Artykuły

UFO, czyli każdy z nas

"Ufo. Kontakt" w reż. Iwana Wyrypajewa w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Agnieszka Dziedzic w Teatraliach.

Iwan Wyrypajew, w zsuniętej na czoło wełnianej czapce, postanowił użyć teatru do pokazania, czym jest realność i - upraszczając - o co chodzi w życiu. Tak, to projekt totalny, który brzmi zatrważająco poważnie. Albo naiwnie. Na szczęście Wyrypajew oprócz skłonności do metafizyki ma także skłonności do błaznowania. Właśnie w przewrotnym żarcie, błazenadzie i figlu zanurzone jest od pierwszej minuty "UFO. Kontakt".

"UFO. Kontakt" kosmiczne jest o tyle, że bazuje na wierze w możliwość wskrzeszenia duchów przeszłości. Co to właściwie znaczy? Aby wyjaśnić, wsłuchajmy się w słowa samego Wyrypajewa, pojawiającego się na dużym białym ekranie. W kilkuminutowej projekcji, pełniącej rolę prologu do części właściwej, reżyser opowiada o swoim niezrealizowanym pomyśle na scenariusz do filmu o ludziach, którzy doświadczyli kontaktu z UFO. Kiedy więc zaproponowano Wyrypajewowi przygotowanie spektaklu dyplomowego ze studentami krakowskiej PWST, ten przypomniał sobie o starym scenariuszu. I tak na tle wspomnianego ekranu i za sprawą krzesła, na którym kolejno usiadło dziesięcioro młodych aktorów (dokładnie: cztery kobiety i sześciu mężczyzn), ożyły duchy przeszłości Wyrypajewa.

Chociaż motywem przewodnim wszystkich opowieści miało być spotkanie z UFO, widz szybko orientuje się, że nie tylko nie będzie historyjek związanych ze stereotypowym wyobrażeniem zielonych ludzików, ale że to "naddatek" w postaci bardziej lub mniej domorosłej metafizyki zdominuje każdą z opowieści. W tym sensie tytułowe UFO staje się drugim człowiekiem. Filozoficznym Innym, jeśli ktoś woli. Kontaktowi z UFO odpowiada spotkanie z nieznanym kosmosem, jakim jest inny człowiek, z całym bagażem własnych rozterek, lęków i nadziei, często niemożliwych do przekazania w procesie komunikacyjnym.

Wśród setek ludzi, z którymi spotkał się reżyser, aby ich prawdziwe historie uczynić szkieletem scenariusza, odpowiednich okazało się zaledwie 14 osób. A właściwie 10, reszta była "nie za bardzo zdrowa", jak eufemistycznie problem domniemanego wariactwa określa Wyrypajew. O spotkaniu z pozaziemską cywilizacją opowiadają między innymi: świergotliwa studentka Emily z USA, rosyjski programista Artimow, Norweżka Hilde Jensen, 43-letni trener biznesowy, emeryt z Irlandii oraz 34-letnia pani domu. Dostajemy więc przekrój społeczny, a do tego geograficzny. Wszystkich ich łączy to, że starają się oddalić od siebie choćby najmniejszy zarzut o postradanie zmysłów, a następnie opowiedzieć o własnym doświadczeniu jak o uniwersalnym objawieniu, dzięki któremu świat może stać się lepszy. Pomiędzy kolejnymi historiami pojawiają się krótkie projekcje wizualno-muzyczne, związane głównie z tematyką kosmiczną (od lotów kosmicznych po popularne wyobrażenia kosmitów), ale też idylliczny obrazek kwitnących kwiatów. Zdaje się, że projekcje pełnią funkcję kropki nad "i" w wizji uniwersum według Wyrypajewa. Niewykluczone też, że reżyser puszcza do nas oko i wcale nie głosi cudowności wszelkiego stworzenia, ale mówi: spójrzcie, to piękna projekcja. Kolejna z wielu w naszym życiu.

Pozwolę sobie na przywołanie komentarza któregoś z widzów. Otóż wychodząc z teatru, usłyszałam, że "UFO. Kontakt" to "taki teatr gadających głów". Stwierdzenie przypadło mi do gustu, z jednym zastrzeżeniem to nie teatr. Wyrypajew oferuje widzom spotkanie z aktorami, którzy, zanim jeszcze siądą na krześle, przedstawiają się własnym imieniem i nazwiskiem, po czym deklarują, że teraz użyczą swego głosu bohaterce X lub bohaterowi Y. Nie ma tu strojów, nie ma scenografii czy rekwizytów sensu stricto. Wprawdzie sytuacja jest ujęta w ramę konwencji wydarzenia artystycznego, a aktorzy posiadają określony warsztat, ale sami zdecydowanym gestem odsłaniają jego mechanizmy - budowa postaci odbywa się na naszych oczach. Tak samo jak destrukcja świata, którym aktorzy przez kilkadziesiąt minut starają się znęcić uwagę widza. Dzieje się to, kiedy Kuba Wróblewski mówi za Wiktora, rosyjskiego oligarchę, który to miał sponsorować film Wyrypajewa, ale zrezygnował z projektu, gdy dowiedział się, że wszystkie monologi zostały wymyślone przez reżysera. Nie ma w nich więc szczypty prawdy, żadnej realności. I tu Wyrypajew już nie może powstrzymać się od psikusa, który będzie zarazem puentą. Wróblewski odkłada na bok rolę oligarchy i gra teraz aktora, który wyszedł z roli. "Pokazać wam czym jest realność?", rzuca zaczepnie w stronę publiczności. Po czym siada swobodnie na krześle, szerokim gestem wskazując na salę, w której się znajdujemy. Po kilkunastu sekundach rozlegają się brawa. "UFO. Kontakt" skończone.

Trudno byłoby osądzić, czy propozycja Wyrypajewa przynosi coś inspirującego czy - abstrahując od ogromu pracy wszystkich twórców - regres dla teatru w tradycyjnym ujęciu? Ale w jednym trzeba przyznać reżyserowi rację - to, co pozostaje po "UFO. Kontakt", to energia rodząca się podczas opowiadania. A gadająca głowa oznacza tu coś więcej, niż tylko mówienie - to myślenie, odczuwanie i przepływ energii między aktorem (narzędziem do opowiadania) a widzem gotowym lub nie do przyjęcia historii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji