Artykuły

Hondy Hanuszkiewicza

Zamiast poczciwej lektury, przy której i uczniom, i nauczycielom kleiły się oczy, leciał efekt za efektem. A żeby nie zapomnieli, co oglądają, w charakterze dekoracji w tle stały wielkie trójwymiarowe czerwone litery BALLADYNA - o "Balladynie" w reż. Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym pisze Hanna Baltyn w Foyer.

Była histeria, pozostała historia. Jest rok 1974, luty, "Balladyna" w Narodowym. Adam Hanuszkiewicz [na zdjęciu], zaprzyjaźniony z całą krakowsko-warszawską profesurą polonistyczną, inscenizuje sztukę Słowackiego tak, jak by zapewne wystawiono ją w podziwianym przez wieszcza Cyrku Olimpijskim w Paryżu - żeby widza oszołomić, zachwycić, rozśmieszyć, stumanić i przestraszyć. Wychodzi, jak to formułuje Elżbieta Morawiec, "sukces-skandal". Udaje mu się przy pomocy scenografa Marcina Jarnuszkiewicza powielić rozmaite ikony popkultury i przy pomocy takich rekwizytów jak trzy hondy zmienić teatr w cyrk, w dodatku totalny, okrążający widownię. Zamiast poczciwej lektury, przy której i uczniom, i nauczycielom kleiły się oczy, leciał efekt za efektem. A żeby nie zapomnieli, co oglądają, w charakterze dekoracji w tle stały wielkie trójwymiarowe czerwone litery BALLADYNA.

Przesadą byłoby twierdzić, że jak magnes przyciągały tylko hondy, na których szaleli Goplana jako słowiańska Barbarella ze Świtezi oraz Skierka i Chochlik. W tamtym okresie - a już sześć lat minęło od objęcia po Dejmku dyrektury Narodowego - anatema środowiskowa straciła moc, a Hanuszkiewicz święcił tryumfy, stawiając m.in. "Kordiana", "Hamleta", "Norwida", "Beniowskiego", "Trzy siostry", "Antygonę", "Trzy po trzy", "Wacława dzieje", wreszcie "Balladynę". Co drugi absolwent ogólniaka pragnie zostać reżyserem - inscenizatorem, demiurgiem, któremu wszystko wolno. Bo, jak napisała Zofia Kucówna, "teatr Hanuszkiewicza był, istniał, wnosił ferment, powodował wściekłość, zawiść, prowokował, zachwycał, drażnił - a więc niósł wszystko, co może teatr w sferze emocji wyzwolić". On sam twierdzi, że "Balladyna" była taką sensacją, iż nawet pisma dla dzieci "Miś" i "Świerszczyk" zamieściły o niej recenzje. A skąd pomysły? Mistrz i na to odpowiada: "Goplana, sądząc z jej czynów, jest wiedźmą, więc zamiast miotły wsadziłem jej między nogi japoński motocykl honda, oczywisty współczesny symbol średniowiecznej miotły - fallusa!". Pieniądze na trzy motory - po interwencjach - dał minister kultury. Po 200, jak twierdzą dokumentaliści (albo po 400, jak twierdzi Hanuszkiewicz) przedstawieniach, "Balladyna" zjechała z afisza. Hondy poszły na licytację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji