Artykuły

Widziałam Jacksona

- To brzmi może trochę naiwnie, ale wydaje mi się, że jest w tym jednak jakiś sens: myślę, że "jacksonowatość" Jacksona polega przede wszystkim na tym, że był on symbolem przekroczenia granic, z którymi muszą sobie radzić ludzie i otwarciem nowych możliwości - mówi Jolanta Janiczak, autorka dramatu "Tak powiedział Michael J." przed premierą na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie.

O swoim spotkaniu z gwiazdą popu, o tym, dlaczego rodzina jest dla niego za mała, o jego seksualności i narcyzmie, opowiada Jolanta Janiczak [na zdjęciu], autorka dramatu "Tak powiedział Michael J.", który 12 października będzie miał w Teatrze Wybrzeże swoją sceniczną premierę.

Przemysław Gulda: W swoim dramacie bardzo mocno uciekasz od potocznych wyobrażeń i popkulturowych stereotypów na temat Michaela Jacksona. Dlaczego?

Jolanta Janiczak: To zabrzmi może trochę paradoksalnie, ale w gruncie rzeczy to chyba bardzo zrozumiałe: tak naprawdę Michael Jackson jako taki za bardzo mnie nie interesuje, on był tylko punktem wyjścia do moich dalszych rozważań. Jako dziecko miałam okazję zobaczyć go osobiście, byłam na spotkaniu na Zamku Królewskim w Warszawie i kiedy o tym dziś myślę, pamiętam to, jak wszyscy do niego lgnęli, chcieli być jak najbliżej, tak jakby przyciągał ich magnetycznie, ale on sam jednocześnie pozostawał zupełnie nieludzki, z maską na twarzy. Potem, już po jego śmierci, widziałam w Nowym Jorku coś jakby jego pomnik, złożony z fotografii, kwiatów i symbolicznego kamienia. I tu był znów podobny mechanizm: ludzie go czcili, kochali, ale nie wiadomo właściwie tak do końca, za co. I od tego wyszłam, pisząc ten tekst.

A do czego doszłaś? Czym Jackson tak mocno urzekał i urzeka nawet dziś, kilka lat po śmierci?

- To brzmi może trochę naiwnie, ale wydaje mi się, że jest w tym jednak jakiś sens: myślę, że "jacksonowatość" Jacksona polega przede wszystkim na tym, że był on symbolem przekroczenia granic, z którymi muszą sobie radzić ludzie i otwarciem nowych możliwości. Te jego transformacje wyglądu, zabawa z płcią, stawianie się gdzieś między człowiekiem a maszyną, robotem. To wszystko czyniło z niego kogoś na kształt niemal Mesjasza.

To zresztą Mesjasz pozbawiony właściwie seksualności, co w twoim tekście przyjmuje nader wyrazistą formę...

- Tak, to jest jedno z ważnych pytań, które przyszło mi do głowy, kiedy myślałam o postaci Jacksona: gdzie on ma, tak naprawdę, ulokowaną seksualność? Odnoszę wrażenie, że na tym polu Jackson wymykał się tradycyjnym oczekiwaniom i klasycznemu modelowi: mieć żonę, płodzić dzieci. On tę sferę jakby zupełnie wyparł ze swojego życia, to jego bycie wiecznym dzieckiem oznaczało wieczną niedojrzałość. Dlatego w moim dramacie jego obcięty organ krąży między bohaterami.

Ważnymi bohaterami twojego tekstu są członkowie rodziny Jacksona. Do czego byli potrzebni tobie, a przede wszystkim - twojemu bohaterowi?

- To są figury, które znakomicie uświadamiają jego niedopasowanie do rzeczywistości, jego wyrastanie ponad nią. Człowiek mit omija przecież zwykłe, codzienne życie, omija ludzkie gesty. Cały świat jest za mały w stosunku do jego wielkości, za mali są rodzice i inni członkowie rodziny.

Jaką rolę odgrywa w twoim dramacie śmierć Jacksona?

- Cały tekst jest właściwie refleksją na temat jego śmierci, jest zapisem ostatnich czterech godzin jego życia. Kiedy myślałam o tym dramacie, cały czas miałam w głowie pytanie o to, jak powinien wyglądać performance śmierci Jacksona i wiedziałam, że musi to być ukoronowanie narcyzmu, który był jedną z najważniejszych zasad, kierujących jego życiem. W jakimś sensie całe życie kogoś takiego, kto jest figurą na miarę wielkich bohaterów romantycznych - w jednym z teledysków cały świat się wali, ale on jako jedyny stoi wyprostowany i trzyma go sam na swoich barkach - jest ciągłym uciekaniem od małości, która tkwi w świecie i w innych ludziach, uciekanie, w gruncie rzeczy, nawet od samego siebie. A cóż jest lepszym sposobem na ucieczkę od wszystkich i wszystkiego, jak nie śmierć właśnie.

"Tak powiedział Michael J"., Jolanta Janiczak, reżyseria: Wiktor Rubin, premiera: piątek, 12 października, godz. 19, Scena Kameralna Teatru Wybrzeże, Sopot, ul. Bohaterów Monte Cassino 30, kolejne spektakle: 13, 17-20 października. Więcej o spektaklu piszemy w piątkowej Gazecie Co Jest Grane

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji