Artykuły

Grzegorz Bartos o mieszaniu się kultur

- Jedną z rzeczy, które interesują mnie najbardziej, nie tylko w literaturze, ale w życiu generalnie, jest stykanie się kultur, przecinanie, mieszanie czy jak to tam nazwać - mówi GRZEGORZ BARTOS, powieściopisarz i dramaturg.

Marcin Kępa: W poprzednich odcinkach Atlasu, w kwestii swych literackich inspiracji Wojciech Pestka mówił o "świecie nieoszukanym" - głęboka wieś, Kresy, Ukraina, Białoruś; zaś Sebastian Równy, że woli "Polskę B". Prawdziwszą. Masz podobne odczucia?

Grzegorz Bartos: Tak, mnie również bliżej do "Polski B" niż do świata maklerów giełdowych czy agentów służb specjalnych. Zdecydowanie bardziej mnie interesuje wyciąganie esencji ze zwykłych rzeczy, z codzienności, określanie jej smaku. Proste namiętności. I punkt widzenia ludzi, nieładnie ujmując, zwykłych. Zwyczajnych niezwyczajnych, choć tego określenia nie znoszę. Tych, którym nie najlepiej się wiedzie.

Nasz wspólny znajomy, znający się na rzeczy, powiedział kiedyś, że piszesz "po amerykańsku". Behawioryzm w czystej postaci? Bogiem Ernest Hemingway?

- Mnie samemu bliższy jest chociażby Kerouac ze swoją teorią "spontanicznej prozy". Jest wielu amerykańskich pisarzy, których cenię znacznie bardziej od Hemingwaya, choćby Faulkner czy Caldwell. No i Mailer, Heller. Także MacCarthy jest wspaniały. To giganci Ale wiem, o co chodzi. O pewien sposób literackiego patrzenia, unikanie patosu, szukanie klucza do narracji w konkretnej sytuacji fabularnej, szukanie muzycznego rytmu w słowie W jakiś sposób utożsamiamy to z literaturą amerykańską (mam na myśli pierwszą połowę XX w.), swoją drogą wspaniałą. Pisanie "po amerykańsku" to też poniekąd lekcja wyniesiona z mojej przygody ze scenariopisarstwem, gdzie nie można się niczego "domyślać". Możesz opisać tylko to, co znajdzie się w kadrze wizualnie, i obraz ten musi być na tyle wyrazisty, by z niego samego wyciągnąć wszelki bagaż, refleksję, metafizykę.

Nie próbujesz eksperymentować z językiem?

- Mogę eksperymentować z formą, ze sposobem narracji, ale do języka mam duży szacunek. Nie przepadam za literaturą "przeładowaną" słowem. Bliżej mi do takiego pisarza, o którym opowiadał Krzysztof Mętrak w anegdocie, aby uczynić bohaterem powieści kryminalnej detektywa, narkoleptyka zapadającego co pewien czas w sen, a wówczas zostawiać puste stronice. I gdyby jeszcze znaleźć wydawcę, który będzie płacił nie od znaków, lecz od strony!

Chociaż właściwie moja sztuka "Nadzy i martwi" jest pewnego rodzaju eksperymentem językowym. I nawet poproszono mnie o zgodę na wykorzystanie tego tekstu w Zakładzie Sztucznej Inteligencji Politechniki Wrocławskiej w zespole opracowującym korpus językowy. Naukowcy skupieni w Grupie Technologii Językowych za cel postawili sobie nauczenie komputerów języka polskiego. Bez dwóch zdań "Nadzy i martwi" ubarwią język komputerów naszej przyszłości. Ha! Już widzę sprzęt, w którym próbujesz zaktualizować edytor tekstu, jak odpowiada: słuchaj, kolego sympatyczny, wisi mi to kalafiorem, co chcesz zrobić, ogarnij się, lufa!

Kiedy podczas któregoś z twoich wieczorów autorskich w temacie antologii "Zbuntowani" powiedziałeś, że jednak jakoś odcinasz się od subkultury punkowej, i że to nie była dobra muzyka, to zrobiło mi się trochę przykro. Jednak grupa całkiem ciekawych artystów na tej bazie wyrosła: poeci, prozaicy, muzycy. No i "bruLion", w którym debiutowałeś, coś do literatury jednak wniósł. To był chyba ostatni pokoleniowy bunt. Teraz Krzysztof Varga naśmiewa się, że "starzy", Muniek Staszczyk i Grabaż, buntują się przeciwko młodym, bez ikry, ogłupiałym i bezwolnym wyznawcom Facebooka.

- Cały problem ze spotkaniami literackimi polega na tym, że jesteśmy od pisania, nie od mówienia, i tak to czasem wychodzi.

Owszem, odcinam się od subkultury punkowej, tak jak od każdej innej, bo nie chcę być stawiany w jednym szeregu z kimś, kto bezmyślnie wymaga ode mnie pewnego rodzaju deklaracji tożsamości. Natomiast doskonale rozumiem twoją niezgodę na to, co powiedziałem. Dzięki temu, że byłem na swój sposób w tej subkulturze, bardzo wcześnie zacząłem poznawać literaturę dużo ciekawszą, niż poznawali moi rówieśnicy. Byłem bardziej otwarty na kulturę, na teatr, malarstwo czy akcje w stylu performance. Zgadzam się też z tym, że to było ostatnie pokolenie, któremu "zależało", w sensie artystycznym bardzo konsekwentne, pokolenie prawdziwych twórców. Jeśli mogę tak generalizować, to dla nas udział w kulturze był sprawą życia i śmierci i - o ile dobrze pamiętam - nikt wówczas nie mówił o pieniądzach! I może stąd, z tej szkoły, wzięło się tych kilku radomskich literatów z jednego pokolenia? Bo nam się chciało coś powiedzieć. Robiliśmy fanziny. A teraz, zaledwie 20 lat później, wszyscy wieszczą koniec prasy, koniec książki (ja również), i nawet dyrektorzy muzeów zostają blogerami.

Jeden z moich zinów, gdzieś w 1993 r., po kryjomu powielała na szkolnym ksero księgowa z szkoły! I ja mam teraz pisać bloga czy prowadzić facebookowy dziennik, gdzie będę dowalał kolegom, którym nie umiem czegoś powiedzieć prosto w oczy? To żenujące. Blogi są żenujące. Nie mają nic wspólnego z pracą, dyscypliną. Z jakimkolwiek wysiłkiem. I to jest moja lekcja z czasów tamtej subkultury.

Nasza. Ale idźmy dalej. W powieściach "Rozdział zamknięty" i "Opowieść o dwóch meczach i morderstwie" pojawiają się motywy żydowskie. Ponoć szmoncesy masz opanowane od maleńkości...

- Prawda. Mój świętej pamięci dziadek Jan, z Kotlarki, miał komórkę pełną książek, skąd ktoś z rodziny wygrzebał tomiki Horacego Safrina z żydowskimi dowcipami. Miałem dobrą pamięć i uwielbiałem czytać, i tak oto w młodość wchodziłem z poczuciem humoru Herszla z Ostropola. Oczywiście, potem przyszła fascynacja literaturą jidysz, magia kultury żydowskiej, jej odmienność przy zupełnej bliskości, i tak trafiłem na absolutny fenomen kina jidysz. Jedynego w swoim rodzaju. Bardzo chciałem o nim napisać i dokładnie tak, jak to zrobiłem - z punktu widzenia laika, oszusta, chciałem pokazać, jak coś tak niesamowitego wchodzi w życie człowieka, który zupełnie nie był na to przygotowany, i jak to go zmienia. Dokumentację do "Rozdziału..." przygotowywałem przez dwa lata i coraz bardziej zacząłem dostrzegać, że dotykam tematu bardzo radomskiego. Do tego na spotkaniu w Dekadzie dr Piątkowski opowiedział anegdotę o dwóch meczach i już wiedziałem, czemu poświęcę następne dwa lata swojego życia. Archiwa, Filmoteka Narodowa oraz biblioteki, rozmowy, prasa, lektury i włóczęgi, chodzenie po starych ścieżkach...

I ty, i ja uważamy, że radomianie mają zbyt małe pojęcie o wybitnej powieści Jehoszui Perlego "Żydzi dnia powszedniego". A przecież to klasyka jidysz, z akcją umiejscowioną w Radomiu przełomu XIX i XX w.

- Jedną z rzeczy, które interesują mnie najbardziej, nie tylko w literaturze, ale w życiu generalnie, jest stykanie się kultur, przecinanie, mieszanie czy jak to tam nazwać. Setki razy musiałem odpowiadać na pytanie: dlaczego piszesz o Żydach? Naturalne, proste, polskie pytanie. Ale przecież Murzynów nie mieliśmy. Trochę Ruskich, trochę Niemców. I 30, w porywach 40 procent Żydów. Chodzi o wspomniany styk kultur. O namiętności, które siłą rzeczy musiały się zawiązywać pomiędzy ludźmi żyjącymi w stałym sąsiedztwie. O polskiego chłopaka zakochanego w Żydówce i polską dziewczynę zapatrzoną w żydowskiego sportowca. O namiętności, ale też bariery. Wątpliwości.

Jehoszua Perle napisał wspaniałą powieść o Radomiu. Moim zdaniem najlepszą. Kameralną, intymną opowieść o rodzinie. Czapki z głów. Jeśli chcesz znaleźć okruch życia, rys codzienności w Radomiu sprzed stu lat, znajdziesz u Perlego. Mam do niego też prywatną słabość, bo przez pewien czas, wyglądając z okna pracowni na Rwańskiej, widziałem te same krzywe, rozhuśtane domki na Szewskiej, które on opisywał tak barwnie, z Dobrełe jako królową tej dzielnicy. Wspaniale jest myśleć, że Radom był niegdyś miastem wielu kultur; szczególnie teraz, kiedy najczęściej jest określany "wioską olimpijską". Przedwojenna wielokulturowość to ważna część naszej tożsamości. Równie istotna jak radomski Czerwiec. Data likwidacji radomskiego getta powinna być na trwałe zapisana w świadomości mieszkańców, nawet jeśli większość z nich uważa, że fajnie, że się pozbyliśmy wtedy tych wszystkich Żydów.

A Radom jest rzeczywiście twoim miastem na stałe?

- Ciągnie mnie dalej, nawet bardzo dalej, ale - jak sam wiesz - zapuściłem tutaj mocno korzenie. Poza tym Radom nie jest wcale tak martwy, jak się wydaje ludziom na przykład w Warszawie. Powtarzałem to już niejednokrotnie, że w stolicy byłbym jednym z wielu anonimowych pisarzy. Tu jestem jednym z kilku. A co ważniejsze (nawet rozmawialiśmy o tym ostatnio), że ludzie, o których wspominasz, choćby w Atlasie, proponują naprawdę ciekawą literaturę. Z Radomiem jest trochę jak w tym powiedzeniu, że życie jest beznadziejne, dopóki go nie pokochasz. A poza tym mamy do czynienia z miastem, które w pewnym momencie było określane "martwym", "czarną dziurą". Jeśli nie zrobimy czegoś dobrego z tak wspaniałego kontekstu, nie warto będzie o nas wspominać, nawet na benefisach kolegów po fachu. Jesteśmy z martwego miasta, jesteśmy dead town generation ! Czy to nie brzmi wspaniale, literacko?

Za dwa tygodnie: rozmowa z poetą i dziennikarzem Robertem Utkowskim

GRZEGORZ BARTOS

Urodzony w 1976 r. w Starachowicach. Pisarz z radomskich Plant, tanich pociągów i dworca Warszawa-Śródmieście. Na co dzień pracownik cywilny Służby Więziennej. W międzyczasie dziennikarz, urzędnik miejski, redaktor biuletynów informacyjno-reklamowych, barman, palacz co, handlarz na warszawskim bazarze. Autor powieści "Czapki z głów", "Anarchiści", "Rozdział zamknięty" i "Opowieść o dwóch meczach i morderstwie".

Debiutował w "bruLionie" w 1996 roku opowiadaniem "Sen Tomasza Okrutny". Dwa lata później w ostatnim numerze "bruLionu" opublikował opowiadanie "Dzielnica Trzech Krzyży", na podstawie którego powstał scenariusz filmowy, zdobywca nagrody specjalnej w pierwszej edycji konkursu scenariuszowego Akson Studio i Film Forum w 2004 roku. Nagrody w konkursach teatralnych zdobywały także dramaty Bartosa, tj. "Hazardziści", "Wszyscy jesteśmy grubasami" oraz "Nadzy i martwi", wystawiony w maju 2012 roku na deskach Theater aan het Spui w Hadze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji