W Koszalinie (fragm.)
Słupski "Edward II" Marlowe'a - to przede wszystkim odkrycie reżysera. Jest nim Maciej Prus: młody aktor, zdaje się będący w trakcie studiów reżyserskich, który zadziwia wyobraźnią, zmysłem teatralnym i niezwykłą inwencją. Jego "Edward" dzieje się na dziedzińcu starej oberży angielskiej: klepisko wysypane jest trocinami, w jego centrum wznosi się pomost, stanowiący istotną scenę dla zespołu wędrownych aktorów, prezentujących dramę o królu Edwardzie. A ta prezentacja - to nie tylko opowieść o tragicznych dziejach króla, bardziej niż we władzę i jej konieczności uwikłanego w "samego siebie", w swe istotne namiętności, ale także popis renesansowych aktorów, demonstrujących swe liczne sprawności - począwszy od hałaśliwego muzykowania na zwabienie widzów, skończywszy na ekwilibrystyce ciała i sztuczkach niemal kuglarskich, używanych (czy "stosowanych") w roli. Ów pomost zaś, ustawiony pośrodku dziedzińca, przypomina swą funkcją uniwersalną "maszynę do grania Szekspira", jaką swego czasu zaprojektowała Zofia Wierchowicz do "Ryszarda III" w inscenizacji Jana Maciejowskiego. Tylko - gdy maszyna Zofii Wierchowicz jednak starała się - poprzez zespół drzwi-schody-galeria - sugerować czy podsuwać wyobraźni jakąś rzeczywistość architektoniczną, to w scenografii "Edwarda II" (projekt krakowskiego plastyka, Mariana Szulca) odpada cały ów czynnik iluzji: oglądamy pomost, który niczego nie udaje, żadnej więc architektury, który jest tylko pomostem - składanym narzędziem przewoźnym trupy aktorów, która teraz gra Marlowe'a, bo tego życzy sobie widz, a jutro, w innej oberży, przedstawi być może - przy pomocy tych samych, na poły kuglarskich sztuczek - historię o księciu Hamlecie.
Pomost więc, kilka piszczałek, bębenków - oto cała rekwizytornia teatru w oberży. Aktorzy, na poły w trykotach, przyozdobieni obficie emblematami roli, jaką kreują, niczego w tym spektaklu nie udają, niczego nie tworzą. Relacjonują. Są w tej relacji barwni i wyraziści. Prus wynajduje dla sytuacji, powalonego króla piękne, wyraziste znaki plastyczne i mimiczne. Scena pętania sznurem Edwarda jest nie tyle torturą, co ćwiczeniem z liną - tylko gesty, pozy i sposób wiązania mówią, że aktorzy przedstawiają torturę. Pięknym sukcesem Prusa jest wreszcie ścisłe porozumienie z widzem: jego "teatralny teatr", ściśle umowny, pozbawiony ambicji udawania prawdy tam, gdzie taka imitacja byłaby niemożliwa, narzuca się w odbiorze jako logiczna i zrozumiała metoda przedstawienia krwawej operacji, o jakiej mowa w tekście Krzysztofa Marlowe'a.
Są także nawiasy w tym sprawnym, wartkim, świetnie pointowanym - a przy tym skromnym, nienachalnym - widowisku: to chwile liryki w tekście, to chwile solowe aktorów. W roli Izabeli Kazimiera Starzycka-Kubalska, w roli Mortimera - Mieczysław Błochowiak. Spencer - Waldemar Kwasieborski, Gaston - Lech Górzyński. O poważnym, dojrzałym osiągnięciu może mówić Włodzimierz Kłopocki - Edward II. Rolę wywoływacza kuglarzy spełniła Magda Szkopówna-Bartoszek.