Artykuły

Glosa do ,,Sprawy" Jarockiego

"Sprawa według Samuela Zborowskiego" w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Po kolejnym, trzygodzinnym seansie ,,Sprawy" w Teatrze Narodowym mogę powiedzieć jedno: ten spektakl to już jest klasyk. Wokół przedstawienia narosła też oczywiście sława ostatniego dzieła Jerzego Jarockiego. Jednak mimo tego rozgłosu na wznowieniu tłumów na widowni nie było. Ludzie z wejściówkami spokojnie znaleźli dogodne miejsca. Faktem jest, że ,,Sprawa" znalazła uznanie w różnego rodzaju podsumowaniach sezonu, etc. Podobnie jest z rolą Mariusza Bonaszewskiego, o której napisano już tyle, że nie warto do tego wracać (przynajmniej nie w felietonie, w teatrze - jak najbardziej). Interesujący jest też fakt, że ,,Sprawa" mimo oficjalnego odbioru nie znalazła tylu wiernych akolitów, co inne głośne wydarzenia. Wystarczy przypomnieć ,,Opowieści afrykańskie" i ,,Koniec" Warlikowskiego, czy kolejne premiery Krystiana Lupy. Z czego to może wynikać? Tuż po premierze ,,Sprawy" pojawiło się mnóstwo głosów, że spektakl jest pro-PiSowski. Wspominałem o tym w swojej recenzji pisanej po premierze: http://teatrdlawas.pl/teatr/tdw/index.php?option=com_content&task=view&id=21239&Itemid=0. Spotkałem się też z twierdzeniem, że Jarocki sięga po publicystykę. O ile o awanturach na Krakowskim Przedmieściu możemy mówić w takich kategoriach, o tyle samej tragedii w Smoleńsku nie można tak upraszczać. Jarocki w ,,Sprawie" podchodzi do 10 kwietnia z szacunkiem. Całe przedstawienie dotyczy samego meritum polskości, jakim jest bezustanny konflikt. Samuel Zborowski musiał być ścięty. Jeśli nie on, głowę by położył Zamoyski za nieumiejętność utrzymania ładu w państwie. Smoleńsk jest tutaj symbolem podobnej ofiary. Gdybyśmy chcieli podjąć ten temat od strony antropologii, moglibyśmy sięgnąć po tezę Rene Girarda. Francuz sformułował teorię mimetyczno-ofiarniczą, według której społeczeństwo szuka kozła ofiarnego. Ma on posłużyć rozładowaniu napięć obyczajowych czy społeczno-politycznych.

Tyle nauka. Ważniejsza wydaje mi się jednak rzecz inna. Jarocki odwołał się bowiem w ,,Sprawie" do mistyki. Ta ostatnia jest przecież integralną częścią dzieł Słowackiego z okresu genezyjskiego! Paweł Wodziński w swoim ,,Słowackim. Pięć dramatów" dokonał ciekawej interpretacji utworów wieszcza według wzorca postkolonialnego. Relacje polsko-ukraińskie były później analizowane przez pryzmat relacji polsko-rosyjskich, itd. Przedstawienie imponowało solidnością. Z pewnością można je zaliczyć do widowisk udanych i poszukujących świeżości. Było ono jednak zarazem laboratoryjnie chłodne. W dodatku odjęcie w ,,Księdzu Marku" i w ,,Śnie srebrnym Salomei" ich historiozoficznych korzeni znacznie zubożyło treść tych dramatów. Z drugiej strony mamy telewizyjnego ,,Kordiana" Jana Englerta, czyli Słowackiego przykrojonego do potrzeb szkolnej rekonstrukcji. Chociaż wizyjności i wyczucia na rytm wiersza nie sposób tej inscenizacji odmówić.

Jarocki w przeciwieństwie do poprzedników ,,ożywia" tekst. Demony przeszłości, zaprzeszły konflikt powraca i wcale nie jest to jakiś resentyment. Jest to raczej logiczna (paradoksalnie?) kolej Historii, która ofiar po prostu wymaga. Świata nie zmieni się za pomocą słów, tylko czynów - o tym Słowacki bezustannie przypominał. W końcu tylko danina krwi rodzi nowe życie. Tego przekazu wieszcza zwyczajnie nie da się uniknąć. Słowacki-ironista jest zarazem Słowackim-mistykiem. Na tym polega dwoistość i wyjątkowość jego dzieła. Nie ma co narzekać na budzenie się ,,demonów polskiego nacjonalizmu". Łatwo jest przecież powyzywać ludzi od faszystów, gdy tylko prezentują odmienne poglądy. ,,Prawicowość" stała się bzdurną łatką, którą niektórzy na trwałe przypięli do ,,Sprawy". Nie jest to spektakl opowiadający o katastrofie w Smoleńsku. Tragedia sprzed 2,5 roku jest jedynie częścią całościowej wizji Historii, takiej, jak ją widzi Jarocki. Czy jest w niej szansa na pojednania? Pozornie tak. Tylko czy na pewno? Przecież nie widzimy końcowego porozumienia Kanclerza i Samuela. Dokonuje się ono jedynie w słowach, nie w tak ważnym podaniu sobie dłoni. Jerzy Radziwiłowicz mówi: ,,Jestem przytomny". Ofiara Lucyfera podnosi wagę ,,sprawy", tak jak i wystąpienie Chrystusa ze słowami: ,,Nie jestem Bogiem umarłych, lecz żywych". Czy mimo tych wydarzeń zmienia się coś w dualistycznym biegu polskiej Historii? Otwarte zakończenie wskazuje na to, że wcale tak stać się nie musi.

Pod tym względem ,,Sprawa" jest ostrzeżeniem i rzuceniem wyzwania. A zatem czymś, czym Słowacki szermował w niemal każdym swoim utworze. Pytanie tylko, czy jesteśmy gotowi do przyjęcia takiej wizji dziejów i podjęcia jej zadań? Czy w ogóle jest w nas jeszcze taka historyczna wrażliwość, świadomość? Kto wie, może ,,Sprawa" jest symptomem (kolejnej) zmiany w narodowej myśli. W każdym bądź razie mam wrażenie, że jest - mimo tylu słów uznania - spektaklem w jakiś sposób nie dość głęboko i śmiało odczytanym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji