Artykuły

W teatrach Wrocławia "Kurs Mistrzowski"

Brytyjski dramaturg, prozaik i reżyser Dawid Pownall, laureat kilku nagród literackich napisał pięć powieści, ponad trzydzieści sztuk teatralnych, także wiele scenariuszy telewizyjnych, słuchowisk radiowych itp. Tematów do swych dramatów szuka dość chętnie w źródłach historycznych, czego dowodem jest m.in. "Kurs mistrzowski" - sztuka, której polska prapremiera odbyła się na scenie kameralnej Teatru Polskiego.

Kreml. Rok 1948. Jeden wieczór. To miejsce i czas akcji rozgrywającej się już po styczniowej naradzie radzieckich twórców, na której Andriej Żdanow rozprawił się ostro i bezpardonowo ze współczesną sztuką. Stalin, Żdanow, Prokofiew i Szostakowicz. Oto cztery osoby dramatu. Dotychczasowa twórczość wielkich kompozytorów zostaje przekreślona, jako formalistyczna, wroga ludowi i nieprogramowa. Artyści są więc "zaproszeni" na Kreml, na "przyjacielską pogawędkę", podczas której powinni krytycznie ocenić swoje utwory i obiecać tworzyć nowe, podlane ideologicznym sosem radosne kantaty i hymny na cześć partii i jej przywódców. "Kurs" prowadzony przez ubranego w dobrotliwą maskę (bo taką lubił nosić) Stalina i zachowującego się jak oprawca Żdanowa jest dla twórców lekcją poniżenia i upodlenia, nie pozbawioną strachu o życie.

Wrocławskie przedstawienie wyreżyserowane przez Wojciecha Adamczyka, zaciekawia. Czterej aktorzy stanęli na wysokości zadania, tworząc postacie wiarygodne i przekonywające. Stalin (Zygmunt Bielawski) jawi się tu jako wilk w owczej skórze, podstępny, chwilami dobroduszny ojczulek, poklepujący niby to kordialnie po ramieniu, ot poczciwina wbijający znienacka nóż w plecy. Zygmunt Bielawski gra Stalina zaiste po mistrzowsku (doskonała też charakteryzacja); pokazując go jako człowieka zakompleksionego, jednocześnie zadufanego w sobie, zręcznego manipulatora, żądnego pochlebstw tyrana, pozbawionego wszelkiego miłosierdzia, sprytnego gracza. Jego przeciwieństwem jest w spektaklu Żdanow Stanisława Melskiego. Ta propozycja może budzić sprzeciw jako zbyt przerysowana, bo być może nie aż tak nieokrzesanie powinien zachowywać się ktoś pochodzący przecież z dobrego domu. Trzeba jednak pamiętać, że Żdanow starał się przypodobać Stalinowi za wszelką cenę, udając większego grubianina niż był w istocie, a tkwiąca w nim skłonność do okrucieństwa nie pozwoliła mu na pielęgnowanie wyniesionych z domu nienagannych manier. Był przede wszystkim, jak nazwał siebie kiedyś, "roztropnym czekistą", grającym czasem na fortepianie, ale niszczącym z bezwzględnością wszystko co twórcze i niezależne, skazującym na śmierć bez mrugnięcia okiem. Prowadzenie tej roli przez Stanisława Melskiego w taki, o nie inny sposób ma więc swoje uzasadnienie i jest chyba zamysłem trafnym.

Podobał się bardzo Prokofiew w interpretacji Edwina Petrykata. Aktor zagrał tę postać z dystansem niezbędnym dla zachowania godności, okazania wyższości i pogardy dla oprawców, choćby nawet w obliczu śmierci. Schorowany, będący tuż po wylewie kompozytor, nie oponuje, nie walczy, patrzy tylko nieco zdziwiony, jak Żdanow i Stalin tłuką na kawałki płyty z jego utworami, wreszcie "zalewa robaka" dwoma kieliszkami wódki, której lekarz pić mu zabronił. Szostakowicz, w którego wciela się Krzysztof Dracz, nie panuje nad sobą w sposób tak doskonały. Jest młodszy, wydaje mu się, że może być niepokorny, wy-bucha. Ale to on w przyszłości okaże się podatniejszy do ulepienia. Krzysztof Dracz pokazał Szostakowicza jako intelektualistę, wielkiego artystę, trochę przestraszonego lecz nie do końca, jakby świadomego groźnej sytuacji. Świetna jest w tym przedstawieniu scena, w której Prokofiew i Szostakowicz śpiewają ulubioną piosenkę Stalina "Suliko". Nie mniej udane są również sceny tworzenia kantaty do paranoicznego tekstu, wymyślonego przez Stalina. Rzecz o unicestwianiu kultury i przekreślaniu ludzkiego życia zawiera także wiele momentów komicznych, co należy zawdzięczać lekkości pióra autora i wizji reżyserskiej. Przedstawienie warto na pewno zobaczyć. Jest niebanalne w treści i ciekawe pod względem aktorskim.

P. S. Na każdym spektaklu tłucze się mnóstwo płyt. Zainteresowani pytali, czy są to kantaty o Stalinie, bo jeśli np. piosenki Ordonki, to żal...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji