Artykuły

Czechow bez fajerwerków

"Wiśniowy sad" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Paweł Schreiber w serwisie Teatr dla Was.

"Wiśniowy sad" w reżyserii Pawła Łysaka w bydgoskim Teatrze Polskim, choć zapowiadany jako bardzo współczesna wizja Czechowa, na szczęście umyka pokusie, żeby całość osadzić w ponurych realiach polskiego kapitalizmu, z Jepichodowa zrobić rodzimego biznesmena z drogim zegarkiem i słomą w butach, a z tekstu Czechowa - felieton publicystyczny. Uwagę widowni przykuwają nie tyle aluzje do dnia dzisiejszego, co dylematy postaci. Sprzyja temu bardzo solidne aktorstwo. Anita Sokołowska, grająca Raniewską, staje na wysokości reputacji, którą wyrobiła sobie wspaniałą rolą w monodramie "Komornicka. Biografia pozorna." Buduje postać kobiety na pierwszy rzut oka przedsiębiorczej i pewnej siebie, ale od czasu do czasu pokazującej wewnętrzne rany. Kiedy dochodzą do głosu, ona sama głos traci, wpadając w rozpaczliwy, spazmatyczny bełkot. Michał Czachor w roli Piotra Trofimowa wychodzi z ironicznej maniery, do której już przyzwyczaił bydgoską publiczność, i staje się jednym z filarów przedstawienia. Doskonale wie, kiedy pozwolić swojej postaci na śmiertelną, kaznodziejską powagę, a kiedy dać jej się skompromitować, rozśmieszając publiczność.

Łysak i jego aktorzy wydobywają z Czechowa i melancholię, i humor - to przecież sztuka, w której tak samo intensywnie powinny wybrzmieć żałoba po przemijającym świecie jak i absurdalna przemowa Gajewa do starej szafki. Wszystko to w świetnej scenografii Barbary Hanickiej, której motywem głównym jest zbiegający się w głębi sceny korytarz z rzędami drzwi po każdej stronie; za drzwiami widać zarys kolejnego korytarza I dom, i sad zmieniają się w przestrzeń pozornie uporządkowaną, będącą w rzeczywistości powodującym poczucie zagubienia labiryntem.

Przy wszystkich zaletach bydgoskiego "Sadu" nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że w przedstawieniu pojawia się dużo nie do końca zrealizowanych pomysłów, a jednocześnie brak mu pazura, który sprawiałby, że ta inscenizacja wybije się z grona innych przyzwoitych, ale nie rewelacyjnych realizacji Czechowa. Niekonsekwentnie prowadzona jest postać Szarlotty (świetna Magdalena Łaska). Demoniczna, odrealniona iluzjonistka najpierw wydaje się ponurym konferansjerem całości, przez chwilę kieruje ruchami i słowami najważniejszych postaci, a w końcu znika gdzieś na marginesie spektaklu i nigdy nie wiadomo, kim w nim de facto była. Szkoda - pomysł na jej rolę wydał mi się wspaniały i bardzo chętnie zobaczyłbym przedstawienie, w którym byłby konsekwentniej przeprowadzony. Mocno skrócony pierwszy akt dramatu Czechowa staje się chaotyczną serią wejść i wyjść, w której reżyserowi nie udaje się sztuka zapanowania nad tłumkiem zaludniającym tekst. Są postaci niemal zupełnie zaniedbane, jak Jepichodow (Jakub Ulewicz), który pojawia się na scenie dosłownie kilka razy. Nie do końca wiadomo dlaczego w spektaklu pojawiają się statyści, którzy nie mają do odegrania żadnej istotnej roli. Rozczarowuje też nijakie, sentymentalne zakończenie, przy akompaniamencie piosenki, a jakże, "Wiśniowy sad".

Podsumowując, bydgoskie przedstawienie nie jest ani arcydziełem, ani przełomowym, współczesnym odczytaniem sztuki Czechowa. Jest za to odczytaniem solidnym, dobrze naświetlającym motywacje postaci i umiejętnie balansującym między humorem, melancholią i okrucieństwem - tak, jak wystawiany dramat. To też niełatwe. Szkoda tylko, że w bydgoskim "Sadzie" tyle dobrych, ale niewykorzystanych pomysłów, które mogłyby być zalążkiem jeszcze lepszego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji