Artykuły

I gorycz i zachwyt

1.

Tadeusz Bradecki jest laure­atem Nagrody im. Konrada Swinarskiego za sezon 1985/86. Przyznano mu ją za reżyserię spektaklu "Woyzeck" G. Buch­nera i spektaklu "Pan Jowialski" Al. Fredry. Dużo i dobrze mówiono także o jego innych przedstawieniach, a bardzo dużo o "Wzorcu dowodów me­tafizycznych", który Bradecki sam napisał i wyreżyserował. Kilka tygodni temu, na festi­walu w Opolu jego przedsta­wienia obsypano nagrodami: nagrody za "Pana Jowialskiego" i za "Wiosnę Narodów w cichym zakątku", za reżyserię i za role w tych spektaklach.

Nie czytałem recenzji ani z "Jowialskiego", ani z "Wiosny Narodów...". Odkładałem celo­wo ich lekturę na później, ale szukałem za to wypowiedzi samego Bradeckiego. Bardzo długą rozmowę przeprowadzo­ną przez J. Godlewską dla miesięcznika "Teatr" kończy młody reżyser słowami: "Po prostu bardzo lubię teatr, bar­dzo. Jaka to frajda pracować w teatrze!".

Ciekawe wyznanie. Wygłoszone w czasie i w przestrze­ni, kiedy i gdzie łatwiej się stęka, ubolewa, narzeka, żeby upewnić siebie i innych, że szaro jest i szaro będzie, bo Witkacy, przepowiedział, że "szare idzie" i stało się. A może to wyznanie miłości do teatru i "frajda pracować", to tylko młodzieńcze, bezkry­tyczne okrzyki? Gdzie tam. Czytajcie Bradeckiego, a prze­konacie się, że jest to reżyser "naczytany", kompetentny, "namyślany", który przyznaje się do lektur bardzo rozległych. "Wczytywałem się w historię myśli, idei, historię politycz­ną..." - mówi w wywiadzie, a treść wywiadu zdradza, że on doskonale wie, po co mu te lektury, po co przemyślenia o teatrze Brooka i Grotow­skiego oraz o teatrze, "w któ­rym istnieją wartości, w któ­rym istnieje Pan Bóg i diabeł". Ciekaw byłem czy w swoich przedstawieniach Bradecki jest taki, jak w wywiadach.

2.

Adolf Nowaczyński, autor "Wiosny Narodów...", przypom­niany został niedawno we "Fryderyku Wielkim", w przedstawieniu z olśniewającą rolą Jana Świderskiego. Mó­wiło się o tym przedstawieniu, pisało się. Ale o samym Nowaczyńskim wiemy mniej. Może trochę ze względu na jego proendenckie poglądy, a może dlatego, że trochę boimy się tej beczki dynamitu, tego prześmiewcy, szydercy, odbrązawiacza, mistrza paradoksu, który bezpardonowo szydził i kpił z filistrów i z narodowych mitów w imię trzeźwej polskiej racji stanu. Urągał czasom i ludziom; nie bał się patosu i nie bał się nawet własnej śmieszności. Z patosem pisał o premierze "Wesela", z kpiną i szyderstwem o maraz­mie, o krakowskim i polskim zaścianku. W "Wiośnie Narodów..." to widać: i patos, i szyderstwo.

3.

Wróćmy do Bradeckiego. W programie do przedstawienia zapisał: "Gombrowicz wyraził to wszystko trafniej i piękniej i mądrzej; gdzież Nowaczyńskiemu do wyżyn Gombrowi­cza? Więc nie grać "Wiosny Narodów"? (...). A jechał cię sęk profesorze Pimko, Teatr - wierzę - "Wiosny Narodów" wyrzec się nie może".

Tak: rozrachunek z polsko­ścią Gombrowicz przeprowa­dza trafniej, piękniej i mąd­rzej, czytałem te rozrachunki i oglądałem je nie tak dawno w warszawskim "Ateneum", ale Bradecki nie napisał w programie, że Nowaczyński przeprowadzał je dużo wcześ­niej. I też mądrze, choć trochę inaczej, a w wykonaniu zespo­łu Starego Teatru z Krakowa teraz przeprowadza je traf­nie, pięknie i - co też ważne - bardzo mądrze "na dzisiaj", o czym Bradeckiemu pisać nie wypadało.

Od widza, który oglądał przedstawienie na Lubelskiej Wiośnie Teatralnej z egzem­plarzem "Wiosny Narodów" z egzemplarzem "Wiosny Narodów" w ręku (rok wydania - 1929) pożyczyłem tekst i "na świeżo" mogłem sprawdzić trafność de­cyzji adaptacyjnych. To po przedstawieniu. W czasie przedstawienia natomiast wi­działem, że możliwy jest teatr precyzyjny. Taki, w którym gdy trzeba uruchomione są wszystkie plany aktorskich działań, w którym montaż sy­tuacji, scen i sekwencji jest tak prowadzony, że mówić trzeba nie o budowaniu przedstawienia, bo to sugeruje mozół lecz o komponowaniu fraz, wątków i tematów, które uzgadniane są decyzjami reżyserskimi jedynie trafnie.

W Opolu jury zauważyło nie tylko sztukę reżyserii, także sztukę aktorów. Nagrodami uhonorowany został Tadeusz Huk (Baron Krieg) i Jerzy Grałek (Barnabas Nedostal). Nie pamiętam czy uhonoro­wano nagrodami Leszka Pi­skorza (Gaudenty), Annę Polo­ny (Maman Liedermeyer) i Ewę Kolasińską (Gizela Spiessburger). Nie pamiętam też czy otrzymała nagrodę Urszula Kenar za scenografię. Za ten kredens, który wymyśliła i umieściła na scenie okotarowanej szarym płótnem i który jest i kredensem, i trybuną, i stołem prezydialnym, i szań­cem, i fortecą, i pomnikiem. Jest symbolem. Czego? Kre­densowej historii, gorzkiej lek­cji polskiej historii, która oscyluje między patosem ofiary i poświęcenia, a miałkością waśni. Między nadrzędnością polskich interesów, a interesikami ludzi małych, skorumpo­wanych, śmiesznych. Dlatego słucha się "Wiosny Narodów" i ogląda się ją z uśmiechem, goryczą i przejęciem. To ostat­nie bierze się nie tylko z osa­dzenia zdarzeń scenicznych w przetworzonym konkrecie hi­storycznym, w krakowskich wypadkach z 1848 roku; bierze się także z analogii do zdarzeń, które mają zaledwie kilkulet­nią historię. Sposób, w jaki Bradecki te analogie przepro­wadza dowodzi że jest to ar­tysta poważny, a nie poszuki­wacz łatwych rymów. Więc i za to brawo, bo poważnym zawsze trudniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji