieka w społeczeństwie, w przyrodzie, w historii - to diagno­za Pasoliniego! Zaciskającego się ko­ła tragiczności nie może przełamać ani rozum, ani religia, ani nawet ucieczka w szaleństwo. Bunt metafi­zyczny rodzi potrzebę kościoła między­ludzkiego. Ale ten kościół jest budo­waniem nowych iluzji. Te katastro­ficzne echa w spektaklu Babickiego - myślę, że z winy samego tekstu - ale i reżyser nie może się czuć z tego rozgrzeszony, bo on odpowiada za je­go ekspozycję - pobrzmiewają trochę jak komunały z kiepskiego artykułu publicystycznego. Nie pozostawiają w widzu żadnego głębszego śladu, po prostu o nich natychmiast zapomina. Bo tak naprawdę interesująca w "Affabulazione" jest jedynie problematyka egzystencjalna, nakierowana na bada­nie rzeczywistości wewnętrznej człowie­ka. Rzeczywistości mrocznej, która pozostaje zawsze tajemnicą. Im głę­biej w nią wnikamy, tym mniej o niej wiemy.

Jest u Babickiego scena, która prze­łamała we mnie nieufność wobec je­go spektaklu, unieważniając większość poczynionych przez mnie zastrzeżeń, wysuniętych wątpliwości - scena na dworcu na chwilę przed końcem. Kie­dy Ojciec rozkłada gazety i układa się na nich do snu z westchnieniem: gdyby można zacząć jeszcze raz od nowa?

Gdyby można?... Jerzy Trela mówi to prawie na szepcie - i ta scena na­prawdę wstrząsa widzem. Jest ona opisem konkretnej sytuacji (Ojca że­braka, którego spotkało wielkie nie­szczęście: śmierć syna, żony, bezdom­ność), równocześnie ma walor uniwersalny, bo dotyka najbardziej podsta­wowych tęsknot człowieka. Każdego. Tęsknot za odbudowaniem - przede wszystkim w sobie - porządku moral­nego. Może należałoby przedstawienie urwać na tej scenie i nie ciągnąć go już dalej, gdyż wszystko co dzieje się po niej jest już właściwie niepotrzebne, jest piętrzeniem symboli, które nawza­jem się znoszą, budowaniem teatralno­ści, która utrudnia rozwinięcie się dra­matyczności. Potem następuje jeszcze sekwencja bez słów. Bardzo piękna plastycznie. Pokazana w różnym oświetleniu (Babicki umie czynić użytek z reflekto­rów). Z ciemnego tunelu dworca wy­nurza się bardzo wolno wagon, na którym znajduje się monumentalnej wielkości rzeźba antyczna - obłupany tors męski. Symbol zagłady, symbol ruin w świecie i ludziach. Kiedy wa­gon zatrzymuje się w połowie sceny, wybucha z aparatury nagłaśniającej "Ave Maria", śpiewane po włosku. Po­tężne. Ekstatyczne. Czyżby chciało po­konać, zetrzeć, włączyć w inny porzą­dek znaczeń to wszystko, na co przed chwilą patrzyliśmy? Ten końcowy ak­cent muzyczny spektaklu przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Jeśli ma on pełnić funkcję katharsis - to jest to "chwyt" zbyt łatwy, trochę nawet ki­czowaty, bo łopatologiczny. Pozwolić raczej należało zagrać ciszy. Bezkolorowej. Niemej. Ciszy, która sprzyjałaby refleksji, przemyśleniu przez widza tego, co w lustrze teatru zobaczył z od­wiecznych spraw ludzkich. Światło i ciemność, cisza i krzyk, sło­wo i milczenie. Zderzenie odmiennych rytmów, barw, nastrojów, tonów, stały się w tym przedstawieniu istotnym ele­mentem jego budowy. Wiele sekwencji rozgrywa się przy częściowo wygaszo­nych reflektorach, jakby reżyser chciał nas przekonać, że ten półmrok jest fun­kcją nie tylko i nie wyłącznie estetyki teatralnej, ale prawem rzeczywistości: odbiciem półmroku ludzkiego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji