Artykuły

"Zemsta" inna

Jakiej biedy sobie napytałem, przyjmując propozycję napisania o wrocławskim spektaklu "Zemsty", nadanym w programie V Telewizyjnego Festiwalu Teatrów Dramatycznych - pojąłem, kiedy było już za późno. Toż to temat do rozważań dla najwybitniejszych znawców! Fredro, "Zemsta", Jerzy Krasowski - gdzież mnie, maluczkiemu, sięgać takich wyżyn! Wszak o "Zemstę" spór wiodą od pokoleń najznakomitsi historycy literatury i teatru, inscenizatorzy, artyści, krytycy. Istnieje kult Fredry i kult "Zemsty". Narodził się już także kult Krasowskiego, którego talent poznać miała okazję publiczność kilku ośrodków teatralnych.

Przygotowałem notes i pióro, aby nasuwające się podczas oglądania spektaklu uwagi notować na gorąco. A nuż człowiek coś mądrego wymyśli. I nic nie zanotowałem. Zabrakło mi czasu. Zafascynowany urodą Fredrowskiego wiersza, chłonąłem chciwie każde słowo - znane przecież nieledwie od małego, zapamiętane i z literatury, i ze słyszenia. Urzeczony wpatrywałem się w ekran, na którym rozgrywała się akcja dobrze znana i poruszały się postacie znajome, a przecież odkrywane na nowo, zaskakujące czymś, czego dotąd nie można było dostrzec, zrozumieć.

W przedstawieniu przygotowanym przez Krasowskiego piękno Fredrowskiej polszczyzny brzmi nową nutą - jawi się całe jej bogactwo, giętkość, autentyczność, żywotność. Może jestem trochę niesprawiedliwy dla twórców innych "Zemst", które dane mi było oglądać, może zatarły się nieco wrażenia, ale właściwie tym razem dopiero pojąłem, że przysłowiowe poczucie humoru braci Polaków jest zjawiskiem najzupełniej zrozumiałym. Naród, który wydał Fredrę, musi mieć dowcip najprzedniejszej jakości. I myślę, że nie tylko mnie w tym względzie spektakl wrocławski oświecił. Tym większa zasługa aktorów, którzy mówią wiersz Fredry tak czysto, pięknie, bezbłędnie i zarazem naturalnie, bez żadnych gierek.

"Zemsta" należy do utworów scenicznych o dużych tradycjach. Wystawiali ją, grywali w niej mistrze nad mistrzami. Ustalił się niejako styl grania tej komedii: widowiskowość, celebra, dostojność, sarmackość. Do takiej interpretacji przyzwyczajano kolejne pokolenia widzów. Jerzy Krasowski wstąpił na drogę bogoburców. Z pewnością wielu telewidzów będzie mu miało to za złe; gdzież ten, tradycyjnym sentymentem przesycony, obraz Polski kontuszowej - pieniackiej, rozdartej, sobkowskiej, ale przecież swojskiej, łezkę pod powiekę napędzającej?

Nauczono nas patrzeć na "Zemstę" jako na satyrę dobrotliwą, łagodnie chłoszczącą przywary, narodowymi niegdyś zwane. Krasowski przeciw temu się zbuntował, inaczej odczytał tekst Fredry. I oto stanęliśmy oko w oko z innymi, niż przekazuje tradycja teatralna, postaciami. Chciałoby się rzec: z postaciami, zrodzonymi nie z teatralnych wizji, lecz wydobytymi na światło z gąszcza życia epoki, z ludźmi z krwi i kości, których wad żaden sentyment litością nie okrywa. Satyra stała się ostra, bezwzględna, chwilami groteskowa w rysunku. Nie ma miejsca na pobłażanie, na głaskanie po głowie tych, których się piętnuje, kogo znakomity komediopisarz chłostał rodakom ku przestrodze i pouczeniu. Komizm, żart, śmieszność, których ani trochę przy tym nowym odczytaniu "Zemsty" nie zagubiono, zdają się jeszcze bardziej podkreślać surowość osądu rodaków, na jaki zdobył się Fredro. Ma więc ta "Zemsta" i posmak goryczy zazwyczaj w teatrach starannie przylukrowany.

Nie oglądałem wrocławskiej "Zemsty" na scenie, nie czytałem recenzji, ale sądzę, że to wydarzenie teatralne na długo pozostanie tematem dyskusji i sporów. Ta "Zemsta" zasługuje na to i z racji interesującej koncepcji reżyserskiej, i w związku z kilkoma znakomitymi kreacjami, które w zgodzie z zamierzeniami inscenizatora zrealizowali aktorzy, tworząc nowy kształt postaci scenicznych. Witold Pyrkosz jako Cześnik, Andrzej Polkowski jako Rejent, Ferdynand Matysik jako Papkin na trwałe wpisali się na listę wybitnych odtwórców bohaterów "Zemsty". Słowa najwyższego uznania należą się i pozostałym wykonawcom.

Przedstawienie "Zemsty" było przeniesieniem spektaklu teatralnego. Zabiegów utelewizyjniających nie dokonano chyba niemal żadnych. Przeważnie kończy się to klęską realizatorów. Tym razem sukces jednak odnieśli i Fredro, i Krasowski, i cały zespół. Przegrali jedynie z techniką. Ale któż zdoła zwyciężyć złośliwe, kryjące się w zakamarkach rodzimej TV, duszki zwane potocznie usterkami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji