Artykuły

Wódka jako dramatis personae

Przed trudnym zadaniem stanęli twórcy spektaklu w Teatrze Nowym w Zabrzu. Adaptacja sceniczna prozy zawsze jest jakimś problemem, zwłaszcza dla reżysera. Trudności rosną, gdy wybór pada na dzieło tak swoiste, jak opowiadanie Marka Hłaski (adaptacji dokonał Wacław Panek). Wszak "Pętla" odznacza się anemiczną akcją, mało tu wydarzeń teatralnie atrakcyjnych. "Ak­cja" toczy się raczej we wnętrzu głównego bohatera, Kuby; tu buduje się dramat waż­niejszy, niż wynikałoby to z działań przezeń podejmowanych. Samobójstwo Kuby jest właśnie wyrazem tego dramatu.

Istnieje zatem niebezpieczeństwo, że spek­takl przerodzi się w literaturę rozpisaną "na głosy". Po prostu - że będzie nudny. I po­wiedzmy od razu - Jerzemu Królowi - re­żyserowi - niebezpieczeństwo to udało się ominąć.

Kubę poznajemy w momencie, gdy posta­nawia zerwać z nałogiem alkoholizmu. Zdaje sobie sprawę, że jest to jego jedyna szansa. Czuje się wprawdzie wewnętrznie rozbity, trudno mu nawet zwlec się z łóżka, lecz przecież wierzy - czy raczej chce wierzyć - w siłę, która w nim tkwi i pozwoli mu odzyskać dawno utracony sens życia. Pomoże mu w tym Krystyna (grana przez Grażynę Skotnicką), która go kocha i jest jedyną osobą w której znajduje oparcie.

Ciężar spektaklu spada więc na Jerzego Króla - aktora - który budując rolę Kuby, musi pokazać proces odchodzenia człowieka od życia i dochodzenia do śmierci, musi uwierzytelnić tę krótką drogę od aktywizmu do zupełnej zatraty wiary. Dobrze się stało, że Król zrezygnował z psychologizmu. Ostatecznie nie wiemy, dlaczego Kuba pije. To jest dla nas mniej istotne. Nie dowiadujemy się również tego - a to już jest poważną wadą i roli i spektaklu - co sprawiło, że człowiek inteligentny a nawet uzdolniony, w ciągu jednej doby postanawia ze sobą skoń­czyć. A może i zostaje to powiedziane: po­wodem głównym jest wódka. Tak, tylko, że jest to spłycenie Hłaski. To prawda, że jego bohaterowie piją tęgo i nie wprowadza to ich bynajmniej w anielskie humory. Przecież jednak "Pętla" nie jest li tylko opowiadaniem pokazującym negatywne skutki nadużywania alkoholu. A zabrzański spektakl w tym kierunku się zwraca. Być może, że na mojej ocenie spektaklu waży ciągle jeszcze świeża pamięć o znakomitym filmie Hasa oraz rolach Gustawa Holoubka i Tadeusza Fijewskiego, należących do tych, o których zapomnieć nie sposób. Kuba Holoubka to postać prawdziwie tragiczna. Patrzymy na niego nie przez pryzmat jego pijaństwa, lecz zagubionego człowieczeństwa. I Jerzy Król jest zdecydowanie lepszy w tych scenach, gdzie pokazuje człowieka (pijącego), któremu rozsypuje się świat zbudowany z resztek wartości (np. rozmowa ze Znajomą) niż, gdy pokazuje pijaka (będącego człowiekiem), nie potrafiącego zerwać jednak z nałogiem. Bo Kuba to przede wszystkim pewna koncepcja człowieka i losu. Nie rozumie się tej postaci (i twórczości Hłaski w ogóle), gdy nie przyda się jej walorów parabolicznych. Tego właśnie zabrakło w zabrzańskim przedstawieniu.

Decydujące o psychicznym załamywaniu się Kuby są knajpiane sceny z Władkiem (Aleksander Rządkowski) i Znajomą (Grażyna Mścichowska). Władek uświadomi Kubie, że przed nałogiem nie można się obronić. Bę­dzie na początku wzbudzał odrobinę sympa­tycznego uśmiechu, który przerodzi się we współczucie i tylko współczucie. Odbierzemy go jako nieszczęśliwego pijaczka, którego kiedyś zdradziła kobieta. Zasmucimy się i machniemy ręką. Znajoma zaś przypomni Kubie jego stracone lata, przegraną miłość. Będzie trochę sztuczna i nieprawdziwa, gdy zbierze jej się na zwierzenia. Ostre światło, które pada na jej i Kuby twarz, znacznie jej w tym pomoże. Rozbije intymność, nie uwia­rygodni tych zwierzeń. I nie zrozumiemy, czego szuka taka dama w knajpie - nie zro­zumiemy zatem, dlaczego po jej wyjściu Ku­ba sięgnie po pierwszy kieliszek. A ten pierwszy kieliszek stanie się motorem póź­niejszych wydarzeń.

Kuba Jerzego Króla popełni samobójstwo, gdyż nie będzie już mógł znieść swej sła­bości, choć na ostateczną decyzję wpłynie przypadek. Kiedy będzie wylewał wódkę, by wreszcie z nią zerwać, rozlegnie się dzwonek telefonu. Przyjaciele... Ich życzliwa troska wyda się Kubie cyniczna. Zamiast do zlewu wódkę wleje do szklanki. I jest w tym mo­mencie tylko alkoholikiem. Będzie za chwilę mówił do zdjęcia nieobecnej Krystyny (czy doprawdy człowieka zdesperowanego stać na tak "teatralne" gesty?), wyzna swą bezsil­ność, da dowód utraty nadziei. Widz nie ma pewności, czy Kuba jeszcze decyduje o sobie, czy też po prostu "mówi przez niego alko­hol". No cóż? A my ciągle jeszcze widzimy innego Kubę, tego z filmu Hasa, który nim zarzuci pętlę, będzie patrzył przez okno na idącą do jego mieszkania Krystynę. Będzie w nim niezwykła trzeźwość, która zdarza się jedynie pijanym. Będzie w nim porażająca widza determinacja. Świadomie wybierze śmierć, bo innego wyboru już nie znajdzie.

W zabrzańskim przedstawieniu wódka ura­sta do rangi dramatis personae. Widzów od­dziela od aktorów gęsty szpaler butelek sto­jących w ciągu całego spektaklu na prosce­nium. Kiedy Kuba odejdzie w ciemność trzymając w dłoni pętlę, one również "zagra­ją". Kurtyna zapadnie w dół, lecz podświe­tlone butelki zaznaczą granice kosmosu, w w którym pozostawał Kuba. Trochę to pre­tensjonalne, ale ten element scenograficzny dodatkowo określi wymiar filozoficzny za­brzańskiej "Pętli".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji