Artykuły

"Zemsta " pomszczona

Operetka kojarzyła się Witoldowi Gombrowiczowi z "boskim idiotyzmem i niebiańską sklerozą". I jest w tym chyba sporo prawdy: gatunek jest skonwencjonalizowany, operetkowe libretta bazują na wydumanych "dramatach" - koniecznie wieńczonych happy endem - nieodzownymi atrybutami są piękne suknie we wspaniałych salonach i obowiązkowe serie qui pro quo. Jest jednak w muzycznej literaturze operetka, która łącząc w sobie wszystkie nieodzowne cechy charakterystyczne, pozostaje znakomitym dziełem.

Jest nią bez wątpienia "Zemsta nietoperza" Johanna Straussa II, skomponowana przez króla walca do chyba najlepszego tekstu operetkowego Karla Heffnera i Richarda Genée. Po "Zemstę..." właśnie sięgnął, już po raz drugi, łódzki Teatr Muzyczny. Dyrekcja teatru zdecydowała się odstawić do lamusa niedawno powstały spektakl, zaangażować nowe siły i środki i... odnieść sukces. I przyznam, że jak postanowiono, tak się stało.

Nowa wersja "Zemsty...", przygotowana przez reżysera Wojciecha Adamczyka (debiutującego w gatunku), to znakomity spektakl teatralny. Reżyser najprostszymi metodami osiągnął zaskakujące efekty. Dawno już w naszej operetce artyści nie grali ról, tworzyli postaci, śpiewali jak w teatrze muzycznym i kreowali - jak w dramatycznym. Tym razem wszystko było na swoim miejscu. Spektakl "odchudzony" z minoderii, manieryzmu, "takiej malej" i "taakiego tygrysa" nie grzeszył wspomnianym idiotyzmem i sklerozą. Wszystko było tu przejrzyste, stylowe, ba, nawet szlachetne. Aż dziw, że stało się to w teatrze, który przez ostatnie trzy lata natrętnie przyzwyczajał widzów do artystycznej tandety.

Co zatem zdarzyło się na ulicy Północnej? Otóż po pierwsze - "zdarzyła się" logiczna reżyseria, po drugie - doskonała scenografia. Tę ostatnią zawdzięczamy Wojciechowi Jankowiakowi (wybitnemu scenografowi teatralnemu) i autorce kostiumów - Marcie Hubce. Kostiumografka, jak każe tradycja, wystroiła wszystkich we wspaniałe toalety, nie zapominając przy tym o znakomitym guście i smaku. W przebogatych i przepięknych kostiumach nie sposób dopatrzyć się choćby jednego tandetnego elementu. Kroje i barwy zestrojone są ze sobą niczym orkiestra: choć każdy instrument brzmi inaczej, to wspólnie zagrany dźwięk jest czysty. Podobne zachwyty może wzbudzać czyściutka w rysunku, subtelna, lekka choreografia Janiny Niesobskiej. Strauss co prawda oszczędnie "dawkował" w partyturze "Zemsty..." walce, jednak realizatorzy "ukradli" mu dwa inne (spektakl wzbogacono też o dwie polki) i dzięki temu przedstawienie było roztańczone. Artyści śpiewali i tańczyli, a publiczność bawiła się świetnie. Nie w każdym jednakże momencie...

Chwile konsternacji "zawdzięczaliśmy" wykonawcom, bowiem nie wszyscy mogli zadowolić kunsztem wokalnym. Najbardziej rozczarował - skądinąd dobry aktorsko - Wojciech Zyffert (w premierze sobotniej - Alfred), który nijak nie mógł wydobyć z gardła solidnie ustawionego głosu. Pewne kłopoty (zwłaszcza w drugiej, niedzielnej premierze) miała Rozalinda, czyli Beata Zyffert, a to dlatego, że bardziej śpiewała "naturą" niż techniką. Dotyczy to przede wszystkim najwyższych dźwięków śpiewanych forte. Lepiej aktorsko wypadła sobotnia Adela - Mieczysława Andrzejak, nad którą góro wała wokalnie Adela niedzielna - Małgorzata Czajkowska. Obie panie jednak - moim zdaniem -powinny "przyłożyć się" do c. Dźwięk ten, jakże efektowny i przecież popisowy, w obu przypadkach nie należał do najszlachetniejszych. Słowa uznania i gratulacje należą się bezapelacyjnie Romanowi Baranowiczowi (Frosch), Feliksowi Gałeckiemu (Eisenstein) i Ziemowitowi Wojtczakowi (Falke). Żadnych zastrzeżeń nie mam także do chóru i do znakomitego pomysłu obsadzenia w roli księcia Orłowskiego nie "biodrzastego" sopranu, a aktora dramatycznego. Jacek Łuczak, aktor Teatru Powszechnego, poradził sobie z księciem - idiotą doskonale. To wielki sukces grać ze śpiewakami, tańczyć z tancerzami i być jak najbardziej na miejscu.

"Zemsta nietoperza" przyniosła widzom jeszcze jedną niespodziankę. Na balu u księcia Orłowskiego, jako nadzwyczajny gość, pojawiła się Joanna Woś. Artystka bardzo w Łodzi popularna (niespełna tydzień temu wystąpiła z sukcesem w Teatrze Powszechnym w "Kwartecie" Schaeffera), która - jak widać -macierzystą scenę, czyli Teatr Wielki, reklamuje i to z powodzeniem, u konkurencji. Arię z "Traviaty" zaśpiewała - jak zwykle zresztą - rewelacyjnie, idealnie wkomponowując się we wspaniałe ramy całego spektaklu.

Na koniec gratulacje dla orkiestry i szefa muzycznego przedstawienia - Kazimierza Kryzy. Tak czysto i z takim wyczuciem stylu muzycy TM nie grali już dawno. Brawo. Poprzednia nieudana "Zemsta..." została pomszczona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji