A wszyscy chcieli mu pomóc
Napisana w 1956 roku "Pętla" Marka Hłaski jest kroniką jednej, tragicznej doby człowieka przegrywającego batalię o swoją godność - a w konsekwencji o swoje życie- z nieuleczalną chorobą alkoholizmu. Także: przegrywającego walkę z otoczeniem, które w chwalebnej misji ratowania przyjaciela wpędza go w zaułek, skąd nie może i nie chce już wrócić. Mimo drobiazgowego opisu rzeczywistości i nagromadzenia konkretów, tytułowa "pętla" ma charakter wysoce metaforyczny, i oczywiście nie oznacza tylko sznura zaciskającego się na szyi nieszczęsnego samobójcy.
Inscenizator i reżyser opowiadania Hłaski, przeniesionego na deski Teatru Nowego w Zabrzu - Jerzy Król, a także autor adaptacji tej prozy - Wacław Panek pogłębiają tą metaforę, kończąc spektakl wymownym, jednoznacznym odejściem bohatera ze sceny. Myślę, że to bardzo trafne rozwiązanie, bowiem dosłowność Hłaski strawna jest wtedy, gdy czytamy opowiadanie, przeniesiona jednak na scenę stałaby się zgrzytem.
Ów, opisywany przez autora, feralny dzień bohatera rozpada się na szereg scen, z których każda może stanowić całość sama w sobie. Z ułamków rozmów, wspomnień i refleksji układa się droga Kuby do straszliwego przekonania o nieodwracalności wydarzeń. Pewna, nawet zbytnia, dydaktyka Hłaski gubi się na szczęście w dobrej inscenizacji, w której aktorzy nie szarżują nadmiarem chwytów,
obiegowo uznanych za "przejawy alkoholizmu". Właściwie mamy tu raczej studium narastania strachu przed samym sobą i skazującym wyrokiem otoczenia niż literacką analizę choroby. Tak poprowadził swego bohatera Jerzy Król, grający rolę Kuby. Zaszczuty, ale i przykładający rękę do własnej zguby, jeszcze próbujący walki, ale właściwie przekonany o jej bezsensie, wreszcie - przygotowujący siebie i nas na ostateczność wyboru. W tę postać wpisana jest jednak determinacja i ona skazuje bohatera już w chwili, gdy skulony w fotelu oczekuje telefonu swojej dziewczyny. Każde następne ogniwo w łańcuchu zdarzeń jest już tylko katalizatorem przyspieszającym tragedię.
Rozmowa ze znajomą - mamy prawo przypuszczać, że będącą dla Kuby pierwszą szansą na możliwy jeszcze wtedy odwrót, uzmysławia mu kolejność błędów, które popełnił, nim znalazł się w punkcie krytycznym. Grająca tę rolę Grażyna Mścichowska uosabia jakąś własną, niewygasłą nadzieję na odrodzenie zdeptanego uczucia. Jest zapatrzona w przeszłość, ale bezradna wobec ogromu spustoszeń, jakich dokonało w Kubie kilkuletnie życie bez niej. To ta rozmowa przetnie definitywnie wątłą nić postanowienia Kuby.
Wynurzenia Władka - w tej roli Aleksander Rządkowski - stanowią zaś przestrogę przed tym, co czeka bohatera w przyszłości. Zdegenerowany pijak nie ma już żadnej nadziei, a właśnie nadzieja byłaby dla bohatera "Pętli" jakąś szansą. Aleksander Rządkowski nie przerysował tej roli, przekonał Kubę i publiczność, że kierunek rozwoju wydarzeń jest jeden - ku nicości.
Jego łagodny smutek dobija rozmówcę bez mała dosłownie, choć to Kuba rzuci się na niego, chcąc zdusić okrucieństwo wypowiadanych słów.
Rolę Krystyny, która była najbliżej bohatera w każdym słowa znaczeniu - gra Grażyna Skotnicka. Pastelowo, nienachalnie, z wewnętrzną - mimo wszystko - siłą. Szkoda tylko, że w ostatniej, niesłychanie ważnej dla obrotu spraw, rozmowie z Kubą; jej słowa padają zbyt cicho i nie zawsze docierając do widzów.
"Pętla" jest gorzka poprzez swój temat i sposób narracji. Bywa tylko trochę monotonna, szczególnie wtedy, gdy długie monologi bohatera upodobniają przedstawienie do monodramu. Słabnie wówczas napięcie widowni i nie wszystkie argumenty do niej docierają.
Pomaga natomiast przedstawieniu scenografia Jerzego Michalaka, sprowadzająca na jedną sceniczną płaszczyznę wszystkie miejsca akcji. W ten sposób nie rwie się narracyjna nić, zaś charakter dekoracji nadaje jej wymiar jakby ponadczasowy.
Bo też nie jest to typowa propagandowa opowieść o niebezpieczeństwie nadużywania alkoholu i nikogo w trzeźwości nie zamierza ona wychowywać. Jest to raczej rzecz o dramacie człowieka, któremu nie starczyło sił na pokonanie siebie i otaczającego świata, który uwikłał się w niezgodę z własnymi pragnieniami. U Hłaski powodem był alkoholizm i dziś może to być alkoholizm. Ale także wszystko inne, co potrafi zdominować naszą wolę, zdolność dokonywania wyboru, odporność na ciśnienie otoczenia.