Artykuły

Kulturalne awantury dzielą miasta

Miasta ustalają budżety na 2013 r. Najwięcej na kulturę wyda Warszawa, ale najsensowniej pieniądze ulokuje Wrocław. Bo to właśnie w stolicy Dolnego Śląska urzędnicy najlepiej dogadują się z artystami - pisze Anna J. Dudek w Przekroju.

Budżet Warszawy na kulturę w ostatnich latach przekraczał kilkaset milionów złotych. W tym roku wynosi 409 mln, czyli więcej niż połączone budżety Lublina, Katowic, Bydgoszczy i Wrocławia. Stołeczni włodarze przeznaczają najwięcej pieniędzy na współpracę z organizacjami pozarządowymi. Utrzymują m.in. 19 teatrów, na które wydali w bieżącym roku 80 mln zł, finansują też orkiestrę i 18 bibliotek. Co nie dziwi, Warszawa ma najwięcej sal kinowych, teatralnych, wystawowych i koncertowych. W tym roku przeznaczy 84 mln zł na budowę Muzeum Warszawskiej Pragi i Muzeum Historii Żydów Polskich. Gdyby więc układać ranking miejskich mecenasów kultury wedle kryterium finansowego, Warszawa powinna znaleźć się na pierwszym miejscu. Ale jeśli idzie o najlepiej skrojoną ofertę kulturalną, dzięki której skuteczniej przyciąga się turystów, inwestorów i artystów, stolicę wyprzedzają mniej zamożne miasta. W końcu w 2016 r. to Wrocław, a nie Warszawa, zostanie Europejską Stolicą Kultury.

Fajerwerki nad bibliotekami

Stołeczni animatorzy kultury są zgodni, że stolica nie wykorzystuje swojego gigantycznego potencjału. - Mamy tu dotowane przez państwo teatry, a nie istnieje choć jedna dobra scena impresaryjna. Brakuje też miejsca na koncerty i na prezentację teatru tańca - wylicza Alina Gałązka z warszawskiej Komisji Dialogu Społecznego ds. Kultury. I dodaje: - Nie powstał, jeśli idzie o przestrzeń, porządny inkubator dla młodych artystów, choć istnieje cykl finansowanych przez miasto bardzo dobrych szkoleń.

Jednak lista skarg jest znacznie dłuższa: warszawscy urzędnicy mają zniechęcać najlepszych artystów i animatorów kultury, którzy coraz częściej wybierają inne miasta; nie stawiają na innowacyjność; marnotrawią publiczne pieniądze na projekty czysto rozrywkowe. Na potwierdzenie zarzutów Alina Gałązka opowiada historię Romana Gutka, który starał się w Warszawie rozkręcić na powrót kino Wars na Nowym Mieście, ale zniechęcony brakiem pomocy ze strony miasta wyjechał do Wrocławia. Tworzy tam awangardowe kino Helios, które niedawno zmieniło nazwę na Nowe Horyzonty.

Stolica ma też bezdomne muzeum, jak się mówi dziś w Warszawie o Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które powstało w 2005 r. Jego siedzibę zaprojektował szwajcarski architekt Christian Kerez. W 2008 r. władze miasta podpisały z nim umowę na wykonanie projektu budynku, który miał powstać na pi. Defilad w latach 2012 -2016. Ale w tym roku urząd miasta zerwał umowę z architektem. Kiedy placówka ulokowała się w końcu w dawnym pawilonie meblowym Emilia, została stamtąd wyrzucona.

- Negocjujemy z właścicielami pawilonu, którzy wypowiedzieli MSN umowę najmu - tłumaczy się Marek Kraszewski, dyrektor warszawskiego Biura Kultury. Zapewnia, że miasto powołało w tej sprawie specjalny zespół.

Muzeum to nie jedyna instytucja bez stałego meldunku. Wcześniej siedzibę przy ul. Czackiego stracił też teatr Kwadrat. Władze miasta planują podobno umieścić Kwadrat w dawnym kinie Wars. Niepewny los czeka również Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego, jedną z najciekawszych stołecznych scen. Jej nowa siedziba miała powstać na Mokotowie. W zeszłym roku Warlikowskiemu przekazano nawet uroczyście budynek po Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania przy ul. Madalińskiego. Ale skończyło się na przecięciu wstęg.

W Warszawie mieszka też bezdomna orkiestra. To Sinfonia Varsovia, która po latach tułania się po stolicy od niedawna ćwiczy przy ul. Grochowskiej, w dawnych budynkach SGGW. Czeka na budowę centrum muzycznego z prawdziwego zdarzenia. Oczekiwanie miał osłodzić namiot. Taki na 600 osób, w którym orkiestra mogłaby tymczasowo koncertować. Termin? Wiosna przyszłego roku. Już dziś wiadomo, że nie da się go do tego czasu postawić.

Władze stolicy wszystkie te niepowodzenia tłumaczą najczęściej brakiem środków. Krytycy reagują na takie argumenty alergicznie. I twierdzą, że miasto ma dość pieniędzy, lecz niewłaściwie je wydaje. Co roku przeznacza np. kilka milionów złotych na transmisję wieczoru sylwestrowego. - A to nie jest przecież wydarzenie kulturalne, tylko czysta rozrywka. I, umówmy się, nie najwyższych lotów. Przecież tego typu imprezy można realizować za prywatne pieniądze, a nie sięgać do kieszeni podatników - oburza się Alina Gałązka z Ngo.pl. Twierdzi ona, że te pieniądze powinny trafić do bibliotek publicznych, którym notorycznie obcina się budżety.

Marek Kraszewski, dyrektor warszawskiego Biura Kultury, uważa jednak, że w pojemnym worku z kulturą zmieszczą się zarówno przaśny sylwestrowy wieczór, jak i Warszawski Festiwal Filmowy czy organizowany przez Elżbietę Penderecką Wielkanocny Festiwal Beethovena. Miasto dotuje festiwal w 30 proc, czyli dokłada co roku kilka milionów złotych. - A pieniądze na kulturę pochodzą m.in. z podatków mieszkańców. Jest więc oczywiste, że kultura musi angażować wszystkich obywateli - tłumaczy Kraszewski. Urzędnik broni też noworocznej imprezy: - Pieniądze na warszawskiego sylwestra pochodzą z budżetu Biura Promocji Miasta i w żaden sposób nie pomniejszają puli przeznaczonej na działalność kulturalną. Zresztą samorządy innych miast również organizują takie koncerty.

To nie przekonuje krytyków. - Dobry mecenas nie finansuje wszystkiego po trochu, tylko stawia na wybrane, wartościowe projekty - argumentuje Gałązka. Według niej urzędnik, który zna się na kulturze, jest realistą. Nie usiłuje ze stolicy zrobić nagle miasta zabytków, takiego jak Kraków, przygotowuje długoterminową strategię i jej się trzyma. Tymczasem warszawski urząd miasta nie ma wizji polityki kulturalnej.

Według Marka Kraszewskiego zmasowany atak krytyków jest dla Warszawy niesprawiedliwy. - W każdym mieście są grupy ludzi niezadowolonych z polityki kulturalnej. Nie wszędzie jednak, tak jak w Warszawie, za otwarte, 'ale konstruktywne krytykowanie władz można zostać zaproszonym do kreowania polityki kulturalnej miasta - przekonuje Kraszewski, który zapewnia, że wysłuchuje zarówno mieszkańców, jak i artystów.

Alina Gałązka przyznaje, że uczestniczyła w tworzeniu Programu Rozwoju Kultury. Trwało to jednak kilka lat. W ubiegłym tygodniu powołano wreszcie Społeczną Radę Kultury. - Cieszę się, że rada w końcu powstała, ale za długo to odkładano. Kultura zdecydowanie nie jest priorytetem miasta i nie jest to nawet wojna urzędników. To skalkulowany wybór polityczny - mówi twardo. Może dlatego Warszawa dobrze wygląda jedynie w statystykach. To trzeba przyznać. Najnowszy raport sporządzony przez firmę doradczą PwC opisuje "Kapitał Kultury i Wizerunek" (KKW) największych polskich miast. Kapitał jest według nich miarą

tego, jak miasto jest postrzegane i przez mieszkańców, i osoby z zewnątrz. "(...) bierzemy pod uwagę trzy cechy: generalne opinie o mieście, kulturę wysoką oraz kulturę życia codziennego" - czytamy w raporcie. Przy średnim poziomie KKW dla 11 miast równym 100, KKW we Wrocławiu wynosi 110,3. Analogiczny wskaźnik dla Warszawy to aż 207,9, a Krakowa 248,4.

Artyści przyciągają turystów

Kraków ma do dyspozycji znacznie mniej pieniędzy na działalność kulturalną niż Warszawa. Wprawdzie od 2002 r. krakowski budżet na kulturę wzrósł prawie czterokrotnie i dziś wynosi ponad 184 mln zł, ale olbrzymią część tej sumy, w tym roku 69 mln zł, miasto musi przeznaczyć na ochronę zabytków. Mimo to dawna stolica Polski wypracowała jedną z mocniejszych marek kulturalnych kraju. Tajemnicą sukcesu Krakowa i kilku innych polskich miast - Wrocławia, Lublina, Bydgoszczy - są menedżerowie, którzy rozumieją kulturę. W Krakowie jest nim wiceprezydent Krakowa Magdalena Sroka, która nie tylko zna się na sztuce, ale potrafi też o niej myśleć w kategoriach finansowych. Sroka jest też znana z tego, że lubi artystów i cieszy się z ich sukcesów, a kiedy trzeba, wykłóca się o nich z innymi urzędnikami. W dniu, w którym do niej dzwonię, jest zajęta inauguracją projektu Studio Otwock Mirosława Bałki, autora instalacji przestrzennych. Znajduje jednak czas na rozmowę. - Miasta muszą podejść do zagadnień związanych z kulturą z szacunkiem - twierdzi Sroka, po czym prezentuje definicję współczesnego mecenasa. - To partner, a nie tylko instytucja, która dba o umieszczenie logo miasta na materiałach promocyjnych. To osoba, która podejmuje ryzyko artystyczne i rozumie jego naturę. Przykład Krakowa pokazuje, że to ryzyko się opłaca.

W 2003 r. powstało pierwsze opracowanie dotyczące promocji Krakowa, z którego jednoznacznie wynikało, że najlepszym sposobem na stworzenie międzynarodowej marki dawnej stolicy Polski jest właśnie inwestowanie w kulturę. -1 to się potwierdziło - mówi Sroka. - Jeszcze kilka lat temu turyści przyjeżdżali do nas na dwa-trzy dni, dlatego chcieliśmy, żeby ten czas się wydłużył. Dziś nasi goście zostają w Krakowie nawet sześć dni.

Kolejnym miejskim urzędnikiem, który nie musi nawracać się na kulturę, jest Anna Czekanowicz, dyrektorka Biura Prezydenta ds. Kultury Gdańska, które od 2002 r. prawie sześciokrotnie zwiększyło swój budżet na kulturę. Powołuje się przy tym na badania Instytutu Eurotest, według których w zeszłym roku Gdańsk odwiedziło prawie 6 mil turystów. Aż 36,2 proc. z nich jako główny cel przyjazdu wskazało kulturę, rozrywkę i sport.

- Kwestia opłacalności inwestowania w kulturę nie powinna budzić najmniejszych wątpliwości - zapewnia Czekanowicz. Jej zdaniem urzędnicy w Polsce zaczynają już rozumieć mechanizmy tzw. przemysłu kreatywnego i dostrzegają jego wpływ na rozwój miasta. - Sądzę, że w powszechnej świadomości już na trwałe zakorzenił się termin "klasa kreatywna", stworzony przez amerykańskiego ekonomistę Richarda Florydę. Ten termin oznacza grupę naukowców i artystów, którzy razem tworzą siłę napędową miast. Czekanowicz opowiada też o własnych doświadczeniach. - Najważniejsza jest kreatywność. Bez niej nie można organizować wydarzeń kulturalnych i tworzyć polityki kulturalnej miasta. Druga sprawa to wciąganie do tworzenia kultury wszystkich mieszkańców.

Wrocław rozumie kulturę

Tę ostatnią zasadę dobrze rozumieją rajcy Wrocławia. W związku z nominacją miasta na Europejską Stolicę Kultury w 2016 r. długoterminowym celem władz jest zwiększenie liczby mieszkańców uczestniczących w wydarzeniach kulturalnych. Już dziś odbywa się tu nie tylko kilkadziesiąt festiwali, w tym kilka o światowej randze, ale powstają też aktywizujące wrocławian laboratoria sztuki. W kulturze mają szansę uczestniczyć także najmłodsi mieszkańcy. Na pomysł, który to umożliwi, wpadł Roman Gutek, który we Wrocławiu stworzył kino z ambitnym repertuarem. Dla najmłodszych wymyślił program edukacyjny "Nowe Horyzonty Edukacji Filmowej". Program w 25 proc. wspiera finansowo miasto. Jak tłumaczy Gutek, NHEF nie jest jednorazowym wyjściem do kina, tylko przemyślanym w szczegółach programem dla szkół, który można wprowadzić już w podstawówce, a skończyć w klasie maturalnej.

- Dobrze się zrozumieliśmy z miastem - cieszy się Gutek. Miejski Wydział Oświaty pomaga w promocji NHEF. Na początek prezydent Rafał Dutkiewicz wysłał w tej sprawie list do szkół. Gutek przyznaje, że sztuką jest rozpoznanie potencjału zgłoszonego do finansowania przez miasto projektu. Jak podkreśla Gutek, wrocławscy urzędnicy naprawdę to potrafią. Prezydent Wrocławia wydaje książkę "Nowe Horyzonty", poświęconą polityce kulturalnej miasta. Przekonuje w niej, że dobrze skrojona oferta kulturalna przyciąga i biznes, i studentów, i turystów.

Roman Gutek przyznaje, że we Wrocławiu spotkał się z dużą życzliwością urzędników, choć - jak mówi - nie działali oni bezinteresownie. Ale to nie zarzut. Jego zdaniem władze Wrocławia zdają sobie sprawę, że inwestują w kulturę w dobrze pojętym interesie miasta. To dlatego festiwal filmowy Nowe Horyzonty odbywa się dziś we Wrocławiu. Prezydentowi Rafałowi Dutkiewiczowi udało się przechwycić organizację tego wydarzenia w momencie, kiedy burmistrz Cieszyna, dotychczasowy patron tej imprezy filmowej, był zajęty reelekcją. Nowe Horyzonty świetnie przyjęły się w nowym miejscu. Naturalną konsekwencją decyzji władz Wrocławia było już potem wsparcie kina Nowe Horyzonty.

Idą ciężkie czasy

Odpowiedzialny za kulturę w urzędzie miejskim Wrocławia Jarosław Broda nie popada jednak w samozadowolenie.

- Wrocław też ma problemy, tak jak Warszawa i każde inne miasto w Polsce. Pozostało naprawdę sporo do zrobienia - podkreśla. I nie jest to kokieteria. Kryzys gospodarczy może zagrozić najambitniejszym kulturalnym planom miejskich urzędników. Jak zauważa Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa, rząd wszędzie szuka dziś oszczędności. I dlatego coraz więcej finansowych obowiązków spada na samorządy. - Trudno jest inwestować przecież ograniczone środki tam, gdzie by się chciało, skoro trzeba je przeznaczyć przede wszystkim na to, czego wymaga od nas rząd - wyjaśnia Sroka. Pani wiceprezydent przypomina, że od niedawna samorządy są praktycznie odpowiedzialne również za edukację. I próbuje tłumaczyć urzędników: - Jeśli ograniczymy finansowanie instytucji pozarządowych, konsekwencji prawnych nie będzie, ale gdyby pensji nie dostali nauczyciele, skutki byłyby poważne.

NASZE MIASTA

Wydatki w mln zł

2011 r. 2012 r.

Warszawa 456 409

Wrocław 135 297

Kraków 219 184

Gdańsk 110,8 159

Przykładowe koszty festiwali:

 XVI Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski 2012, Gdańsk -1,395 mln zł, w tym 205 tys. zł z budżetu miasta

 festiwale we Wrocławiu - od 30 tys. zł do 4 mln zł

 Festiwal Solidarity of Arts 2012-1 mln zł z budżetu miasta

 Wielkanocny Festiwal Beethovena, Warszawa - 30 proc. kilkumilionowych kosztów finansuje budżet miasta

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji