Artykuły

Amerykańskie mity zastępcze

4 lipca tego roku Stary Teatr na scenie kameralnej dał premierę dramaturga amery­kańskiego EDA GRACZYKA "Wracaj natychmiast Jimmy Dean, Jimmy Dean" w prze­kładzie ELŻBIETY SKŁO­DOWSKIEJ i PHILIPA BOEHMA, w reżyserii tego ostat­niego, w scenografii MAGDY DIPONT i GRAŻYNY TKA­CZYK, z opracowaniem mu­zycznym JÓZEFA OPALSKIEGO.

30 lat temu przeżywaliśmy podobne napięcia na widowni: na scenie ukazał się "Tram­waj zwany pożądaniem" TEN­NESSEE WILLIAMSA. Była to zadziwiająca sprawa i od cza­su premiery ogarnia mnie zdumienie, że aktorzy którzy grają dzisiaj nie zechcieli obejrzeć w przechodniej bra­mie teatralnej tych paru zdjęć, które pokazują jak dawniej, w tym samym Sta­rym Teatrze zachowali się na scenie starsi koledzy współczesnych artystów.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Boehma ma w sobie wszelkie zalety oryginalności, odrębności amerykańskiej w stosunku do oryginalności, od­rębności polskiej. Do tej sła­bości się przyznaję: przed laty rozumiałem każdy gest Niwiń­skiej i Sadeckiego. Dzisiaj w każdym geście nawet najlepszej aktorki przedstawienia Graczyka-Boehma doszukuję się znaczeń podwójnych, chociaż czasami obsceniczny tekst jest bardzo jednoznaczny. Skąd się to bierze? Po prostu Polacy mają inne pro­blemy na głowie, wstrząsają nami inne zagadnienia - i oczywiście można sobie popa­trzeć na zwariowane towarzy­stwo starszych pań, handlarek i kurew, które wspominają wstrząsającą miłość do aktora, jaki zginął w wypadku samo­chodowym. To jest też właśnie ta amerykańska odrębność: przysłonić prawdę życia najwspanialszą skądinąd gwiazdą aktorską.

W wymiarze aktorskim przedstawienie jest wstrząsa­jące. Niezrównana MARIA ZAJĄCÓWNA-RADWAN jako okrutna, weredyczna Sissy po­kazała klasę aktorską w naj­lepszym tego słowa znaczeniu: kilkoma gestami, sprawną mi­miką, nie mówiąc o idealnej dykcji, komunikowała zdu­mionym koleżankom i wi­dzom, co to znaczy przeży­wać tragedię operowanej ko­biety w... pretensjach. IZA­BELA OLSZEWSKA w roli Juanity miarkowała nieco wy­miar rozdzierającej tragedii biednych kobiet, które szuka­ją w spotkaniach swej dziew­częcej przeszłości. Bardzo pięk­nie zagrała swą rolę ELŻBIE­TA KARKOSZKA: jej Mona to kobieta pogodzona z ży­ciem, cierpiąca i jakaś w tym cierpieniu szlachetna. Sądzę, że DOROTA SEGDA (PWST) powinna nieco płynniej trak­tować swoje zadania ruchowe. ANNA CHUDZIKIEWICZ ja­ko Sissy dawniejsza powinna chyba zwrócić uwagę na owe zaczątki wyrzutów sumienia i egzystencjalnej nijakości jaką pokazała Sissy starsza.

EWA LASSEK jako Joanne dała prawdziwe studium psy­chologiczne osoby zmieniają­cej płeć. Była to pierwsza ro­la wieczoru i zdumiony jestem jak można tak znakomitą ak­torkę trzymać w odwodach za długo! Lassek w swojej roli dała pokaz umiejętności arty­stycznych o piekielnej sile wyrazu. MARGITA DUKIET jako Stella May z godną po­chwały swobodą pokonała trudności w pokazaniu kobie­ty dość płytkiej. GRAŻYNA LASZCZYK jako Edna i RO­MAN GANCARCZYK (PWST) jako Joe uzupełniali galerię zwichrowanych postaci.

Banalne wnętrze amerykań­skiej drogerii, tej właśnie, któ­ra daje napoje, frytki, gdzie można urządzić spotkanie, ba­nalna muzyka ("wycięta" przez Opalskiego dla potrzeb sce­nicznych), nieco wydłużona akcja - wszystko to uprzy­tamniało nam jak dalece je­steśmy sobie i... dalecy i... bli­scy. Spektakl pełen doskona­łych ról, a po spektaklu trze­ba czekać na "siódemkę" dwa­dzieścia minut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji