Artykuły

Odlotowy weekend z trupem w tle

"Faza delta" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Kama Pawlicka w serwisie Teatr dla Was.

"Faza delta" Radosława Paczochy to obraz życia młodych mężczyzn z małego miasteczka. Znudzeni szarą codziennością każdy weekend spędzają w miejscowych pubach; suto zakrapiane imprezy kończą się zawsze jednakowo: gigantycznym kacem. Oprócz jednej, tej feralnej, kiedy po zażyciu dopalaczy sytuacja wymyka się spod kontroli. Na pozór spokojni, normalni ludzie zamieniają się w ogarnięte narkotykowym szałem bestie, które potrafią zatłuc nieznanego człowieka na miazgę. Tytułowa faza delta, w którą "wkręcają" jedni drugich doprowadza do niepotrzebnej tragedii.

Tragifarsa w reżyserii Gabriela Gietzky'ego nafaszerowana jest wulgaryzmami, które zresztą wywołują salwy śmiechu, zwłaszcza u młodej widowni. Aktorzy przerzucają się słowami, żywcem wziętymi ze słownika młodzieżowego slangu. Zresztą cała czwórka świetnie wpisuje się w duszną atmosferę przedstawienia i to jest największy atut tego przedsięwzięcia. Choć momentami reżyser zaskakuje ciekawymi rozwiązaniami inscenizacyjnymi, choćby kulminacyjną sceną, kiedy trzej kumple razem przeżywają najlepszą z najlepszych faz działania kwasu, zwaną fazą delta.

Aktorzy stworzyli postaci wyraziste i różnorodne. Misiek (Sławomir Pacek) to nierozgarnięty typ, który często, jak mówią o nim kumple, się "zawiesza" nie ogarniając sytuacji. Jego jedynym hobby jest kibicowanie klubowi Wisła, o którym wie wszystko i jest z tego bardzo dumny. Liszaj (Piotr Ligienza) chciałby wszystkim zrobić dobrze, ale sam za grosz nie ma wyczucia sytuacji. Jest znerwicowany i wiecznie działa na wysokich obrotach. Tylko Mastodont (Jacek Beler) odbiega zachowaniem od pozostałych kumpli. Chce być cool i na czasie, ubiera się modnie, przybiera pozę wyluzowanego faceta, którego nic w życiu nie obchodzi. Barmance Justynie (Anna Smołowik) jest właściwie wszystko jedno, z kim spędzi noc, oby było zabawnie i odlotowo.

Scenografia Anny Ławrynowicz tworzy na scenie wnętrze podrzędnego, kiczowatego pubu gdzieś na polskiej prowincji, do którego wstawiono dekoracje ze sklepu typu "wszystko po 5 złotych": od sztucznych kwiatów do palm zrobionych ze świecącego papieru.

Spektakl jest dynamiczny, dobrze zagrany, publiczność się bawi. Rzec by można same atuty. Oprócz jednej zasadniczej słabości. "Faza delta" nic nowego nie wnosi do teatralnego spectrum, pozostając w pamięci widza jako chwilowa rozrywka i to nie na najwyższym poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji