Artykuły

Stuhr, kontrabas i...niespodzianka

Początek wieczoru był zaskoczeniem dla wszystkich. Wnę­trze Piwnicy wypełnione po brzegi publicznością, a na "sce­nie" kwartet obojowy wprowadzający nas w świat wspanialej muzyki. Gdzież ten Stuhr? Przecież miał być spektakl teatral­ny, a tymczasem jest koncert muzyki poważnej - po dłuższej chwili wyczekiwań dały się słyszeć głosy.

Czyżby nieporozumienie? Wkrótce wszystko się wyjaśniła. Do Kwartetu dołączył kontrabasista - Stuhr. Aż trudno poz­nać. Cały elegancki: frak, bia­ła mucha, no i ten kontrabas na którym aktor grał naprawdę, wcale nie markując (pobierał wszakże korepetycje gry na tym instrumencie). Po czym Kwartet dyskretnie znikł, po­został zaś Stuhr i kontrabas.

Mowa o monodramie Jerzego Stuhra "Kontrabasista". Autor sztuki. Patrick Suskind. Bawarczyk z pochodzenia tak napisał o niej. "Chodzi w niej - obok masy innych rzeczy - o sa­moświadomość człowieka w jego maleńkim pokoiku". W sztuce, którą zobaczyliśmy chodzi właśnie o tę "masę in­nych rzeczy", czyli po prostu i zwyczajnie o zakochanego w sopranistce kontrabasistę no i o kontrabas. "Przyjrzyjcie się dobrze - mówi Stuhr. Przecież kontrabas wygląda jak stara, gruba baba. Biodra o wiele za szerokie, talia zupełnie nieudana i do tego wąskie, rachityczne ramiona - zwariować można! A bierze się to z tego, że kon­trabas, według historii muzyki - jest obojnakiem".

Ale tak złośliwie o swoim kon­trabasie mówi tylko wtedy, kie­dy jest nań wściekły. Bo i ma powody. Ileż to razy ten pie­kielny kontrabas okazał się być przeszkodą do szczęścia osobistego bohatera, ileż to ra­zy stał oparty o ścianę i ni­czym srogi ojciec spoglądał na postępki syna. Jakże w takiej sytuacji bohater mógł zażywać rozkoszy miłosnych z ukocha­ną? Został wiec samotny wraz z "zazdrosnym" kontrabasem. Lecz w przystępie czułości - bo co tu duża mówić, kocha ten instrument jak brata czy przyjaciela niemal - identyfi­kuje się z nim mówiąc: "ja czy­li bas". No więc on czyli bas zakochał się w pięknej sopranis­tce o imieniu Sara. Toteż wątek miłosny przeplata się tu­taj z tzw. wątkiem kontrabasowym.

Postać kontrabasisty może wpisać Jerzy Stuhr w poczet swoich najwybitniejszych ról. Nie wiem jak długo trwał monodram, szkoda bowiem było czasu, by patrzeć na zegarek, kiedy na "scenie" tyle się dzia­ło. A wszystko za sprawą jed­nego aktora. Bo to i humor, i liryzm, i "uczony" wykład z historii kontrabasu, i smutek, i wzruszenie, i dramat, i złość na samą myśl, że być może piękna Sara (która przecież nie zna go jeszcze) każdej nocy chadza do restauracji rybnej z innymi mężczyznami.

Wyrazistość mimiczna (czy­telność każdego skurczu twa­rzy) czystość artykulacyjna, pełna świadomość każdego ges­tu i plastyki ciała, niezwykła ekspresja podania słowa, znako­mite przejście między scena­mi i różnicowanie nastrojów (od śmiechu po łzy), doskonałe tem­po, rytm spektaklu i świetne pointowanie - kolejny raz po­twierdziły wysoką technikę i artyzm sztuki aktorskiej Je­rzego Stuhra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji