Wernyhora-Hajdamaka
Łukasz Drewniak w recenzji z wrocławskiego przedstawienia "Wesela" ("P" nr 15) najbardziej chwali pomysł z Wernyhorą jako "hajdamaką, kozackim rezunem" i widzi w nim - jeśli dobrze zrozumiałem - symbol ponurego dziedzictwa sarmackiego. Żałuje tylko, że pomysł ten jest wyizolowany z całości spektaklu. Nasuwa się kilka pytań:
1. Czy można na scenie wykreować ukraińskiego hajdamakę, który byłby zarazem symbolem dziedzictwa sarmackiego, a więc polskiego i szlacheckiego?
2. Jak uzgodnić koncepcję Wernyhory-hajdamaki z tekstem dramatu, w którym mówi się o nim jako o "wielkim panu", "jednym z tych Polaków, co są piękni", a on sam nazywa rezunów "ludem przeklętym, przekleństwami potępionym"?
3. Czy można wmontować Wernyhorę-hajdamakę w całość "Wesela", w którym występuje on jako zwiastun ogólnonarodowego powstania dokonanego w atmosferze "wielkiej Zgody"?
4. Po cóż sprowadzać do bronowickiej chaty ukraińskiego rezuna, skoro już przedtem pojawił się tam rodzimy, zachodniogalicyjski rezun - Szela?
Uznaję swobodę reżyserów wobec litery tekstu. Więcej: zachęcałbym ich, by dla uwyraźnienia swej koncepcji śmiało teksty klasyki przerabiali, a nawet dopisywali do nich (przy pomocy literatów) to, co w tym celu jest potrzebne. Trudno natomiast zgodzić się z sytuacją, gdy pod hasłem "żadnych skrótów i znaczeniowych przeinaczeń" (cytowanym przez Drewniaka) rozprowadza się "pomysły" nie tylko gwałcące bezsporną semantykę lokalną tekstu dramatu, lecz także niezborne z jego całością.