Artykuły

Puls równy, miarowy, czyli nudny

Kilka wydarzeń było zaskakujących. Nawet bardzo. Niemniej rok tak zwany kulturalny minął w Lublinie bez fajerwerków, kultura tętniła miarowo, pulsowała wysiłkiem raczej instytucji niż geniuszu naszych ukochanych twórców.

Na scenę ogólnopolskich komentarzy przebiło się jedno wydarzenie: inscenizacja "Ferdydurke" przygotowana przez Teatr Provisorium i Kompanię Teatr, formacje o odmiennym rodowodzie - życiorys pierwszej z nich zamykał się dotychczas raczej w kręgu klasycznej, a więc niemal "zawodowej" alternatywy, natomiast druga wywodzi się m.in. z doświadczeń teatru zawodowego (albowiem jej lider był znaczącą postacią w Teatrze Lalki i Aktora im. Andersena w Lublinie).

Po pierwsze "Ferdydurke"

Jak się wydaje, inscenizacja ta zajmie zauważalne miejsce w historii zmagań teatru z prozą Gombrowicza. Reżyserzy z obu teatrów, Janusz Opryński i Witold Mazurkiewicz, w oszczędnej, ale wymownej scenografii, rozpisali role na czterech aktorów tak, aby urzekali widzów umiejętnościami samej gry, gry przede wszystkim "umundurkowanym" ciałem, fizjologią, minami. Widz nie zapomni pojedynku na miny, ale też nie uda mu się nie dostrzec, jak na ławce szkolnej pojawiają się krzyże, niczym na oświęcimskim żwirowisku.

Ta "Ferdydurke" wyzwoliła i wyzwala namiętności i widzów, i krytyków. "Pojawienie się komety nad Lublinem nie byłoby takim zaskoczeniem, jak spektakl Janusza Opryńskiego" - pisał recenzent "Gazety" Roman Pawłowski, określając lubelską adaptację jako "jedno z najlepszych przedstawień gombrowiczowskich ostatnich lat". Uznał "Ferdydurke" za wydarzenie roku w polskim teatrze.

Nieskory do pochwał był natomiast Janusz R. Kowalczyk, recenzent drugiego największego polskiego dziennika - "Rzeczypospolitej". "Niesmak, który pozostał we mnie po pierwszych scenach w szkole, nie pozwolił mi w pełni odebrać atutów tego widowiska" - pisał Kowalczyk. Maestria aktorska - tak, oczywiście. Ale przedstawienie nie opiera się na prawdziwie odkrywczym pomyśle inscenizacyjnym, koniecznym dla podjęcia próby sił z prozą "Ferdydurke". Lubelski pomysł sprowadza się bowiem do ekspozycji cielesności, wprawdzie budzącej godny pozazdroszczenia poklask, ale w istocie "mało śmiesznej".

Niewypał i skandal

Skoro przy "Ferdydurke" jesteśmy, to trzeba przywołać festiwal Konfrontacje Teatralne '98 (na festiwalu "Ferdydurke" miała premierę). Tegoroczne, trzecie Konfrontacje były niewypałem roku. Organizatorzy i komisarz przeliczyli się, ich wielkie plany spaliły na panewce. Zaskoczyło już otwarcie: nie wiadomo dlaczego gwoździem tej uroczystości był koncert organowy Józefa Skrzeka. Twórca wybitny, lecz wprowadził salę w łagodną... drzemkę. Z afisza Konfrontacji spadły nagle dwa bardzo oczekiwane przedstawienia i okazało się, że nikt takiej sytuacji nie przewidywał. Luka w programie odbiła się na widzach brakiem autentycznych przeżyć i wzruszeń, brakiem tych szczególnych drgnień duszy i umysłu dowodzących, że mamy do czynienia ze sztuką. Festiwalu nie było "widać w mieście". Nie było kolejek po bilety. Retrospektywa spektakli Sceny Plastycznej KUL, poprzedzająca festiwal, nie na wiele zmienia ogólne wrażenie, jakie po tych Konfrontacjach pozostało.

"Album" Borowca

Krzysztof Borowiec, nazywający siebie teatrem Grupa Chwilowa, wykreował nieoczekiwanie spektakl nie poddający się jednoznacznym opiniom i prostym kategoryzacjom. Klasyk alternatywy lokalnej i krajowej poprosił trzech lubelskich bardów: Jana Kondraka, Marka Andrzejewskiego i Igora Jaszczyka, aby przy muzyce granej na gitarze przez Vidasa Svagzdysa śpiewali wiersze Bronisława Jagiełło z tomiku "Album rodzinny" (wydanego w drugim obiegu pod nazwiskiem Michał Liniewski). Snują wzruszającą, osobistą opowieść o ludziach z kresów zaskoczonych wojną, żyjących w koszmarze, zmuszonych do wędrówki. Afirmacja świata i swego w nim miejsca zderza się z dramatem i tragedią. Jesteśmy świadkami gry emocji, której - a pewnie i wraz z wykonawcami - ulegamy sami.

Wraca tym spektaklem Krzysztof Borowiec do spraw i przeżyć przez lata deprecjonowanych, nazywanych słowami nadużywanymi tak, że stały się wstydliwe; takich choćby jak patriotyzm czy ojczyzna. Aby je odkłamać, trzeba sięgnąć źródeł.

Federacja Bardów

Lubelska Federacja Bardów pod kompozytorsko-tekstowo-organizacyjną wodzą Jana Kondraka zasługuje na miano inicjatywy roku (w grupie są m.in. Jola Sip, Marek Andrzejewski, Igor Jaszczuk, Marcin Różycki - laureaci wielu festiwali, w tym krakowskiego piosenki studenckiej). Udało się tym twórcom połączyć siły, co w światku sztuki uchodzi za wybitną rzadkość; stworzyli formację zdolną do każdego (artystycznego) przedsięwzięcia, bogatą osobowościami i różnorodnością scenicznego temperamentu.

Lubelscy bardowie pieśni i poezji przygotowali (o "Albumie" już było) niezwykle udany cykl programów "Kotłownia Biesiadna"; aż ciśnie się skojarzenie, że było to coś równie dobrego jak krakowska "Piwnica pod Baranami". Było, bo wieść niesie, że nie wiadomo, czy Klub Kotłownia będzie cykl kontynuował (czytaj: współfinansował). Na szczęście bardowie solo i razem rozdokazywali się w rozmaitych klubach, na festiwalach, w radio i tv (także na antenach ogólnopolskich) i nie spuszczają z tonu. Oby jak najdłużej. I tylko przekora losu spowoduje, że nie osiągnęli jeszcze sukcesu ogólnopolskiego. Zasługują nań w pełni.

Potęga BWA

Teraz o instytucjach. W plastyce swą pozycję lidera ugruntowało Biuro Wystaw Artystycznych, kontynuując program ważnych, ambitnych wystaw (wystarczy wymienić nazwiska: Mirosław Białka, Wacław Szpakowski, Jerzy Mierzejewski, Bruno Munari). Tak, dyrektor Andrzej Mroczek, któremu stuknęło 30 lat pracy w BWA, kształtuje w istocie naszą lokalną wrażliwość plastyczną. Nie tylko dzięki swej polityce wystawienniczej, również dzięki motywowaniu i promowaniu twórców młodych, potocznie mówiąc: awangardowych, dla których galerie na Grodzkiej są zawsze otwarte.

Pozycja BWA jest niezagrożona, niemniej nie można nie wspomnieć, że rok 1998 za dobry ma prawo uznać aktywna Galeria ZPAP "Pod Podłogą" czy Galeria Biała, Galeria Sceny Plastycznej KUL i na przykład Galeria Mat-Mart. Uaktywniły się wystawienniczo domy kultury i nawet kawiarnie, wśród których systematycznością i poziomem w ekspozycjach pochwalić się może cafe "Za Piecem".

Co zaś się tyczy samych artystów, sytuacja pozostaje bez zmian i zachodzi obawa, że grozi nam nuda. Szkoła grafików ma się bardzo dobrze i nagrody dla nich już nie zaskakują (ostatnio - Janusz Mazurek). Artyści awangardowi, z nurtów nowszych i najnowszych również mają dobre samopoczucie. Podobnie outsiderzy, jak Jarosław Koziara, którego trzeba wyróżnić w tym roku za podróż dookoła świata.

Wszystkiego po trochu

Tętniła kultura w instytucjach równo i miarowo. Teatr Andersena dał trzy dobrze odebrane premiery: "Poszukiwanie Lailonii" "Calineczkę" i "Złoty klucz". Osterwa zaoferował widzom -obok "Ślubu" - "Trzech muszkieterów" i "Zaczarowaną królewnę". Odbyły się dwie wielkie imprezy dotowane przez miasto: festiwal młodych skrzypków i spotkania folklorystyczne. W muzyce szli do przodu giganci z gatunku dinozaurów - Bajm i Budka Suflera. Powiększyła swą publiczność i pomysły organizacyjno-repertuarowe filharmonia lubelska. Tętniło mocno w Centrum Kultury i w Ośrodku Brama Grodzka. Utrzymał się, choć z finansowym bólem, chwalony powszechnie i przez znawców miesięcznik kulturalny "Na Przykład". Modą stało się w mijającym roku bywanie w Nadrzeczu (zamojskie), w posiadłości Alicji Jackiewicz i Stefana Szmidta, gdzie do Domu Służebnego Polskiej Sztuce zapraszali oni na otwarte biesiady np. Dudę-Gracza, Fałata, Maśluszczaka. W zamojskim Muzeum Okręgowym wystawiono oleje Jana Cybisa. Zaszczycił nas wizytą wybitny pisarz William Wharton. Itd, itp.

Nawet "Gazeta w Lublinie" coś dołożyła: zbierała przez 14 miesięcy fotografie Lublina do 1939 roku, współprzygotowując niezwykłą wystawę "Wielka Księga Miasta".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji