Artykuły

Inteligentna gra w słowa

"Po rozum do głowy" w reż. Zbigniewa Lisowskiego w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Ilona Słojewska w serwisie Teatr dla Was.

Idiomy, frazeologia, homonimy, wyrazy obce, przysłowia. Zabawie nimi towarzyszą emocje, ciekawość i humor. Dlaczego warto wkraczać razem z dziećmi do krainy słów i do tego się w niej nie zagubić?

Wznowiony w Baju Pomorskim w Toruniu spektakl "Po rozum do głowy" autorstwa Mariana Pecko i Zbigniewa Lisowskiego, w adaptacji i reżyserii Zbigniewa Lisowskiego odpowiada na to pytanie. Pokazuje, że język polski to wspaniały plac zabaw do gry wyrazami. Głowa z kolei to znak mądrości, bo w niej się wszystko rodzi i zaczyna, w niej mieszka rozum. Tam znajduje się to, czego potrzeba, by powstawały wyrazy, dzięki którym możemy się porozumiewać z innymi.

Spektakl ten wcale nie stoi w opozycji do współczesnego języka pełnego piktogramów, ideogramów i emotikonów. Przeciwnie, wskazuje dzieciom, że nadal funkcjonuje z nim na równych prawach. A poprzez przysłowia podpowiada jak bardzo mocno związany jest z polską tradycją. I wcale nie przeszkadzają mu inne, wszelkie możliwe kombinacje, układane ze znaków pisanych, tworzących konkretne komunikaty i pełniących rolę nośników przekazu pomiędzy ludźmi. Co więcej, znaki interpunkcyjne, którym dzieci w szkole odmawiają niejednokrotnie prawa do uczestnictwa w konstruowaniu zdań, robią zawrotną karierę w świecie wzajemnego porozumiewania się. Podobne zwycięstwa odnoszą też skróty wyrazowe typu "wywalone w kosmos", czy "zajefane". Spoko, one już weszły do młodej polszczyzny. Ale też wcale nie zabiegają o prawo do wyłączności. W tej językowej rzeczywistości przedstawienie Zbigniewa Lisowskiego jest niczym wyprawa do być może trochę zapomnianego, ale co ważne, nadal funkcjonującego świata wyrazów. Mam wrażenie, że Zbigniew Lisowski zawsze ustawia kompas poszczególnych teatralnych podróży w kierunku tych miejsc, do których powinno dotrzeć każde dziecko. Po to, żeby czegoś doświadczyć, przekonać się, zrozumieć, zobaczyć, przeżyć i zaakceptować. Podoba mi się to, że odkrywa przed nimi coraz to ciekawsze przestrzenie, z których wrażenia zabiera się na zawsze i do dorosłego życia.

Tym razem zabiera dzieci do wnętrza głowy. Bo jak wiadomo, po rozum zawsze chodzi się do głowy, by zobaczyć, czym zajmuje się Mózg, Móżdżek, Struna Głosowa, Język, Ślinka, no i Zęby-Mleczaki. Jak i gdzie powstają słowa, w jaki sposób wychodzą przez usta i dlaczego do poprawnego ich wypowiadania tak bardzo potrzebne są zęby? Fabuła przedstawienia oparta jest na wspomnianych już zwrotach z języka potocznego, na przysłowiach, idiomach, homonimach, a przede wszystkim na związkach frazeologicznych. To świetne rekwizyty do zabawy słownej, zwłaszcza, że jest ich sporo. Każde użyte w spektaklu frazeo związane jest z określoną sytuacją, cechą charakteru, postępowaniem, zachowaniem. Miałam wrażenie, że razem z aktorami i scenografią tworzą obraz, w którym każda scena wyraża treść określonego wyrazu, koncentruje się wokół niego; rozwija akcję, biegnąc naprzód po linii wydarzeń. Skojarzyłam ten widok z obrazem "Przysłowia niderlandzkie", znanym również jako "Świat do góry nogami" namalowanym przez Pietera Bruegla Starszego w roku 1559. Malarz przy pomocy ponad stu scen rodzajowych zobrazował przysłowia, jakie w XVI wieku w Niderlandach cieszyły się największą popularnością i weszły do obiegu językowego. I tutaj dzieje się podobnie - Zbigniew Lisowski przy pomocy dostępnych mu środków teatralnych i słów tworzy podobny obraz.

Ta literacko-teatralna zabawa słowami to rodzaj językowego eksperymentu, doskonale mieszczącego się w ramach spektaklu. Okazuje się, że Język jest nie tylko najważniejszym i wieloczynnościowym narządem w jamie ustnej, ale przede wszystkim najlepszym narzędziem do przekazywania myśli i poleceń wyrażonych słowami, a płynącymi z Mózgu. Wyraz-postać: "Język" jako homonim, świetnie wykorzystuje swe dwuznaczne znaczenie i staje się sprawcą wielu sytuacji komicznych. Poza tym, realizując swą potrzebę zaistnienia wszędzie i zawsze, wchodzi w układy z innymi wyrazami tworząc z nimi zwroty z języka potocznego, np. "język lata jak łopata". Z kolei powiedzenie "trzymać język za zębami" odnosi się do wyprawy języka poza jamę ustną do zewnętrznego świata. A kiedy rozbrajająco przyznaje, że "plecie to, co ślina mu na język przyniesie", pojawia się niemniej druga ważna postać. "Ślinka" okazuje się nie tylko enzymem produkowanym przez gruczoły, ale także ważnym elementem spełniającym wiele zadań. Zapobiega wysychaniu języka i ostrzega przed bezmyślnym oraz szybkim wypowiadaniem się.

W zabawie zdominowanej przez związki frazeo biorą także udział przysłowia. "Słowo się rzekło, kobyłka u płotu", "wyjdzie szydło z worka" lub "sam jak palec", albo "zgoda buduje, niezgoda rujnuje" odnoszą się do konkretnych sytuacji życiowych bohaterów scenicznych. Podpowiadają dzieciom, że można je opisać, nazwać, niekoniecznie poprzez kod znaków interpunkcyjnych. W scenie, w której z dziąseł znikają wszystkie Zęby - Mleczne, Ślinka tłumaczy Mózgowi, że stało się to za sprawa Języka, który: je "psegonił".- "To wszystko on zmajdrował" - tłumaczy. Ten gwarowy wyraz oznaczający nieudolność, nieumiejętność wskazuje dzieciom na istnienie mu podobnych, którymi dzisiaj, jakże wielu z nas, nadal się posługuje w mowie potocznej.

Spektakl uczy również dzieci umiejętności dostrzegania w języku ukrytych możliwości gier słownych. A jest ich bardzo dużo. Jedną z nich jest gra polegająca na szybkiej, dynamicznej wymianie słów pomiędzy Językiem a Zębami-Mleczakami. Przypomina szkolną zabawę w słowa, podczas której dzieci wymieniają znane im słowa na określoną literę, lub też podają słowa przeciwstawne. Wyrazy przerzucane są ponad sceną niczym w rytmie odbijanej piłeczki ping-pongowej, a ta żonglerka zachęca dzieci do wspólnego bawienia się. Ale to nie wszystko; po niej jest jeszcze gimnastyka dla języka. A w jednej z piosenek pojawiają się wymieniane po kolei wszystkie litery polskiego abecadła. Co więcej, rymują się z pozostałymi wyrazami tekstu, podkreślając rytmikę melodii. To już końcowe fragmenty tej słownej zabawy.

Zabawy, której niezaprzeczalnym atutem jest czysta zrozumiała dykcja aktorów. Chwilami miałam wrażenie, że ich wypowiadanie było niczym wyposażanie ich w frazy dźwiękowe. Modulowanie głosami, szepty, okrzyki radości, rzucane ostrzeżenia, prośby, rozkazy, tłumaczenia, przeprosiny, wyznania przyjaźni tworzyły fenomenalną warstwę brzmieniową spektaklu. A kiedy aktorzy wsiedli do Ciufci Świszczypały, by odbyć podróż w poszukiwaniu Ślinki, zadziałał zaczarowany wymiar teatru dla dzieci. Jak tylko para poszła w gwizdek, ograniczona przestrzeń sceny optycznie powiększyła się, a pociąg ruszył przed siebie przez wszystkie kontynenty, o czym bardzo szczegółowo relacjonowali jego pasażerowie.

Spektakl ten ma swoich kilka warstw, a gra słowami łączy je w całość. Język przypomina przemądrzałego chłopca, Zęby-Mleczaki to przyjaciele z podwórka, Ślinka jest ucieleśnieniem sympatycznej dziewczynki, Struna Głosowa jak prawdziwa diva operowa budzi zachwyt, Mózg niczym dyrektor zawiaduje całością, a Móżdżek zagoniony, zaaferowany wykonuje jego polecenia. W tej inscenizacji pojawia się coś znajomego, kojarzącego się ze szkołą, w której nie tylko uczą, ale i wychowują, bawią i rozwijają wyobraźnię u dzieci. Która kiedyś może się stać ich własną siłą sprawczą prowadzącą do tworzenia artystycznego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji