Artykuły

Czarnobyl straszy

Na afiszu dwa spektakle inspirowane katastrofą w elektrowni - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej. "Czarnobyl. Last minute" to tytuł inscenizacji w Białymstoku, który oddaje paradoksalność sytuacji związanej ze współczesnym odbiorem atomowej tragedii.

- Trudno w to uwierzyć, ale po wpisaniu do internetowej wyszukiwarki hasła "wycieczka do Czarnobyla" otrzymujemy bogatą ofertę zorganizowanych wyjazdów na miejsce dramatu - mówi Agnieszka Korytkowska-Mazur, dyrektorka Teatru im. Węgierki w Białymstoku i reżyserka. - Za 750 zł można się tam wybrać autobusem w dowolnym towarzystwie: geologów, fotografów. Na nieszczęściu ofiar Czarnobyla wyrósł cały przemysł turystyczno-pamiątkarski, który oferuje pobyt w okolicy, gdzie doszło do wybuchu, a także gadżety ostemplowane odpowiednimi pieczęciami, świadectwo odbycia podróży z dreszczykiem, które dla wielu stanowi znakomity temat do rozmów w gronie rodzinnym lub przyjaciół.

Agnieszka Korytkowska-Mazur zainspirowała się książkowym reportażem Swietłany Aleksiejewicz "Czarnobylska modlitwa", ale też dotarła do osób, które wyjeżdżały do Czarnobyla. - Rzecz jest niesamowita i mam wrażenie, że dotykamy zjawiska cywilizacyjnego na szerszą skalę: rozrywki związanej nierozerwalnie ze śmiercią, jakiegoś współczesnego dance macabre, które kwitnie wokół kultywowanych za publiczne pieniądze miejsc dramatów czy obozów koncentracyjnych - powiedziała reżyserka. - Nie da się ukryć, że osoby, które padły ofiarą katastrofy, niekiedy żyją z tego.

Spektakl pokaże jedną z wycieczek do Czarnobyla, radunicę - białoruski zwyczaj obcowania ze zmarłymi, a także rodzaj spotkania z nimi tych, którzy zostali zarażeni śmiercią za życia. - Kiedy doszło do katastrofy, mieszkałam blisko radzieckiej granicy - wspomina reżyserka. - Piłam płyn Lugola i spotkałam wiele osób, które padły ofiarą promieniowania. Od lat mają problemy ze zdrowiem, chorują na raka, nie mogą mieć dzieci lub urodziły się im z poważnymi zdrowotnymi kłopotami. A jednak Czarnobyl jest na Białorusi i Ukrainie wciąż tematem tabu. Gdy pokazujemy poprzez pryzmat katastrofy początek upadku ZSRR, przypominamy, że dla jego obywateli przyzwyczajonych do licznych zagrożeń pojawił się nowy, niewidzialny wróg, niebezpieczny również dlatego, że jego istnienie ukrywała propaganda.

Białostocki spektakl kończy swoisty apel poległych, lista ofiar i sekwencja wystąpienia prezydenta Łukaszenki, który zapowiada budowę nowej elektrowni atomowej. Bezpieczniejszej niż w Fukushimie!

Na podstawie "Czarnobylskiej modlitwy" powstaje też spektakl Joanny Szczepkowskiej w warszawskim Teatrze Studio. O zupełnie innym wydźwięku.

- Czarnobylska rzeczywistość stworzyła obraz nowego świata i nowego człowieka - mówi Joanna Szczepkowska. - Jednak ten obraz jest nie tylko katastroficzny. Świat po Czarnobylu dokonał przewrotu w naturze i w filozofii życia. Zaczyna się ujawniać siła intuicji wielkich i drobnych stworzeń. Ludzie dostrzegają wyraźniej swoją przynależność do natury.

Jeśli z wybuchu tamtego reaktora można wyciągnąć jakikolwiek pozytywny wniosek, to jest nim wola życia, która podpowiada, jak przetrwać i oswoić świat, który stał się karykaturą. Jak wygrać z apokaliptycznym doznaniem.

- Oglądając to przedstawienie, widz nie uniknie potworności i tragizmu skutków katastrofy - mówi Joanna Szczepkowska. - Naszym zadaniem jest jednak pokazać to tak, żebyście wyszli z nadzieją, że wszystko ma moc odradzania. Żebyśmy, jak mówi autorka, doświadczyli wypowiedzianego czy też niewypowiedzianego uczucia, że dotknęliśmy czegoś nieznanego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji