W pozornej pustce
Narkotyczny glos Vincenta Galio z wolna rozprasza ciemność. W świetle - kobieta i mężczyzna. Między nimi - spokój. Taki spokój, który dławi jak strach.
Richard i Corinne uciekli z Londynu i zaszyli się na wsi. Tak naprawdę, wciąż uciekają - przed sobą nawzajem i przeszłością, która wyraźnie im ciąży. W zwykłej rozmowie, w banalnych zdarzeniach znać jej żrący ślad. I choć małżeństwo stara się sklecić wspólne życie na nowo, to jednak wyraźnie daje się wyczuć w ich relacjach nieufność i chłód. Pozornie niewinna sytuacja, jaką jest przywiezienie przez Richarda (lekarza) nocą do domu nieprzytomnej, znalezionej na poboczu dziewczyny, jest początkiem ich wspólnego końca. To noc, na którą podświadomie czekali. Jedna noc, która dzieliła ich od katastrofy. Lepszej od kłamstw, obłudy uczuć i pozorami utrzymywanego rodzinnego ciepełka.
Martin Crimp nie daje klucza do kreślonej przez siebie historii. Od pierwszej sceny jasne jest, że Richard i Corinne mają za sobą piekło, jednak wyobrazić je sobie trzeba na własną rękę. Obudzić w sobie wrażliwość, przenikliwość obserwatora, sięgnąć do własnych doświadczeń, by uzmysłowić sobie dramat, jaki przeszło tych dwoje. To, co dzieje się między nimi, zarysowane jest na tyle delikatnie, że daje się wyczuć niemal podskórnie. Niewiele zdarzeń, za dużo słów, a to, co najważniejsze, z trudem przebija się na powierzchnię.
Mariusz Grzegorzek sięgnął więc po nieefektowny i zarazem frapujący dramat, którego sceniczna realizacja wymagała trzech wyrazistych, doświadczonych aktorów. Takich, którzy są w stanie wypełnić sobą pozorną pustkę, jaką tchnie "Na wsi". Kru-
cha, subtelna Corinne, po której najbardziej znać złamanie zdradą i życiem w kłamstwie oraz gwałtownie zbliżający się do ostatecznego upadku Richard to świetny, bardzo precyzyjnie zadzierzgnięty duet Doroty Pomykały i Krzysztofa Stroińskiego. Znakomici aktorzy przez półtorej godziny utrzymują odpowiednio wyśrubowane napięcie i wiarygodnie oddają nerw relacji, jakie łączą długoletnie małżeństwo. Po obojgu widać cenę, jaką płacą każdego dnia za niemą zgodę na życie w pozornym ładzie. W niej jest łagodność, potrzeba miłości, wzbierający krzyk rozpaczy; on doskonale to wyczuwa, próbując nadać lekkość i ciepło codziennym kontaktom. Zdradza przy tym rozdrażnienie, od którego tylko krok do niekontrolowanej agresji.
Obok doświadczonych aktorów w spektaklu występuje Marta Neuman (gra na zmianę z Edytą Jungowską). Jej rola to osobny, zachwycający popis możliwości młodej aktorki. Rebeka, dziewczyna, która wprowadza chaos w życie małżeństwa, to trudna do zagrania, wymagająca postać.
Neuman znakomicie oddała neurotyczną, rozedrganą naturę uzależnionej od narkotyków i mężczyzny Rebeki. Jej nagłe wejście do cna rozbiło atmosferę spokoju, z trudem utrzymaną przez poróżnione małżeństwo. Dynamiczna, ostro zagrana rola, balansująca na cienkiej linie dzielącej Neuman od przeszarżowania i osłabienia wiarygodności postaci, daje powody, by sądzić, że tkwi w młodej aktorce ogromny potencjał do grania bogatych emocjonalnie, dramatycznych postaci.
Spektakl, który powstał w Studio to rzadkość na tle stołecznej średniej. Nie ma w nim za grosz efekciarstwa, jest surowa, chropawa aura, powoli sączący się czas i przykuwająca uwagę historia. Przejmująca historia.