Artykuły

Zabójcze niespełnienie

"Pożegnania" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Pożegnania" Glińskiej to udany powrót prozy Stanisława Dygata na scenę.

Adaptacja jego powieści w Narodowym nawiązuje do "Ferdydurke", ale w przeciwieństwie do utworu Witolda Gombrowicza stawia na wątki miłosne.

Zaczyna się groteskowym monologiem Pawła (Marcin Hycnar), przedwojennego inteligenta pragnącego odmienić swój los. Gdy uratował żydowskiego studenta spod endeckiej pałki, ten wytłumaczył mu, że świata nie zmieni.

Egzystencjalny fatalizm przewija się przez całą historię - w motywach komicznie gderliwego ojca (Krzysztof Stelmaszyk), w części paryskiej, gdy przed wybuchem II wojny światowej Paweł obraca się w kręgach bohemy, a także w podwarszawskim salonie ciotki Walerki po upadku powstania. Bohater "Ferdydurke" pojął w końcu, że "nie ma innej ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę". Paweł jest bardziej sceptyczny: kolejna ucieczka to te same problemy. Przekonują go o tym niedokończone romanse z fordanserką Lidką (świetna Patrycja Soliman) i Francuzką Dodo (Dominika Kluźniak).

Glińska nie mówi o ludzkim koszmarze pompatycznie. Tym razem ubrała swoją opowieść w kostium podkasanej muzy z przedwojennej Cafe Klub, gdzie Paweł i Lidka piją wódkę, tańcząc foxa w otoczeniu prostytutek. Im większy dramat - tym większa nieznośna lekkość bytu. Miłość, mająca być lekiem na całe zło, przypomina taniec na dancingu. Ludzie starają się udawać piękniejszych, niż są, by zapomnieć o codziennej beznadziei.

Motywy retro są atrakcyjne wizualnie, z czasem jednak rażą pustką jak pokazywane życie. Proza Dygata na scenie nie jest tak esencjonalna jak Gombrowicza i bywa, że nuży wielosłowiem - pomimo pociętych absurdalnie dialogów. Podobieństwo ludzkich dramatów byłoby bardziej wyraziste, gdyby spektakl był krótszy. A tak siłę rażenia bomby ma dopiero drugi akt.

Warszawscy inteligenci spotykają się po powstaniu, by odegrać kolejną polską klęskę. Oglądamy mocną antymartyrologiczną groteskę. Ale najważniejsza okazuje się prawda o nieszczęściu i niespełnieniu niezależnym od epoki i systemów. Na tym polega prawdziwa tragedia człowieka.

Siły nabiera rola Marcina Hycnara. Potargane włosy i znoszone ubranie są dopełnieniem widocznego w oczach cierpienia człowieka, który odkrywa, że byłby nieszczęśliwy, nawet gdyby nie było wojny. Podobnie jak hrabia Mirek (Modest Ruciński) marzący, by uciec od rodziny, od siebie.

Minimalistyczna, ale pełna wielkich emocji jest rola Patrycji Soliman. Gra niezmienność ludzkiego losu. Jej Lidka mówi dosadnie, ale z żarem w oczach oraz pełną kobiecego ciepła nadzieją na dobro i miłość. Jako hrabianka ukrywa niespełnioną miłość za gorsetem dobrych manier. Tak zwanym ludziom sukcesu nie wypada mówić o nieszczęściu otwarcie, jak alkoholiczce Marynie (świetna Beata Fudalej).

Metafizyczny horror ludzkości zostaje wyrażony w monologu Pawła o Jezusie: jest tylko królem idealistycznej nierzeczywistości, bo to Szatan rządzi światem. Daje szansę tylko takim jak pragmatyczny Feliks (Wojciech Solarz), były lokaj. Ten nie myśli za wiele - tylko otwiera biznes.

Wykorzystując kostium, Agnieszka Glińska opowiedziała o czasach, gdy łudziliśmy się, że zbawią nas wolność i wielka kapitalistyczna zmiana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji