Artykuły

Krasnoludki, Brzechwa i rock'n'roll

"Trzy wesołe krasnoludki" w reż. Konrada Imieli w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Iwona Szajner w portalu kulturaonline.pl.

Nie mają brody, wielkich brzuchów, ani spiczastych czerwonych czapek. Ale figlują w iście krasnoludzkim stylu, czyli wesoło, muzycznie, tanecznie i "z jajem". Obejrzyjcie najnowszy spektakl do Capitolu, a przekonacie się, że spektakl dla dzieci naprawdę może też sprawić przyjemność dorosłemu.

Reżyser Konrad Imiela zapowiadał przed premierą, że zrobi musical familijny - co, jak praktyka pokazuje, bywa sporym wyzwaniem. Nie jest łatwo zadowolić równocześnie wymagające gusta młodego i starszego widza. Niemniej w tym przypadku udało się pogodzić jednych i drugich. W jaki sposób? Wykorzystując sprawdzony przepis: charakterni bohaterowie, bajkowa scenografia, humor z odrobiną absurdu, a co najistotniejsze - świetna muzyka. "Trzy wesołe krasnoludki" to spektakl, na którym po prostu można się dobrze bawić. A że nie płynie z niego żadna nauka? No cóż, może nie zawsze trzeba do dzieci z dydaktyką i moralizatorstwem.

"Trzy wesołe krasnoludki" powstały na podstawie wierszowanego tekstu Jana Brzechwy z 1959 roku. Imiela zrobił z tego śpiewaną opowiastkę, której osią są zwariowane przygody młodych krasnali - Modraczka, Żółtaszka i Poziomki. W tych bohaterów wcielili się: Maciej Maciejewski, Tomasz Leszczyński, Adrian Kąca. Cała trójka wokalnie i choreograficznie - bez zarzutu (jedyny minus, to szwankujące nagłośnienie, ale można to zrzucić na karb "gościnnych występów" na nieprzystosowanej do potrzeb spektaklu, scenie Impartu). Prawdziwymi gwiazdami tego przedstawienia są postacie drugiego planu: fantastyczna Bogna Woźniak-Joostberens jako krówko-owca i mysz, Bartosz Picher jako Superman i punkowy Jeż czy też Justyna Antoniak jako zniewalająca Ważka.

Na scenie ciągle się coś dzieje. Krasnale z jednej draki płynnie wpadają (niekiedy bardzo dosłownie) w drugą. Strzelają z armaty, lecą samolotem, ujeżdżają ślimaki, wypasają biedronki, zwiedzają podwodną krainę, a na koniec zakładają rock'n'rollowy zespół. Wystarczy? Każda przygoda to osobna piosenka, do której artyści wykonują jakby teledysk. Wrażenie robi scena, w której akcja rozgrywa się pod wodą. Dzięki prostemu zabiegowi udało się stworzyć bardzo sugestywną scenerię. Brawa dla Anny Chadaj, która zaprojektowała scenografię i kostiumy (duch kultowej Szuflandii z filmu Machulskiego nie zaginął!). Jest kolorowo, bajkowo, ale bez przesadnej fantazji.

Niezwykłego klimatu tej zabawnej opowieści nadaje muzyka stworzona przez Natalię Grosiak i Dawida Korbaczyńskiego, czyli zespół Mikromusic. Energiczna, energetyczna i pogodna, czyli w sam raz na miłe półtorej godziny z dzieckiem w teatrze (z akcentem na "miłe"). Znalazło się w niej miejsce na balladę, ale i szalony rock'n'roll. Piosenki wpadają w ucho i miło się w nim błąkają jeszcze przed dłuższą chwilę po zakończeniu spektaklu. Szczególnie utwór początkoy i końcowy, w którym słychać nietuzinkowy wokal Natalii. Te utwory z pewnością równie dobrze będą brzmieć osobno, w oderwaniu od przedstawienia. Stąd pewnie pomysł twórców musicalu, aby wydać je na płycie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji