Zbójcy F.Schillera na scenie Teatru im.Jaracza w Łodzi
87 PREMIER, w tym 26 prapremier. Sztuk klasycznych - 51, współczesnych - 38. Niwiska? Krasnowiecki, Schiller, Gall, Żukowski, Zelwerowicz, Woszczerowicz... Z nazwiskami zresztą lepiej nie zaczynać. Niesposób wszystkie wymienić, niesposób pominąć którekolwiek.
Nad Oką, gdzie powstawała I Dywizja im. Tadeusza Kościuszki, zrodził się ten teatr, jako polski teatr żołnierski. W ślad za styczniową ofensywą, przyjechał on do Łodzi. 22 marca 1945 r. Teatr Wojska Polskiego w Łodzi wystąpił z premierą "Wesela" Wyspiańskiego.
Właśnie 10 lat minęło od tej chwili. Łódź przywiązała się do swego teatru, który przyszedł do niej pierwszy po mroku okupacji. Może właśnie dlatego 87 premiera - "Zbójcy" w tym teatrze noszącym dziś imię Stefana Jaracza, najstarszym teatrze naszej Ludowej Ojczyzny, była uroczystością całej Łodzi i nie tylko Łodzi.
WYSTAWIENIE "Zbójców" Fryderyka Schillera przez Teatr im. Jaracza, było nie tylko pięknym uczczeniem 150 rocznicy śmierci wielkiego poety niemieckiego - zgodnie z zaleceniami Światowej Rady Pokoju. Potraktowano je również jako wstęp do szerszego sięgnięcia po repertuar romantyczny.
"Zbójcy" to jedno z dzieł okresu "burzy i naporu". Zawarte w nich idee wolnościowe wypowiadane ustami bohaterów były na ówczesne stosunki rewolucyjne. Dlatego 18-letni autor nie mógł dramatu wystawić w Wirtembergii, gdzie mieszkał. Premiera odbyła się 13 stycznia 1782 r. w Mannheimie. Stała się ona manifestacją na cześć ideałów wolnościowych zawartych w sztuce.
"Zbójcy" posiadają wszystkie cechy romantycznego pisarstwa. Konflikt bohaterskiej jednostki skłóconej ze światem, pragnącej go naprawić, lecz nie znajdującej ku temu środków - to problem typowy dla twórczości owego okresu.
Karol - jednostka nieprzeciętna i szlachetna, już przez ojca jako dziecko przeznaczone do wielkich czynów - pragnie świat zmienić. Skutkiem jednak intryg młodszego brata, Franciszka, wyklęty przez ojca, staje się hersztem bandy rozbójników. Morduje, rabuje i pali. Jego zemsta dotyka tylko okrutnych bogaczy, łupy rozdaje biednym. Ale na koniec przychodzi opamiętanie. W ostatnim akcie Karol mówi: "O, głupiec ze mnie, żem chciał ohydnymi czynami świat upiększać, a bezprawiem utwierdzać prawo... Z rozpaczą widzę, że dwóch takich jak ja cały moralny świata porządek zniszczyć zdoła. Nie w mojej mocy losy dziejów zawrócić". A więc potępienie idei samotnie walczących bohaterów - mścicieli.
I to jest chyba najbardziej rewolucyjny moment sztuki, ukazanie, że droga samotnej jednostki jest niesłuszna i nie prowadzi do obalenia starych porządków. Młody Schiller widział więcej, patrzył na świat dojrzalej, niż jemu współcześni.
Pierwszym i najważniejszym zadaniem, jakie stanęło przed realizatorami dzieła na scenie było nowe odkrycie dramatu romantycznego. Niezbędne tu było twórcze przepracowanie, przekazanie zdobyczy tamtej epoki tak, by widz nie stracił nic z jej charakteru i treści, by jednocześnie oszczędzić mu pewnych dłużyzn, nużących monologów i opowiadań, dziś dla nas już nie do "strawienia". Wydaje się, że to zadanie w łódzkim przedstawieniu "Zbójców" zostało wykonane.
DŁUGI i posiadający wiele dłużyzn dramat trzeba było przede wszystkim skrócić (uczynił to zresztą i sam autor przygotowując sztukę do premiery mannheimskiej). W rezultacie otrzymaliśmy dużą płynność akcji, przedstawienie zwarte i jędrne, nie nużące ani przez chwilę.
Interesujące ujęcie sceniczne, ogromna oszczędność środków wyrazu artystycznego, pewna umowność dekoracji kierują uwagę widza przede wszystkim na toczącą się akcję, na zawarte w niej treści.
Trzeba powiedzieć, że Emil Karewicz jako Franciszek Moor stworzył prawdziwą kreację. Patrząc na niego, wydaje się, że Franciszek nie może być inny. Mocny, konsekwentny, skupiający w sobie jak w soczewce całą ohydę feudalnego świata, ojcobójca i bratobójca załamuje się przecież w pewnym momencie pod wpływem wyrzutów sumienia. Takie rozwiązanie sytuacji, charakterystyczne dla romantycznego ujęcia zagadnienia zbrodni i kary, gdzie karę za popełnione na ziemi grzechy wymierzają siły nadprzyrodzone - jest trudne dla aktora. Karewicz potrafił w załamanym Franciszku nie uronić nic z Franciszka dawnego.
Znany z wielu doskonałych kreacji Feliks Żukowski i tym razem nie zawiódł. Jego Maksymilian Moor stary nieszczęśliwy ojciec, wzrusza i wstrząsa do głębi.
Również przekonywającą postać "szlachetnego rozbójnika" - Karola stworzył Andrzej Szalawski, który potrafił połączyć patos romantyczny z energią i czynem, żądzę krwi, ze szlachetną zadumą.
"Zbójcy" wystawieni na 10-lecie teatru dobrze świadczą o ambitnych zamierzeniach teatru, są dobrym początkiem nowego... 10-lecia.