Artykuły

Halina Drohocka. Pożegnanie

Coraz trudniej mi pisać o ludziach, z którymi byłem blisko, z którymi łączyła mnie przyjaźń, z którymi przeżywałem dobre i złe chwile, których kochałem. Dziś mam pożegnać moją przyjaciółkę Halinę Drohocką{#/}, która zobowiązała mnie do tego, że kiedy zejdzie z tego świata przede mną - napiszę o Niej wspomnienie...

Odchodzi nasz teatr - stary teatr - jak się dziś o nim mówi, a wraz z nim ostatni jego przedstawiciele. Teatr, którym żyliśmy bez reszty, który kochaliśmy, nie licząc na profity, bo nie było nawet takich możliwości. Kochaliśmy go bezinteresownie.

Jedną z wybitnych przedstawicielek tamtego teatru była Halina Drohocka. Znakomita aktorka, wybitny pedagog i kryształowy człowiek. Cieszę się, że mogłem spędzić z Nią tyle lat w teatrze i szczycić się Jej przyjaźnią. Uczyć się od Niej pokory, poszanowania człowieka i uczciwości.

Halusia zaczynała przed wojną. Debiutowała w roku 1930 w "Niespodziance" K.H. Rostworowskiego w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie w prapremierowym wykonaniu, w reżyserii Teofila {#os#}Trzcińskiego. Potem aż do wybuchu wojny występowała w teatrach Poznania, Wilna i Warszawy. Jeździła także po Polsce, będąc członkiem zespołu aktorskiego Teatru Ziemi Wołyńskiej. Wybuch wojny przerwał Jej pięknie rozpoczynającą się karierę. Do zawodu powróciła w roku 1946, zaczynając od Teatru Ziemi Pomorskiej z siedzibą w Toruniu. Zagrała na początek Elwirę w "Mężu i żonie" Fredry. Z Torunia przeniosła się do Łodzi do dyr. Michała {#os#}Meliny i Erwina {#os#}Axera, którzy kierowali wówczas Teatrem Kameralnym Domu Żołnierza. Pamiętne Jej role z tego okresu to między innymi: J. Hill w sztuce G.B. Shawa "Major Barbara", Tekmessa w "Homerze i Orchidei" T. Gajcego, Dorothy Stritton w głośnej sztuce Pristleya "Miasto w dolinie" oraz Anna w "Na dnie" M. Gorkiego w reżyserii Leona {#os#}Schillera na scenie Teatru Wojska Polskiego. W roku 1949 opuściła Łódź i wyjechała do Wrocławia. Tam na scenach Teatrów Dramatycznych grała Podstolinę w "Zemście" Fredry w reżyserii Henryka Szletyńskiego, Helenę w "Lekkomyślnej siostrze" W. Perzyńskiego i Jane Graham w "Trzydziestu srebrnikach" H. Fasta. W roku 1952 na zaproszenie dyr. Janusza {#os#}Warmińskiego zjeżdża do stolicy do warszawskiego Teatru Ateneum. W maju 1953 roku ma pierwszą premierę, grając Zofię w "Ostatnich" M. Gorkiego.

Po tej roli otrzymuje natychmiast dwie propozycje od Jana {#os#}Kreczmara, dyrektora Teatru Nowej Warszawy (dziś Rozmaitości) i jednocześnie rektora Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. W teatrze Jan Kreczmar proponuje Jej gościnne występy w roli Dobrojskiej w "Ślubach panieńskich" Fredry, a w szkole stanowisko pedagoga, które piastuje przez wiele lat, ciesząc się sympatią i uznaniem młodzieży. Do Jej znakomitych wychowanków należą między innymi: Majka Broniewska, Wanda Majerówna, Jan Kobuszewski i Zbigniew Zapasiewicz. W Teatrze Ateneum zagrała jeszcze Daumową i Hiszowską w "Pannie Maliczewskiej" G. Zapolskiej, Michniewną w "Ostatniej ofierze" M. Ostrowskiego w reż. Władka Sheybala i Wojcikową w "Maturzystach" Z. Skowrońskiego w reż. Zdzisia Tobiasza w roku 1955.

Od nowego sezonu 1955-56 przenosi się na stałe do Teatru Nowej Warszawy, który otrzymuje drugą scenę w Pałacu Kultury. Otwarcie jej następuje 22 lipca 1955 roku. Teatr w Pałacu Kultury nazywa się odtąd Teatrem Klasycznym (dziś Studio), a teatr na Marszałkowskiej wraca do dawnej nazwy Teatr Rozmaitości. Pamiętne Jej role na tych scenach to m.in.: Stella Hampton w "Eskapadzie" w reż. Ireny Babel, Panna Marple w "Diable na plebanii" A. Christie, Borowikowa w "Umówionym dniu" T. J. Dybowskiego, Juliaszewiczowa w, "Moralności pani Dulskiej" G. Zapolskiej, w reż. Jadwigi Chojnackiej, Pani Stoborowa w "Takiej miłości" Kohouta, Pani Mariotti we włoskiej sztuce "Dziewczęta z fotografii", w głośnym zespołowym widowisku muzycznym "Dziś do ciebie przyjść nie mogę", z którym objechała Stany Zjednoczone i Kanadę. To tylko część z Jej bogatego dorobku artystycznego na polskich scenach. Do tego dodać należy także Jej role filmowe, chociażby takie jak rewelacyjna wprost Lalunia w "Ostatnim etapie" Wandy Jakubowskiej czy też znakomita Margret w sztuce A. Strindberga "Ojciec" u boku Tadeusza Łomnickiego oraz liczne role w słuchowiskach Polskiego Radia. I wreszcie po latach przerwy spowodowanych przejściem na emeryturę - triumfalny Jej powrót na scenę Teatru Współczesnego w roku 1992 w sztuce "Sami porządni ludzie", gdzie zagrała znowu rewelacyjnie starą Matkę. Zachwyciła krytyków i publiczność, którzy byli zgodni, że jest wspaniała. Jeden z nich - Andrzej Hausbrandt - napisał tak o Niej: "Przede wszystkim odkryta po latach nieobecności na scenie pani Halina Drohocka gra tutaj wiekową Matkę - ale z jakim talentem i humorem". Halina Drohocka nie miała powodu narzekać na krytykę. Była aktorką spełnioną. I tak samo było w życiu, choć przez długie lata była osobą samotną, lecz nie samą. Miała przyjaciół i życzliwych, kochających Ją ludzi. Dobra, szlachetna, pełna ciepła i uroku, zawsze cieszyła się sympatią ludzi. Była żoną znakomitego administratora teatrów dyr. Kordowskiego, który zginął w obozie. Kiedy Ją poznałem w roku 1953, była już wdową, osobą bezdzietną. Od pierwszej chwili, kiedy zagraliśmy w "Ślubach panieńskich", połączyła nas nić sympatii, która bardzo szybko przemieniła się w przyjaźń. Był taki czas, że kiedyśmy się nie widzieli, obowiązkowo rozmawialiśmy przez telefon. Wkrótce potem zagraliśmy razem w "Maturzystach" w Teatrze Ateneum, gdzie zaprosił mnie Warmiński na gościnne występy. Tam nasza przyjaźń się ugruntowała. W pracy dokładna, rzeczowa, szalenie kontaktowa i czująca partnera.

Kiedy przeszła na stałe do naszego zespołu, graliśmy w kilku sztukach. Szczególnie miło wspominam naszą współpracę w "Krzywych lustrach", gdzie była moją czułą i kochającą matką, a także w "Umówionym dniu" Dybowskiego, gdzie na scenie spotkała się także ze swoją uczennicą Majką Broniewską, utalentowaną aktorką, niezapomnianą ze srebrnego ekranu, grającą urokliwie córkę żydowskiego lekarza w filmie Aleksandra Forda "Ulica Graniczna". Z drugą swoją wychowanką ze Szkoły Teatralnej, znakomitą Wandą Majerówną, zagrała w komedii "Harvey" - która miesiącami nie schodziła z afisza, bijąc rekordy powodzenia. Obie były doskonałe, mając obok siebie za partnera Kazia Rudzkiego. Z obiema uczennicami od samego początku łączyła Ją przyjaźń. Zwłaszcza Majka Broniewska okazała się nieocenionym skarbem. Halina kochała Ją jak córkę, a Majka była Jej bezgranicznie oddana. Troszczyła się o Nią i opiekowała - i to nie tylko, kiedy Halina była już w Skolimowie, ale znacznie wcześniej, kiedy mieszkała na Saskiej Kępie. Po podjęciu decyzji o przeniesieniu do Domu Aktora w Skolimowie Majka zajęła się likwidacją mieszkania, a pieniądze z jego sprzedaży zgodnie z życzeniem Haliny przekazała na potrzeby Domu Aktora Weterana. Część tych pieniędzy przeznaczono na zagospodarowanie parku. W dowód wdzięczności część tę nazwano Jej imieniem jeszcze za życia. Zdążyłem odwiedzić Ją w ostatnim okresie dwukrotnie. Zawsze zadbana, niewiele się zmieniła. Zrobiła się drobniejsza. Po prostu się zestarzała, ale pięknie. Uroda i szlachetne rysy pozostały. Umysł jej funkcjonował bezbłędnie. Opowiadała anegdoty i dowcipy z dawnych lat. Tylko Jej oczy były smutne. Kiedy odchodziłem, ucałowaliśmy się serdecznie. Pogłaskała mnie czule po policzku, tak jak robiła to dawniej, i powiedziała: - Wituś. Za drugim razem była już w złej formie. Powiedziała mi Majka, że chciała już umrzeć. Była już słaba i cierpiąca.

Odeszła w nocy z 26 na 27 maja 2005 roku. Żegnaj droga, kochana Halusiu. Wierzę, że wkrótce się spotkamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji