Artykuły

W imię ojca i syna, i ducha

"Zażynki" w reż. Katarzyny Kalwat w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

- To nie było żadne dziecko, to była część mojego ciała (...) To groziło mojemu światu - przekonuje widzów i samą siebie bohaterka "Zażynek". Chwilę wcześniej pozbywa się niechcianej ciąży w gabinecie znajomego doktora. A potem zostaje jego asystentką

"Zażynki" Anny Wakulik we wrześniu zdobyły nagrodę dziennikarzy podczas konkursu dramaturgicznego Metafory Rzeczywistości w Teatrze Polskim. Prapremiera dramatu odbyła się w piątek w Malarni.

W lutym przedstawienie na podstawie tekstu pochodzącej z Trójmiasta 24-letniej pisarki obejrzą widzowie The Royal Court Theater w Londynie. Anna Wakulik była tam rezydentką.

Czy z perspektywy drugiej strony kanału La Manche polską rzeczywistość widać wyraźniej? Spektakl wyreżyserowany przez Katarzynę Kalwat skłania do wniosku, że tak właśnie jest. W "Zażynkach" zderzają się ze sobą pozornie sielankowe obrazki i skrywane latami tajemnice. Tu kapliczka Matki Boskiej, tam ogrodowy grill. Tu ginekologiczny fotel i proza życia, a potem romans jak z filmu "Notting Hill" (tym razem jednak bez happy endu). Czasem biologia i instynkty, częściej rozum i chłodna kalkulacja. Tu urodziny i tort ze świeczkami, tam tabletka wczesnoporonna.

Decyzje i wybory bohaterów "Zażynek" szalenie trudno oceniać. Wszystkich zżera jakaś pustka. Jan, człowiek w średnim wieku i z pokaźnym zawodowym dorobkiem, spłodził syna, a gdzieś po drodze wybudował też pewnie dom i posadził drzewo. Mimo tego nie można powiedzieć o nim "człowiek spełniony".

Marysia chciała być aktorką. Nie wyszło. Skończyła na utrzymaniu starszego od siebie mężczyzny. Powtarza, że jak się człowiek trzy razy dziennie do kogoś nie przytuli, to w końcu dostanie raka.

Piotr marzy, by zostać reżyserem, ale rodzice posłali go na prawo. Dzieci na razie nie planuje. Najpierw musi sprawdzić, jak wyglądają zachody słońca na całym świecie.

Gdzie tu polska specyfika? Rozmyła się w globalnej wiosce, w rzeczywistości, w której łatwiej dolecieć z Poznania do lotniska w Stansted, niż dotrzeć do Mikołajek na Mazurach.

Stałym elementem w życiu bohaterów "Zażynek" jest nasza narodowa religijność. Ale i ona okazuje się wartością pozorną. Symbole i obrzędy, w których można się w razie potrzeby schronić, nadają się równie dobrze do tego, by się przeciwko nim zbuntować. Dla Jana Kościół jest niczym stary, dobrze znany wróg. Dla Piotra to pewnie zabytek ludowej kultury. Tylko Marysia lubi posiedzieć latem w chłodnej kaplicy. Pewnego dnia wysyczy jednak: "Powiedzmy w końcu na głos to pytanie, które zadawała sobie każda kobieta w kościele 15 sierpnia, odkąd uświadomiła sobie, że może mieć dzieci: gdzie był ten cholerny Duch Święty? Czy był przystojny? Wykształcony? Inteligentny chociaż? Czy patrzył jej w oczy? Masował potem jej spuchnięte stopy? Trzymał włosy, gdy rano rzygała?"

Marysia Anny Sandowicz, Jan Wiesława Zanowicza i Piotr Mariusza Adamskiego to postacie z krwi i kości. A to w tym przedstawieniu szczególnie ważne. Bo "Zażynki" są głosem w dyskusji o aborcji. Głosem mocnym i mądrym. Na pewno niejednoznacznym.

Kolejny spektakl - 18 stycznia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji