Artykuły

Mam jeszcze parę pomysłów w zanadrzu

- Krytykowano nas kiedyś za oszczędnościowe przedstawienia, więc postanowiliśmy robić mniej premier, ale w zamian wkładać w nie tyle pieniędzy, ile się danemu dziełu należy - mówi WŁODZIMERZ NAWOTKA, dyrektor Opery Bałtyckiej w Gdańsku.

Z Włodzimierzem Nawotką [na zdjęciu], dyrektorem Państwowej Opery Bałtyckiej, rozmawia Tadeusz Skutnik:

O czym dziś porozmawiamy?

- Jak to o czym? Rzecz jasna o najbliższej premierze!

Zamieniam się w słuch.

- Nie chcę powiedzieć, że to premiera mego życia, ale jest wyzwaniem dla mnie jako dyrektora i będzie kolejną ważną produkcją w historii tego teatru. Tak jak była nią "Faworyta" Donizettiego, której do tej pory nikt nie zagrał w Polsce, a myśmy wtedy w latach 70. mieli dwie obsady! Jak "Nabucco" Verdiego, którego wystawiliśmy jako pierwsi w Polsce, po nas dopiero inni. Bardzo ważne było dla mnie przedstawienie "Tannhausera" -pierwszy Wagner po wojnie, przeniesiony do Opery Leśnej w Sopocie. Dalej: "Fidelio" Beethovena no i teraz - "Kawaler srebrnej róży" Richarda Straussa. Pewnie byśmy się do niego nie zabrali, gdyby nie kontakt z agencją Alber Concert Theater, z którą współpracujemy dwadzieścia pięć lat. Ona umożliwiła nam dotarcie do autorskiej wersji na orkiestrę około 50-osobową. A więc na nasze możliwości. Dlatego pokusiliśmy się...

Skład orkiestry to zdaje się nie jedyna trudność "Kawalera"?

- Owszem, również przed zespołem scenicznym stawia on ogromne wymagania, począwszy od języka, swoistego dialektu wiedeńskiego, przez warstwę wokalną do umiejętności czysto aktorskich. Udało się nam skompletować skład polski, a także skład międzynarodowy: są to artyści głównie niemieccy i austriaccy. Dla przykładu: partię Ochsa zaśpiewa występujący w Operze Drezdeńskiej bas Paweł Izdebski, w polskim składzie - Radosław Żukowski, którego pamiętamy z "Fausta". Jak każdy dyrektor do momentu premiery głęboko wierzę [odpukuje w niemalowane], że będzie to sukces. Rzecz może nie przedziwna, ale miła i nobilitująca: spektakl został włączony w program obchodów Roku Polsko-Niemieckiego, w Program Ministerstwa Kultury "Promocja Twórczości" i będzie prezentowany także m.in. w Niemczech, Szwajcarii i Austrii.

No wie pan?! Kupili kota w worku? Będziecie wozić drewno do lasu?

- Chcę powiedzieć, że to już trzeci tytuł, który realizujemy przy ścisłej współpracy i pomocy finansowej Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Po kolei: "Fidelio", "Tannhauser" i teraz "Kawaler". Dla nas bardzo ważne, że to dzieła niemieckojęzyczne, znane wyrobionej tamtejszej publiczności. Myślę, że tamte dwa utorowały drogę "Kawalerowi srebrnej róży". Tak więc nie było to kupowanie kota w worku. Zakontraktowanych zostało ponad 50 przedstawień. Co świadczy, że mamy tam wysokie notowania, oby tak pozostało [odpukuje powtórnie]. A czy to wożenie drewna do lasu? Zapewne tak. Ale nie każde drewno jest takie samo. Wagner w naszym wydaniu, podkreślano w recenzjach, jest bardziej ludzki, ciepły, przystępny

W "Kawalerze" główne partie wykonują soliści niemieccy, reżyserują i dyrygują Niemiec i Luksemburczyk, wasi artyści wypełniają dalsze plany.

- Polscy artyści mają nie mniejszy wkład w produkcję. Kostiumy klasyczne, rasowe, z epoki, bardzo bogate, robi Małgorzata Słoniowska, którą pamięta pan chyba z "Giocondy" na wodzie we Wrocławiu. Scenografię powierzyliśmy Jackowi Mocnemu, nomen omen operującemu świetnie tym, w czym obecnie jesteśmy mocni: światłami, nowymi tworzywami. Krytykowano nas kiedyś za "oszczędnościowe" przedstawienia, więc postanowiliśmy robić mniej premier, ale w zamian wkładać w nie tyle pieniędzy, ile się danemu dziełu należy. W głównych partiach występują również nasi, w kraju już uznani a w Gdańsku pojawiający się po raz pierwszy artyści, m.in. Magdalena Barylak, Alicja Węgorzewska czy Katarzyna Oleś-Blacha. Słowem: wielka premiera tego sezonu, jedna z największych w historii tej sceny i mojego dyrektorowania.

Czyżby się pan już przymierzał do stanu spoczynku?

- O nie! Mam jeszcze parę niezłych pomysłów w zanadrzu. Dokładnie zaplanowanych, bo taki już jestem. O ile coś mi gwałtownie w tym nie przeszkodzi [odpukuje po raz trzeci]. Mam wielką nadzieję na dalszą pomoc wielkiego przyjaciela Opery Bałtyckiej - Grupy Lotos SA. I tak sobie marzę: przed odejściem jeszcze "Falstaff" albo ponownie "Nabucco".

Oho ho! Póki co jednak - "Kawaler srebrnej róży". Oczywiście życzymy sukcesów i u nas, i za granicą. Natomiast na otwarcie sezonu - ładny, ciepły, ludzki balet "... z nieba". Manna?

- Nigdy nie liczyliśmy na mannę z nieba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji