Artykuły

Nie możemy przestać gadać o tym spektaklu nawet w domu

- Strasznie lubię te teksty, uwielbiam moc, która w nich tkwi. Więc z całą przyjemnością znów będę je wykonywać na scenie - o powracającym po dziesięcioletniej przerwie spektaklu "Ballady ofiar", z piosenkami Nicka Cave'a, mówi Rafał Ostrowski, aktor Teatru Muzycznego w Gdyni.

Przemysław Gulda: Zacznijmy od początku - od pierwotnej wersji tego spektaklu. Jak ona powstawała?

Rafał Ostrowski: Reżyserem był Dariusz Siastacz, teksty Cave'a przetłumaczył Roman Kołakowski. Zrobił to w znakomity sposób, a przecież to nie jest łatwe zadanie, bo to wyśmienity poeta. Za stronę muzyczną odpowiedzialny był Tomasz Krezymon. Zmieniały się dziewczęta, które wykonywały żeńskie partie wokalne. Zagraliśmy to kilka razy w różnych miejscach. Ostatni raz - dwa lata temu. I muszę przyznać, że wszyscy czuliśmy, że trochę nam to już umyka, że to nie ma już takiej energii, jak na początku. Dlatego bardzo spodobała mi się propozycja, która wyszła od samych muzyków, żeby do tego wrócić, ale już w trochę inny sposób. Spodobała mi się, bo strasznie lubię te teksty, uwielbiam moc, która w nich tkwi. Więc z całą przyjemnością znów będę je wykonywać na scenie.

Na czym polega ten inny sposób przygotowania nowej wersji tego spektaklu?

- Będzie w nim kilka dość istotnych zmian w porównaniu z pierwotną wersją. Gdybym miał podsumować je jednym zdaniem, to musiałbym powiedzieć przede wszystkim to, że za ich sprawą położymy jeszcze większy niż wcześniej nacisk na teksty. Zabrzmią one jeszcze wyraźniej i jeszcze dosadniej. A to może chyba tylko wyjść na dobre temu programowi. Dość mocno zmieni się oprawa muzyczna. Jako że Tomasz Krezymon mieszka teraz w Warszawie i stała współpraca z nim byłaby bardzo utrudniona, zdecydowaliśmy się przygotować nową wersję bez niego. A wręcz - zupełnie bez instrumentów klawiszowych, na których grał. A więc tym razem będzie dużo bardziej gitarowo. Muzycy zespołu Ajagore, którzy pracowali nad oprawą tego spektaklu, dość mocno odeszli od oryginalnych wersji - w niektórych przypadkach trzeba się wręcz bardzo dokładnie wsłuchać, żeby rozpoznać te piosenki. Zmieni się też scenografia - ta pierwotna, przygotowana przez Alicję Gruzę i Roberta Florczaka, po prostu fizycznie przestała istnieć przez te wszystkie lata. Filip Ejsmont przygotował więc zupełnie nową oprawę, znacznie bardziej minimalistyczną i dyskretną. Myślimy też o wizualizacjach, ale bardzo się boimy, żeby nie zdominowały one spektaklu, żeby nie sugerowały, a może wręcz narzucały jakiejś interpretacji, chcemy tylko, żeby lekko podkreślały nastrój poszczególnych kompozycji.

Dopiero o tym myślicie? Czyli to, co pokażecie w poniedziałek, nie będzie ostateczną nową wersją tego programu?

- Myślę, że w przypadku "Ballad ofiar" w ogóle nie będzie mowy o jakiejkolwiek ostatecznej wersji. Ten materiał będzie ewoluował i zmieniał się. To chyba część nieco szerszej kwestii - tego, że traktujemy to raczej jako koncert niż jako spektakl. Bardzo ułatwia sprawę także fakt, że występuję teraz w tym programie z moją żoną, Aleksandrą Meller - nie przestajemy o tym rozmawiać w domu i dzięki tym rozmowom ten spektakl mocno dojrzewa. Mieliśmy już nawet okazję, żeby sprawdzić, jak to działa właśnie na koncertowej, a nie teatralnej scenie - kilka dni temu zagraliśmy w tczewskim klubie Tromba. Działało!

Co dalej? Co po poniedziałkowej prezentacji w Gdyni?

- Na dzień dzisiejszy mamy zaplanowane cztery prezentacje. Dzień przed Gdynią zagramy to w Poznaniu, w klubie Blue Note, tydzień później - w Łodzi, a na początku roku mamy już zakontraktowany występ w warszawskim klubie Palladium.

To - w porównaniu z całą resztą - gigantyczna sala!

- Trochę drżymy na myśl o tym występie. Ale to będzie wyzwanie, które bardzo chcemy podjąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji