Artykuły

Zemszczę się na całej waszej bandzie

Brytyjskie ministerstwo oświaty zamówiło dla szkół odważny performans, skierowany do publiczności "12+". Trudno sobie wyobrazić bardziej niewdzięczną widownię dla tej formy. Jeszcze nie dość mroczni, by egzaltować się wpisaną w widowisko możliwością katastrofy, a już zbuntowani - pisze Joanna Derkaczew w felietonie dla e-teatru.

Ze wszystkich dziedzin sztuki, których nie ma (kino prenatalne, muzyka antybakteryjna) najmniej brakowało mi performansu dla dzieci. Interakcja w teatrze dla najmłodszych rzecz piękna, ale gałka "ryzyko" nie bez powodu przykręcona jest zwykle do minimum. Rzucę piłkę, a nuż połknie? Machnę ogonem przebiegając między rzędami widowni, a nuż rodzice oskarżą o molestowanie? Z żywo reagującą widownią nieletnią zdarzyć się może wszystko; każdy spektakl to potencjalnie "Rhythm 0" Mariny Abramovic, strzał w głowę, skok z dachu, zagrożenie życia, zdrowia, budżetu i przyszłej kariery politycznej dyrektora teatru.

Tymczasem brytyjskie ministerstwo oświaty zamówiło dla szkół odważny performans, skierowany do publiczności "12+". Trudno sobie wyobrazić bardziej niewdzięczną widownię dla tej formy. Jeszcze nie dość mroczni, by egzaltować się wpisaną w widowisko możliwością katastrofy, a już zbuntowani. Hormony buzują, ukryte w dwunastolatku dziecko chce do mamy, kiełkujący dorosły jest jeszcze w stadium niebezpiecznego socjopaty.

Ze spektaklem-performansem, który objechał całą Wielką Brytanię, autor i wykonawca, Tim Crouch, przybył w końcu do Abbey Theatre w Dublinie. "Ja, Malvolio" to produkcja, w której nie wręcza się dzieciom na wejściu noży, prowokując, by narysowały obrazek pt. "Strach" na nagim ciele performera. Widowisko Tima Croucha ma tekst, scenografię, nawet szczątki zapożyczonej z szekspirowskiej komedii "Wieczór Trzech Króli". Nie ma jednak zwartej ściany, .nie daje też pewności, że artysta zakończy spektakl w jednym kawałku.

Gdy wchodzimy z pożyczonym dzieckiem na widownię, potrącani przez biegnących ślepo przed siebie młodocianych narwańców (miejsca nienumerowane), w tyle sceny widać mamrocące dziwo. Starszy mężczyzna kołysze się i rozgląda nerwowo, Brudny, uświniony wszelkimi płynami pochodzenia ludzkiego, na wpół zdziczały. Wczytuje się desperacko w kilka linijek z pomiętej kartki. Obserwuje widzów cały czas, co chwilę wykonując ruch, jakby miał się na nich rzucić lub oddać się w ich ręce na tortury.

Mówić zaczyna niby po to tylko, by światu, który zrobił z niego wariata, udowodnić, że wariatem nie jest. Zaraz jednak obiecuje też wszystkim zgromadzonym zemstę. "Zemszczę się na całej waszej bandzie", krzyczy do tłumu rechocących w najlepsze nastolatków.

Crouch wykorzystał historię lokaja Malvolio, purytanina i świętoszka, którzy w "Wieczorze" zostaje przykładnie upokorzony. Nieustannymi wezwaniami o zachowanie porządku i przyzwoitości zakłócał zabawę wuja swojej osieroconej pani, Hrabiny Oliwii. Wuj, Toby Belch postanowił go więc skompromitować. Podrzucił lokajowi list, sugerujący, że Oliwia zakochała się w cnotliwym słudze. Gdy Malvolio rusza do hrabiny z wyznaniem wzajemności, zostaje oskarżony o szaleństwo i wtrącony do lochu.

Wszystkie te szczegóły Tim Crouch wylicza szybko, mimochodem. Fabuła nie ważna, liczy się, co człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi. Zwłaszcza śmiesznemu, dziwnemu człowieczkowi, tak niepodobnemu do żadnego z ans. Może się na niego pogapić? Może się z niego pośmiać, wytknąć go palcem, skopać, obrzucić jajkami, wybić mu okna, spalić mu dom? Może nie stawiać sobie żadnych ambicji i ograniczeń, po prostu używać życia, pić, palić, śmiecić, gdzie popadnie, pozwolić, by nad światem zapanował chaos. Tacy właśnie jesteście, to właśnie lubicie? Ach, zemszczę się jeszcze. Zapętlony w swoim obsesyjnym monologu, wyznacza widzom co chwilę zaskakujące zadania. Co mam napisane na plecach? Kopnij mnie? No to dalej, dawaj, kop śmiesznego człowieczka. Koledzy patrzą, zachęcają, nie możesz przecież zawieść kolegów. A tu co? Lina z pętlą i krzesło? No to dalej, wasza trójka trzyma koniec liny, a ty na trzy wyciągasz mi spod stóp krzesło.

Jeśli Tim Crouch faktycznie zwariował na jakimś punkcie, to jest nim odpowiedzialność publiczności za spektakl i wszystkie powiązane tematy. W "Autorze" (Royal Court Company) skonfrontował widzów np. z całym procesem tworzenia "krytycznych sztuk brutalistycznych" (anty-wojennych, anty-patriarchalnych, anty-kapitalistycznych, whatever): od momentu, gdy Autor przeglądając strony internetowe ze zdjęciami zmasakrowanych ciał trafia na pornografię dziecięcą, przez chwilę, gdy Aktorka (grająca ofiarę brutalnego gwałtu) odkrywa, że jest w ciąży, Aktor (w oczekiwanym spektaklu żołnierz-gwałciciel) dostaje napadu agresji, a Widz (usadzony podobnie jak cała reszta między widzami) zaczyna się zastanawiać czy został właśnie skrzywdzony czy sam kogoś skrzywdził.

W "Ja, Malvolio" Crouch pozwala dzieciakom na własnej skórze poczuć, co znaczy pozostać obojętnym wobec przemocy, ale też jakie są konsekwencje przeciwstawienia się jej. Wskazuje, gdzie dokładnie leżą granice ich współodpowiedzialności za cudzą krzywdę i własne bezpieczeństwo. Pokazuje, co się dzieje, gdy śmiejemy się z "innych", choćby głupich i antypatycznych. Ogromna część spektaklu oparta jest na improwizacji i ryzyku. Nie jest to czysty, definicyjny performans, najwyżej jazda popisowa "z elementami", ale jak na dziecięcą wrażliwość, to jest jak komunia udzielana własnym spalonym ciałem.

Jeśli tak ma wyglądać performens dla dzieci, to kupuję bezkrytycznie, a może i do kina prenatalnego się kiedyś przekonam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji