Artykuły

Tango ze zbawcą narodu

Na premierę "Tanga" Sławomira Mrożka w Teatrze Polskim wielu widzów przybyło głównie po to, aby sprawdzić, kim naprawdę jest Edek, ów finałowy triumfator-pragmatyk, który siłą opanowuje chaos i objąwszy władzę rozpoczyna swe "ludzkie" rządy, prosząc do figurowego tanga wiecznego konformistę, wuja Eugeniusza. Domysły, na temat tożsamości Edka snuto w przerwach najfantastyczniejsze, przewagą przyszłościowych. Wspaniała to była zabawa dla obserwatora.

Ale Mrożek napisał "Tango" ponad 25 lat temu jako rzecz naprawdę ponadczasową, aczkolwiek polityczną. Dlaczego polityczną? Oczywiście nie tylko dlatego, że jest to rzecz o triumfie nagiej siły, co zdarza się w dziejach, ale, że rozważenie absolutnie wszystkich komplikacji, mieszczących się wewnątrz pojęcia wolności, nawet najbardziej paradoksalnych czy teoretycznych, prowadzi nieuchronnie do wniosków natury politycznej. Nic dziwnego, że mogą być one. przylepiane przez żądnego aluzyjnej sensacji widza nawet do gry o fotel prezydencki.

Niczego to nie ujmuje samej sztuce, która wznosi się ponad tanie prezentyzmy, jest istotnie ponadczasowa, wieloznaczna i - po prostu - wspaniała. A Edek naprawdę nie musi być portretem naszego zbawcy, tak samo Artur nie jest nikim z przegrywającej czy też przegranej nomenklatury, aczkolwiek trzeba powiedzieć, że właśnie rola Artura jest wielką ozdobą przedstawienia i najważniejszym chyba, jak dotąd, osiągnięciem aktorskim Damiana Damięckiego. Prowadzi on rolę naiwnego i nerwowego naprawiacza świata na bardzo subtelnej granicy pomiędzy wieloznacznością a aluzją, nigdy jej jednak nie przekraczając. To dzięki niemu - choć oczywiście nie tylko dzięki niemu - uczestniczymy w mrożkowej grze paradoksów na temat wolności z satysfakcją intelektualną, bawiąc się jednocześnie jej komizmem.

Kazimierz Dejmek przypomniał "Tango" 25 lat po bydgoskiej (tak jest!) prapremierze w najlepszym momencie: już byliśmy zniecierpliwieni, że teatry nic nie chcą nam mówić ważnego - o naszych czasach i o naturze szarpaniny współczesnych społeczeństw. Okazało się jednak, że teatr potrafi mówić - i że jest tym lepszy, tym mądrzejszy, im bardziej przybliża się do zagadnień naprawdę uniwersalnych. Przybyło nam więc ważne przedstawienie, smakowite obsadowo (Nina Andrycz w roli babci Eugenii gra siebie, podobnie Kalina Jędrusik w roli Eleonory, dalej Zdzisław Mrożewski jako

wuj Eugeniusz i mój ulubiony artysta, zbyt szczupły jednak do tej roli, Jan Matyjaszkiewicz w roli Stomila), które konsekwentnie rozwija się od umiarkowanej groteski I aktu do pełnej znaczeń i

przypowieści filozoficznej, a pokazane zostało w formacie - myślę o przestrzeni gry, jej rytmach, jej stylu, o wspanialej scenografii Krzysztofa Pankiewicza - niemal Komedii Francuskiej. Z dwojga

młodych (Edek i Ala, Sławomir Matczak, Iwona Rulewicz) teatr będzie mieć pociechę.

"Tango" ma jeszcze tę ważną zaletę, że pokazuje nam retoryczny i intelektualny potencjał niektórych wodzów ludzkości. Oto podana nam przez Mrożka, ustami Edka, definicja postępu: przodem do przodu! Nie jest tak ważne, że z głębokiej myśli mogą być wyciągane wnioski praktyczne, ważne natomiast - kto je wyciąga...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji