Artykuły

Teatralna karuzela z efektami, czyli jak zatrzymać rozpędzony pociąg

"Anna Karenina" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Ksenia Lebiedzińska w serwisie Teatr dla Was.

"Anna Karenina" Lwa Tołstoja to jedna z tych powieści z którą każdy odbiorca kultury zetknie się prędzej czy później. Historia tragicznego romansu dojrzałej, zamężnej kobiety i młodego oficera nadal budzi emocje wśród publiczności. Stała się tematem niezliczonych adaptacji filmowych, telewizyjnych i teatralnych na całym świecie. Napięcie i niecierpliwe wyczekiwanie towarzyszyło również premierze w warszawskim Teatrze Studio. W październikowym repertuarze teatru zaplanowane były tylko dwa spektakle. Oba zagrano przy pełnej widowni.

"Anna Karenina" to barwny literacki fresk przedstawiający obyczajowość XIX-wiecznej arystokracji rosyjskiej. Siłą powieści Tołstoja jest połączenie głębi psychologicznej postaci i wartkiej fabuły. Chyba każdy z jej czytelników zgodzi się ze mną, że trudno jest przenieść to dzieło na ekran czy scenę zachowując bezwzględną wierność autorowi. Nazwisko powieściopisarza na warszawskim afiszu nie zostało wyeksponowane, co wzbudziło moją nieufność. Odnoszę wrażenie, że wszystkie dotychczasowe próby adaptacji zubożyły obraz relacji pomiędzy bohaterami.

Nie podzielam ogólnej egzaltacji widzów i czytelników wywołanej romansem Wrońskiego i Anny. Moim zdaniem zbyt łatwo zapomina się o moralnej odpowiedzialności tych dwojga, widząc w nich jedynie parę kochanków dążącą do szczęścia wbrew społecznym konwenansom. Podoba mi się za to sposób w jaki Tołstoj prowadzi oboje bohaterów. To ludzie w pełni świadomi swojej sytuacji, którzy tracą nad nią kontrolę, ale mimo to są gotowi ponieść jej tragiczne konsekwencje. Postacie Aleksego Kiryłłowicza i Anny są wyśmienicie napisane i stanowią nie lada wyzwanie dla aktorów.

Podczas oglądania recenzowanego spektaklu nie opuszczało mnie poczucie, że na moich oczach, w tym samym czasie rozgrywają się dwa różne przedstawienia. Być może jest to efekt rozbicia narracji pomiędzy Annę Arkadiewnę (Natalia Rybicka) a Konstantego Dmitrycza Lewina (Mirosław Zbrojewicz), którzy opowiadają sobie nawzajem całą znaną z powieści historię, jadąc pociągiem relacji Moskwa-Petersburg. Sceniczne wypadki toczą się błyskawicznie, często rozgrywane są równolegle. Lewin i Karenina wstrzymują je i uruchamiają hasłem : "Gdzie Pan/Pani teraz jest?" . Pytanie pełni taką samą funkcję jak "stop" w teatrze improwizowanym. To celny i udany zabieg. W ten sposób reżyser wyeksponował główną oś konfliktu pomiędzy patową sytuacją Anny, a rodzinną idyllą Konstantego Dmitrycza. Granie kilku scen jednocześnie również ma swoje uzasadnienie. Postacie prowadzą polilogi, nikt nikogo nie słucha. Bohaterowie nie potrafią nawiązać ze sobą kontaktu, żyją bardziej własnymi wyobrażeniami o innych niż rzeczywistością. Aktorzy jedynie szkicują swoje role. Widz poznaje racje poszczególnych bohaterów. Nie dostaje jednak szansy, żeby się z nimi utożsamić. To jedna strona medalu. Taka wizja reżysera pewnie by mnie przekonała, gdyby została konsekwentnie przez niego przeprowadzona do końca spektaklu.

Całość sprawia jednak wrażenie przeładowanej. Jak gdyby Paweł Szkotak nie mógł się zdecydować na wybór odpowiednich środków scenicznych. W tym spektaklu jest wszystko. Monumentalna i znacząca scenografia, którą stanowi rozsuwany prospekt przypominający przedział eleganckiego pociągu. Kostiumy naśladujące stroje z epoki. Rozbudowane układy choreograficzne (trupio blady Mikołaj Lewin tańczący w takt wesołej muzyki wygląda groteskowo i ma niewiele wspólnego z książkowym pierwowzorem). Teatr lalkowy (synek Kareninów Sieroża jest lalką). A nawet sztuczny śnieg spadający z góry na aktorów. W barwnym korowodzie scenicznych środków wyrazu zgubiło się napięcie : pomiędzy postaciami, i to związane z oczekiwaniem na rozwiązanie akcji. Relacja Anny z synem zdaje się być jedyną szczerą i wzruszającą w całej powieści. Mogłaby wybrzmieć ze sceny mocniej gdyby rolę małego Sieroży zagrał aktor dziecięcy. Niedosyt pozostawia również finałowa katastrofa. Współczesny teatr daje bardzo dużo możliwości pokazania kolejowego karambolu. Paweł Szkotak otworzył sobie drogę do scenicznego zakończenia historii inscenizując wypadek z początku powieści, który miał miejsce przy pierwszym spotkaniu głównych bohaterów. W moim odczuciu nawet krzyk zza kulis jest ciekawszy niż odczytanie odpowiedniego akapitu książki przez odtwórczynię głównej roli.

Dzieło jednego z największych rosyjskich prozaików jest bogate w znaczenia i konteksty. Skłania swoich czytelników do głębokich przemyśleń, a potencjalnym inscenizatorom daje wiele możliwości do zaprezentowania go na scenie. Paradoksalnie nadmiar efektów w najnowszym spektaklu Teatru Studio spowoduje, że szybko się o nim zapomni. Po wieczorze spędzonym w teatrze pozostanie tylko mgliste wspomnienie. W przedstawieniu nie ma nic, nad czym można zatrzymać się na dłużej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji