Papkin i inni
"ZEMSTA" należy do tych, nielicznych sztuk, które można bez znudzenia oglądać po wielekroć, a znając fabułę delektować się tekstem, smakować każde słowo, każdą scenę. Dlatego tak bardzo kojarzy mi się ona z symfoniczną muzyką, której im dłużej się słucha tym więcej piękna w niej odnajduje.
"Zemsta" jest interesując jeszcze z jednego powodu, tekst jej okazuje się na tyle bogaty, że pozwala reżyserowi i aktorom na bardzo różnorodne, acz nie dowolne potraktowanie intrygi i występujących postaci. Dlatego o wystąpieniu w tej komedii marzy wielu aktorów, a wśród odtwórców poszczególnych ról błyszczą najwybitniejsze w historii polskiego teatru nazwiska.
"Zemsta" jest klejnotem jedynym w skarbcu komediowym wszystkich literatur. Topnieję z rozkoszy oglądając ją dobrze graną na scenie" - pisał Tadeusz Boy-Żeleński w "Obrachunkach fredrowskich".
Czy można "stopnieć" na najnowszym warszawskim przedstawieniu "Zemsty"? Myślę, że niezupełnie. Nie dlatego bynajmniej, by aktorzy nie wywiązali się należycie ze swych ról gdyż same nazwiska na afiszu gwarantują odpowiednio wysoki poziom. A jednak zabrakło mi w tym spektaklu rej wodzących protagonistów. Zwłaszcza Cześnik w wykonaniu Tadeusza Bartosika nie wypadł odpowiednio okazale mimo słusznej postury wykonawcy. Już w pierwszej scenie śniadania nie wykorzystał w pełni fredrowskiego tekstu, nie wydobywając zeń całego tkwiącego w nim humoru. Znakomity natomiast okazał się Tadeusz Łomnicki jako Papkin. Po rewelacyjnym Łatce z "Dożywocia" - to druga wspaniała fredrowska kreacja tego aktora. Jego Papkin nie ma w sobie nic z fircykowatego samochwała, jest po prostu człowiekiem, którego los nie oszczędzał i który znalazłszy się w ciężkich tarapatach - zapewne z własnej winy - znalazł ocalenie i dom u Cześnika, popadając tym samym w całkowitą od niego zależność. Papkin ma bardzo wiele wad i ułomności charakteru, ale widzimy jak aż do śmieszności walczy o swoje człowieczeństwo. Zawsze pogardzany i wykpiwany, usiłuje przy każdej okazji zwrócić na siebie uwagę, i chwaląc się bez miary próbuje znaleźć potwierdzenie wartości bodaj we własnych oczach. A że czyni to z przesadą, w najmniej odpowiednich momentach, nieudolnie, jest śmieszny. Tak, Tadeusz Łomnicki, jest autentycznie śmieszny w tej roli, ale równocześnie bardzo ludzki i zdobywający u widza sympatię dla swego bohatera. Równie znakomita jest Anna Seniuk jako Podstolina, w której to roli oglądamy ją już po raz drugi. Sprytna, przebiegła i pełna kokieterii. Wyrazistą i szczerze zabawną postać Dyndalskiego stworzył także Bogdan Baer. Wyrachowanym, zimnym i bezwzględnym - mimo pozorów uległości woli Boskiej - był Ignacy Machowski.
Przedstawienie otrzymało znakomitą oprawę plastyczną, która jest dziełem Jana Polewki.
Niemniej całości przedstawienia reżyserowanego przez Kazimierza Dejmka zabrakło lekkości i żywszego tempa. Być może po fajerwerku humoru, jaki przed laty zaprezentował Teatr Powszechny, realizując "Zemstę" w reż. Z. Hubnera, obecnie każde inne przedstawienie będziemy traktować jako zbyt mało żywiołowe i zabawne.
Na zakończenie słów kilka, o pięknym programie przygotowanym niezwykle starannie, z ciekawą dokumentacją zdjęciową, kolorowymi projektami kostiumów i umiejętnie dobranymi tekstami, co jest zasługą Zbigniewa Krawczykowskiego. Dzięki jego znawstwu teatru i redakcyjnym zdolnościom widz otrzymuje cenny dodatek do każdego przedstawienia.