Ich dwóch i one dwie, ich dwóch i one dwie
"Biznes" w reż. Jerzego Fedorowicza w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie ocenia Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej-Kraków.
Przyjemnie się też obserwuje przemianę porządnych, choć znudzonych już małżeństwem żon w nieco nieporadne demony seksu i wampy.
Dwóch angielskich biznesmenów, ich żony, dwóch biznesmenów z Europy i dwie panienki z agencji. Luksusowy hotel i kontrakt na duże pieniądze. Z tych składników wyszła całkiem udana zabawa
Angielscy biznesmeni z prowincji przyjeżdżają do Londynu, żeby sfinalizować sprzedaż swojej firmy przewozowej Szwedowi i Niemcowi. Kontrahenci z Europy (Anglia, jak wiadomo, w Europie nie leży, i ta wyspiarska odmienność jest w "Biznesie" zabawnie ogrywana) życzą sobie eleganckich panienek do towarzystwa. Panienki zostają zamówione, ale niespodziewanie żony biznesmenów, które miały pojechać grzecznie do domu, nadciągają do hotelu. Dwie prowincjonalne gąski w pretensjach muszą odegrać (całkiem zresztą chętnie) role panienek, bo splot okoliczności powoduje, że te właściwe nie przyszły. Żonom zależy na sprzedaży upadającej firmy, bo przyzwyczaiły się do wygodnego życia, a skoro mają szansę wpłynąć na kontrahentów, to czemu z tego nie skorzystać.
Tak wygląda zawiązanie intrygi i pierwsza połowa spektaklu. I ta połowa jest lepsza. Postaci w farsie nie muszą być głębokie czy skomplikowane, ale muszą być wyraziste i interesujące, bo inaczej co nas będą obchodziły czyhające na nie (jak to zwykle w farsie) zagrożenia, zaplątania i zapętlenia.
Czwórka głównych bohaterów "Biznesu" nakreślona została interesująco i całkiem - w ramach gatunku - subtelnie. Tadeusz Łomnicki (Stanley) jest zafrasowanym i przytłoczonym sytuacją rzutkim biznesmenem, Krzysztof Górecki (Norman) - fajtłapowatym księgowym, w którym po alkoholu budzą się instynkty lwa i Casanovy. Przyjemnie się też obserwuje przemianę porządnych, choć znudzonych już małżeństwem żon w nieco nieporadne demony seksu i wampy. Z jednej strony ta sytuacja sprawia im radość (też dlatego, że ktoś je wreszcie docenił, a mężowie stają się zazdrośni), z drugiej - są nieco zakłopotane, bo przecież są damami. Magdalena Nieć (Hilda) i Małgorzata Kochan (Rosę) mają dużo wdzięku i komediowego zacięcia. Cała czwórka nie ulega pokusom nadwyrazistości i łatwego rozśmieszania, dzięki czemu jest naprawdę zabawna i życiowo prawdopodobna.
Gorzej z pozostałymi bohaterami. Jacek Joniec (Kurt) i Jacek Wojciechowski (Sven) grają grubo i z przytupem. Dwie profesjonalistki, które wreszcie "dotarły do hotelu (Urszula Sadowińska i Karolina Porcari) - również. Byłoby zabawniej, gdyby panienki były nieco subtelniejsze i przynajmniej starały się udawać damy do towarzystwa. Drugi akt, w którym następuje spiętrzenie całej intrygi, rozłazi się, traci rytm i śmieszy tylko chwilami. Ale i tak w sumie zabawa jest nie najgorsza.