Artykuły

Józiu, gdzie jesteś?

Gdyńska "Ferdydurke" rozpoczyna się w nietypowym miejscu scenicznym - w łóżku zawieszonym pod górną krawędzią sceny.

Tam bierze swój początek "podróż wewnętrzna" Józia\Witolda. Unieruchomione, zawieszone w próżni łóżko towarzyszy kolejnym scenom w przedstawieniu Waldemara Śmigasiewicza. Wszystko, co dzieje się na scenie, rozgrywa się w sferze snu, a właściwie w ulubionej przez Gombrowicza strefie "pomiędzy" (to już nie sen, a jeszcze nie jawa).

Mięso z Gombrowicza

Józio, uciekając przed przymusem społecznej roli "gęby", odwiedza trzy symboliczne instytucje kulturowe: szkołę, nowoczesny dom Młodziaków i szlachecki dworek. Każdy z tych światów ma swojego protagonistę, który strzeże "świętego ognia" wartości, każe czcić coś lub kogoś. Bladaczka (świetna rola Ryszarda Jaśniewicza) to belfer, który przymusza uczniów do uwielbiania romantyków (kult romantycznego wieszcza), Młodziakowa (Małgorzata Talarczyk) to rzeczniczka nowoczesności (kult rakiety tenisowej), wuj Hurlecki (Kuba Zaklukiewicz) jest obrońcą sarmackiej tradycji (kult niewzruszonej pańsko-parobczańskiej hierarchii społecznej).

Spektakl Śmigasiewicza może się podobać - przede wszystkim dlatego, że Gombrowiczowski "ferdydurkizm" udało się w gdyńskim przedstawieniu "przyoblec w sceniczne ciało". To przedstawienie, utrzymane w bardzo dobrym tempie, z konsekwentnie poprowadzonymi aktorskimi rolami, wydobywa obyczajowo-satyryczną atrakcyjność tekstu. Śmigasiewicz nie starał się wypreparować z niego teoretycznych abstrakcji, budować na scenie skomplikowanych, nadmiernie rozbudowanych konstrukcji (niechybnie ucierpiałoby na tym satyryczne mięso tekstu Gombrowicza).

To przedstawienie zrobione jest bez pseudoartystowskiego nabzdyczenia i zadęcia, lekko jak muzyczny pasaż. No właśnie, czy trochę nie za lekko? W gdyńskim spektaklu brakuje mi jasnej (inscenizacyjnej) odpowiedzi na pytanie

kim jest Józio?

Józio u Gombrowicza nie jest jednym z wielu bohaterów zdarzeń. Jest ich prawodawcą. "Ferdydurke" to "ekran świadomości", na którym Józio\Witold rozgrywa, niczym partię szachów, grę o samego siebie, o granice swojej wolności wobec kultury. Ta rama świadomości w przedstawieniu Śmigasiewicza nie istnieje. Niejasne jest miejsce i rola Józia (gościnnie Krzysztof Matuszewski z teatru Wybrzeże) wobec owych "przygód wewnętrznych" - w gdyńskim spektaklu błąka się gdzieś na ich marginesie.

Muszę przyznać, że jako recenzent jestem w niezręcznej sytuacji. Z jednej strony mam wątpliwości, czy gdyńska "Ferdydurke" nie jest zbyt "jasna", zbyt optymistyczna, tak jakby nie było późnego, mrocznego Gombrowicza, autora "Dzienników" i "Kosmosu". Z drugiej strony - nie potrafię ukryć, że uwiódł mnie sztubacki wdzięk spektaklu Śmigasiewicza. To naprawdę udane przedstawienie i dobry omen dla Miejskiego na nadchodzący sezon.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji