Artykuły

Gorzów Wlkp. Teatr idzie na wojnę

Gdy w Teatrze Osterwy będzie grany musical "Romeo i Julia", w auli PWSZ słynny dramat odegra grupka aktorów. Dyrektor teatru ma o to żal do uczelni.

Sprawa "Romeo i Julii" musiała przelać czarę goryczy, bo dyrektor teatru Jan Tomaszewicz zwołał konferencję prasową. A robi to dość rzadko. Zaczęło się niewinnie - od prezentacji kostiumów do nowego przedstawienia, a zaraz potem zespołu. Muzyczno - taneczna wersja słynnego dzieła Szekspira "Romeo i Julia" będzie miała premierę 26 stycznia. Na scenie zobaczymy 26-sobowy zespół artystów: aktorów, tancerzy. - Nie wyobrażam sobie sceny balu, zagranej przez cztery osoby, jak ma być w PWSZ. Chyba że Szekspir napisał jeszcze inna sztukę pod tym samym tytułem, której nie znam - zaczął dyr. Tomaszewicz.

Edukacyjna rola miejskiego teatru, produkcje na poziomie, spektakle adresowane przede wszystkim do młodzieży (np. w ramach miejskiej kampanii przeciw uzależnieniom "Obudź się"), wreszcie całkiem nowy pomysł na scenę edukacyjną - takie "działa" wytoczył wczoraj szef miejskiej sceny. A na celownik wziął najpierw spektakl w auli PWSZ, ale zaraz potem plany Filharmonii Gorzowskiej, m.in. zapowiedź bajki braci Grimm.

- Zadaniem filharmonii jest edukować poprzez muzykę. Zadaniem teatru - edukować poprzez przedstawienia. Niech każda instytucja zajmie się tym, do czego jest powołana. Od kiedy mamy filharmonię, nie zorganizowałem w teatrze żadnego koncertu - argumentował Tomaszewicz i przypomniał, jak w dzień rozpoczęcia ostatnich Gorzowskich Spotkań Teatralnych filharmonia zaproponowała publiczności spektakl z udziałem znanych, warszawskich aktorów.

To chyba właśnie wtedy zaognił się konflikt teatru z filharmonią. Była już też konfrontacja (Jan Tomaszewicz wczoraj przyznał, że puściły mu wtedy nerwy) - podczas listopadowej konferencji w PWSZ, na której prezentowano m.in. strategię rozwoju miejskiej kultury. Kierujący filharmonią Krzysztof Świtalski powiedział wtedy, że filharmonia musi zarabiać, stąd decyzje o wynajmowaniu sali choćby na spektakle teatralne. Ten argument usłyszeliśmy i my, gdy rozmawialiśmy z dyr. Świtalskim o skrajnie różnych propozycjach w repertuarze filharmonii: raz śpiewa tu Krzysztof Krawczyk, innym razem grana jest klasyka z górnej półki (wczoraj nie mogliśmy się skontaktować z dyrektorem Świtalskim, żeby na gorąco skomentował wypowiedzi dyrektora teatru).

Szefowa miejskiego wydziału kultury Ewa Pawlak (ją też na konferencji w teatrze wywołano do tablicy) rozumie, że filharmonia kieruje się "rachunkiem ekonomicznym". - I nie jest moją rolą rozwiązywanie konfliktów między dyrektorami ani tym bardziej wpływanie na repertuar teatru czy filharmonii - mówi dyr. Pawlak. O sporach obu instytucji wie. - Na październikowym spotkaniu w wydziale dyr. Tomaszewicz miał pretensje o spektakl, który w filharmonii odbył się tym samym czasie, co inauguracja spotkań teatralnych. Ale okazało się, że w teatrze i w filharmonii publiczność dopisała. Może więc trzeba zapytać gorzowian, a nie zakładać, że taka sytuacja im nie odpowiada - komentuje dyr. Pawlak. Przy czym deklaruje, że gdyby dyrektorzy chcieli się jednak porozumieć i ustalić, że nie wchodzą sobie w paradę, wydział kultury nie będzie miał nic przeciwko.

Dla gorzowian, którzy chcą i korzystają z kulturalnej oferty miasta, takie rozwiązanie pewnie nie byłoby złe. - Rzeczywiście, skoro jest teatr, to dlaczego spektakle mają być w filharmonii? I odwrotnie, bo przecież w teatrze występuje np. Michał Bajor, a chyba lepiej by się go słuchało w filharmonii. Tylko do tej pory nie mieliśmy dylematu, że chcemy pójść i do teatru, i do filharmonii. Nie stać nas po prostu, więc wybieramy to, co nas bardziej interesuje - mówi nam starsze małżeństwo, które "bywa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji