Artykuły

Dramat "Pod Akacjami"

Teatr Dramatyczny zdobył się na prapremierę. Okazji dostarczyła świeżo (dopiero pośmiertnie) opublikowana sztuka J. Iwaszkiewicza z r. 1945 pt. "Pod Akacjami".

Miejscem, w którym rozwija się akcja, jest kawiarnia o sentymentalnej, nazwie "Pod Akacjami". Są czasy okupacji. Z rozwoju wypadków wynika, że kawiarenka "Pod Akacjami", usytuowana w prowincjonalnej, podwarszawskiej miejscowości nie jest bynajmniej oazą wytchnienia i ciszy. Zwodniczy i pozorny jest spokój okupacyjnej kawiarenki. Z martwotą i ziewającą nudą zakątka, ocienionego autentycznymi akacjami (również na planie scenograficznym), gdzie niby nic się nie dzieje, w jaskrawym kontraście pozostają różne szczegóły, okoliczności i zdarzenia stopniowo zagęszczające atmosferę. Niemal od początku daje się odczuć wiszące w powietrzu, nieustanne, śmiertelne zagrożenie ze strony okupanta. Wymienia się przy dźwięku szklanek i kieliszków konwencjonalne uśmiechy i pozdrowienia, ale o zasadniczych sprawach mówi się półgłosem. Szepczą po kątach związani z ruchem konspiracyjnym bywalcy kawiarni, nadstawiają uszu kolaboranci, zaglądają trudni do zidentyfikowania przejezdni.

Logiczną konsekwencją narastającego napięcia są wreszcie dramatyczne zdarzenia, w których nieoczekiwanie ważą się ostateczne sprawy ludzkich uczuć i woli, sprawy sumienia, cierpienia, wyboru i odpowiedzialności. "Pod Akacjami" nie jest bowiem sztuką tylko o rzeczywistości okupacyjnej, a w każdym razie nie jest nią w tym sensie, jak utworem o rzeczywistości okupacyjnego życia prowincji jest opowiadanie "Stara cegielnia", choć realia okupacyjne są tu uchwycone z podobną wyrazistością i konkretnością.

Osnową sztuki jest dramat duszpasterza, księdza, którego racje żarliwej wiary wskutek dramatycznego splotu wypadków stają w kolizji z racjami równie żarliwego patriotyzmu i sięgającego wymiarów heroicznych poczucia odpowiedzialności za innych. Oto młody konspirator z Szarych Szeregów z wyroku podziemia ma zlikwidować groźnych konfidentów gestapo. Pozostawienie ich przy życiu grozi denuncjacją patriotów i represjami na szeroką skalę. W momencie kulminacyjnym wskutek nieprzewidzianych okoliczności młody człowiek załamuje się i jest bliski klęski. Ksiądz Węgrzyn, by uwolnić go od nadmiernego ciężaru odpowiedzialności, w chwili, gdy już nic nie jest w stanie odwrócić biegu wypadków, wyręcza miotającego się w sprzecznościach bojowca i wykonuje zań wyrok na niemieckich sługusach.

Cała konstrukcja dramatu "Pod Akacjami" zmierza do ekspozycji postaci księdza Węgrzyna, do przedstawienia jego tragizmu i heroizmu, który znajduje swój wyraz w finale sztuki. Tragizm ten zasadza się na konieczności dokonania wyboru między racjami chrześcijańskiego sumienia, ugruntowanymi na ortodoksji teologicznej i sprecyzowanymi w normie "nie zabijaj!" - a patriotycznym nakazem działania na rzecz Ojczyzny, w tej zaś konkretnej sytuacji - wręcz pragmatycznym nakazem przeciwdziałania większemu złu, które mogłoby zaistnieć w przypadku oszczędzenia konfidentów. Czynnikiem rozstrzygającym jest tu - jak się zdaje - jeszcze jedno, tj. jeszcze jedna siła decydująca o sposobie wyboru. Jest nią humanistyczny (a obecny także w filozofii personalistycznej) imperatyw odpowiedzialności za innych ludzi i wynikająca stąd gotowość do poświęcenia nie tylko własnego życia, ale i własnej duszy w imię dobra innych ludzi. Dodajmy, ze imperatyw ten jest znamieniem również innych bohaterów Iwaszkiewicza, by wymienić postać ks. Suryna z "Matki Joanny od aniołów".

Z uwagi na oszczędną materię dramaturgiczną i niemal nowelistyczną zasadę konstrukcji utwór "Pod Akacjami" jest jednak nie tyle anatomicznym studium tego rodzaju postawy, ile raczej wstępnym szkicem do takiego studium. Niewątpliwe zaś jest to, że mamy do czynienia ze sztuką jednoznacznie afirmującą tę heroiczną i patriotyczną postawę, którą ucieleśnia ksiądz Węgrzyn. Jest rzeczą prawdopodobną, że właśnie z tej przyczyny, tj. z racji owej prostolinijności wykładu etycznego i lakoniczności umotywowań nie mógł się w swoim czasie pisarz zdecydować na opublikowanie utworu, czy wprowadzenie go na scenę.

Nie chciałbym jednak mówić szerzej o utworze J. Iwaszkiewicza, pozostawiając zarówno sprawy jego konstrukcji, jak również odniesień i uwarunkowań rzeczoznawcom. Interesujące dla mnie jako recenzenta teatralnego jest bowiem to, co w sensie teatralnym wynikło ze spotkania sceny z tekstem sztuki. Otóż ze względu na to, że materiału dramaturgicznego nie stało na wypełnienie dużej sceny w wymiarach pełnospektaklowego widowiska, rzecz wystawiono - i słusznie - na Małej Scenie teatru. Dekoracje Elżbiety Iwony Dietrych, wzniesione w konwencji uproszczonego i beznamiętnego realizmu, tworzą oprawę tyleż funkcjonalną co i oddającą klimat prowincjonalnej, nieco zaniedbanej i smutnawej kawiarenki czasów okupacji.

Przy takim obiektywistycznym założeniu scenograficznym siła ciężkości spoczywa na dialogach i towarzyszącej im ekpresji aktorskiej. Jak jednak grać w tej sztuce? Czy w konwencji realizmu psychologicznego? Czy to możliwe w warunkach, gdy tekst nie dostarcza dostatecznej ilości materiału, jaki jest niezbędny do zbudowania plastycznych, umotywowanych wewnętrznie i przekonywających psychologicznie postaci? Znamienna dla tego utworu uproszczona konstrukcja figur ludzkich, miejscami ledwie zarysowanych i egzystujących na ogół wyłącznie funkcjonalnie, nie daje aktorom zbyt wielu możliwości. Pokusą było więc równoważenie lakoniczności materiału tekstowego przez stosowanie ostrzejszych środków ekspresji.

Zdaje się, że reżyserujący przedstawienie Andrzej May zrobił wiele, by pokonać zapędy do nadużywania owych zewnętrznych środków wyrazu. Nie wszędzie jednak udało się odruchy te, czy ciągoty - jakże naturalne dla młodszych i niedoświadczonych wykonawców - opanować, czego dowodzą nierówności interpretacyjne, w szczególności zaś zbytnie afektacje w propozycjach np. Michała Sobolewskiego (ksiądz Węgrzyn), Jolanty Zaworskiej (barmanka Flora) i Janusza Kulika (Brausch). Tymczasem jedynie powściągliwość interpretacyjna zdaje się stanowić ów najbardziej użyteczny klucz do postaci tego dramatu.

Przedstawienie jest jednak czytelne i - pomijając owe, że tak się wyrażę, dyskusyjne propozycje w sposobie interpretowania gwałtownych stanów psychicznych niektórych postaci - stylistycznie, przynajmniej w zamierzeniu, jednorodne. Posiada też przejrzystą wykładnię sensu podstawowego, który wiąże się z dramatem księdza Węgrzyna. W sumie jednak trudno uznać je za wydarzenie artystyczne sezonu w elbląskim teatrze. Może to konsekwencja czasu, który już pozbawił prawdy ongi gorejące znamion rewelacyjności? Może nie tyle współczesna i wszechobecna nieufność do heroizmu, ile inne jego doświadczenia, komplikacje, antynomie?... Raczej za (mówię wciąż o przedstawieniu) kontynuacją linii prowadzonych nieco po omacku poszukiwań repertuarowych, jak również skłonności do nieustannego sprawdzania zespołu w realizacjach różnorodnych stylistycznie, nastręczających za każdym razem innych trudności, i jakby przygotowujących go - po wyjściu z przedłużającego się okresu tymczasowości - do jakichś istotniejszych zadań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji