"Straszny dwór" pełen nonsensów!
Premiera najnowszej inscenizacji "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki, w reżyserii Andrzeja Żuławskiego, szybko podzieliła widzów - na tych bardzo oburzonych i tych nieco zachwyconych. Obojętnych na to, co działo się na scenie, tym razem nie było!
Sam dawno nie miałem okazji oglądania spektaklu, z zamysłem którego tak bardzo się nie zgadzam.
Lubię w operze nowoczesne podejście do tematu i nie jestem twardym zwolennikiem cepeliady, ale to, co proponuje Andrzej Żuławski, mi nie odpowiada. Początek przedstawienia wygląda nawet interesująco, rozpoczyna się od wyświetlonej na kurtynie, napisanej po rosyjsku informacji: "Spektakl dla cenzury".
Jej przedstawiciele rozsiadają się z nonszalancją na proscenium. Kurtyna idzie w górę i jesteśmy świadkami, jak w surowej scenerii żegnają się żołnierze po upadku powstania styczniowego, w tle krzyże i rosyjscy żołdacy.
"Świetne wprowadzenie do akcji - pomyślałem. - Reżyser mysłowo oddał sytuację i atmosferę, w jakiej to dla pokrzepienia serc rodaków dzieło zostało skomponowane". I tak, na dobrą sprawę, jest to jedyna scena, z którą się w pełni z reżyserem zgadzam, bo później to już nonsens goni nonsens.
Stefan i Zbigniew nie wracają do modrzewiowego domku, ale do spalonej rudery. Miecznik w Kalinowie zamiast dworu ma też takie trudne do określenia - coś. Zbigniew w ramach popowstaniowej rekonwalescencji jeździ na inwalidzkim wózku - po chwili cudownie wyzdrowieje. Cześnikowa okazuje się osobą lekko nadużywającą alkoholu, więc popija często z flaszki stojącej na stoliku cenzorów, dając tym dowód nie lada odwagi. Miecznik jest chory, co trochę jego ręka wędruje w okolice serca. Scenę lania wosku związano z pląsem rodem z paryskiego kabaretu. A należy jeszcze dodać orszak pań Matek-Polek z niemowlęcymi wózkami (też plastikowymi) odzianych w twarzowe peniuary, tańczących wdzięcznie z lalkami. I tutaj należy wyjaśnić, że z przezroczystego plastiku są szable, strzelby i wszystkie inne rekwizyty, a Stefan i Zbigniew zamiast szablami wymachują plastikowymi rewolwerami. Jedynie Rosjanie mają normalne strzelby i szable.
Jednym słowem pomieszanie z poplątaniem, skutecznie eliminujące ze starego poczciwego "Strasznego dworu" właściwy klimat i treść. Wszystko wskazuje na to, że pytanie: Kto wreszcie zrealizuje "Straszny dwór" godny Sceny Narodowej - pozostaje nadal otwarte!