Artykuły

Bromberg i wojna w głowach

"Truskawkowa niedziela" ("Bromberg / Bydgoszcz") w reż. Grażyny Kani Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Landesbühne Niedersachsen Nord Wilhelmshaven. Pisze Martin Wein w Wilhelmshavener Zeitung.

Wspólną historię zacząć pojmować nie jako wspólne brzemię, tak brzmi przesłanie spektaklu "Bromberg/Bydgoszcz" (polski tytuł "Truskawkowa niedziela" - przyp. tłum.). Sztukę tę koniecznie trzeba obejrzeć.

Historycy nie lubią wątpliwości. Za pomocą dat i haseł sugerują obiektywną prawdę, której da się uczyć w szkole i która nada się na przemówienia w stałym gronie słuchaczy. Nie powinno się jej relatywizować, tak mówią. Tym bardziej niepokojący jest dla publiczności moment, kiedy w kwestiach decydujących dat historycznych nie ma jednoznacznej prawdy. "Bydgoska Krwawa Niedziela" jest taką datą. Nie da się już chyba bez wątpliwości wyjaśnić, co wtedy, w roku 1939, naprawdę się zdarzyło. w tych dniach obłędu i Polacy i Niemcy opłakiwali wiele ofiar. Krew jest na wielu rękach.

Niejedną wojnę wszczynano w takich przypadkach - o wyższości interpretacji. Zamiast wszczynać wojny Teatr Polski Bydgoszcz i Landesbühne Niedersachsen Nord ze wspólnej historii zrobiły temat dramatu, w którym przedstawiciele obu narodów i różnych pokoleń opowiadają sobie swoją wersję historii. Trwający trzy lata projekt pomyślnie może być świadectwem tego, że dwóch europejskich sąsiadów wydoroślało. Naprawdę pomyślny był jednak wynik, który w niedzielny wieczór miał swoją prapremierę na małej scenie. Ponad granicami językowymi duetowi autorów Katharinie Gericke i Arturowi Pałydze udało się nie tylko napisać intelektualnie chlubną sztukę, dofinansowaną ze środków Kulturstiftung des Bundes, ale również wielowymiarowy, poruszający dramat o wojnie i pokoleniowości.

To nie historia sama w sobie porusza dziś ludzi w Bydgoszczy - to sposób obchodzenia się z nią. Dlatego też sztuka nie jest osadzona w przeszłości, akcja dzieje się na fikcyjnej polsko-niemieckiej konferencji w Wilhelmshaven, gdzie jak wiadomo wielu wypędzonych ze swojej ojczyzny w Bromberg osiedliło się po roku 1945. Były więzień obozu przyjechał na konferencję, żeby spotkać niemiecką dziewczynę Elsę, która kiedyś uratowała mu życie. Jego wnuk przyjechał razem z nim, żeby zobaczyć ten "Mordor" i Niemcy wydają mu się zaskakująco "cool" - a jeszcze bardziej podoba mu się tłumaczka. Ale ta chce wreszcie wybłagać wybaczenie za wszystkie straszne zbrodnie swojego narodu - wstyd nie pozwala jej nic poczuć.

W nieprzerwanej żonglerce między językiem niemieckim a polskim z tłumaczeniem w napisach aktorzy suwerennie przebijają się przez historyczne uwikłania. Roland Nowak i Piotr Stramowski to początkowo małomówny dziadek i tym bardziej na jego tle elokwentny wnuk, Julia Blechinger natomiast prowadzi historię pół-Niemki Elsy w swoim monologu wewnętrznym. Kathrin Ost zachwyca w dwujęzycznej roli tłumaczki. A Iwona Nowacka w roli suflerki na scenie przypomina, że to wszystko to tylko teatr.

Oczywiście dochodzi do konfliktu, kulisy, pomalowane jakby dziecięcą ręką, zostają zerwane, kiedy znowu pojawiają się stereotypy o starych nazistach i "strasznych" Polakach. Rozpalają się fragmenty projekcji wideo o treściach rodem z propagandy jednej i drugiej strony. Reżyserka Grażyna Kania nie łagodzi tego, co niepojęte. Nie zasłania niczego, dopuszcza natomiast wiele prawd. Zostaje historia, z którą wszyscy muszą żyć. Po tym udanym spektaklu jest to odrobinę łatwiejsze - a dziś o 20 drugie przedstawienie. Byłoby jeszcze dobrze zacząć się uczyć polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji