Artykuły

Mruczanka Cieplaka

Na afiszu warszawskiego Teatru Studio "Kubuś Puchatek". Nie jest to jednak spektakl dla dzieci, który ma ratować teatralną kasę. To spektakl serio, dla dorosłych i... poważnych dzieci. W czasach, kiedy na ekranie króluje brutalność, a na sceny wdziera się potężną falą neonaturalizm i lumpenrealizm, Piotr Cieplak podjął ryzyko spotkania z uczuciami pierwszymi: miłością, przyjaźnią, współczuciem. I zwyciężył.

Opowieść Milne'a zajmuje szczególne miejsce w polskiej tradycji. Jest czymś więcej niż tylko jeszcze jedną ładną bajką. Stało się tak nie tylko za sprawą niezrównanej aury panującej w jego książkach, dyskretnego obrazu serdecznych więzi łączących chłopca i je ukochane zabawia ale także za sprawą kongenialnej adaptacji powieści pióra Ireny Tuwim. Jak ważny i bliski to nam przekład, niechaj świadczy polemika, jaka rozgorzała pod koniec lat 80., kiedy opublikowano nowe, dyskusyjne tłumaczenie tych powieści (pt. "Fredzia Phi-Phi" oraz "Zakątek Fredzi Phi-Phi") Moniki Adamczyk-Grabowskiej, która odeszła od "ciepłej" atmosfery przekładu Ireny Tuwim, zbliżając się do "chłodniejszego" oryginału. Piotr Cieplak, oczywiście, wybrał ciepło Ireny Tuwim. Jego inscenizacja nie ma jednak nic z infantylizmu czy też próby naśladowania przez dorosłych teatru kukiełkowego.

Wprawdzie u Milne'a Kubuś i jego przyjaciele to zabawki, ale tylko zewnętrznie. Cieplak przyoblekł te postaci w sceniczny kształt, kierując się duchem opowieści a nie sugestywnymi i znanymi wszystkim z dzieciństwa rysunkami Ernesta Sheparda. O "zabawkowatości" bohaterów przypominają tylko wielkich rozmiarów meble - ogromniaste fotele z czeluściami wnęk, potężna komoda z przepastnymi szufladami, którą Kubuś zdobywa niczym doświadczony alpinista.

Kubuś (Maria Peszek) zwraca uwagę swymi za dużymi spodniami, misiowatymi ruchami i lirycznym, naiwnym wejrzeniem. Jest uosobieniem prawdy i szczerości, żywym srebrem dzieciństwa. Prosiaczek (Edyta Jungowska) łatwo się peszy i płoszy, niezdecydowany, co robić w trudnych sytuacjach. Widać, że kocha Kubusia. Sowa Przemądrzała (Irena Jun) poważnymi minami daje do zrozumienia, jak jest mądra, demonstruje okulary, za pomocą których i tak niewiele może wyczytać, drżąc cały czas z lęku, czy ktoś nie wykryje jej ptasiego rozumku. Królik (Andrzej Masztalerz) poklepuje nerwowo rękami, co przypomina królicze nadruchy, aspirując nie tylko do intelektualnego przywództwa, marzy mu się chyba silna władza, a sfora jego Krewnych i Znajomych (studenci Akademii Teatralnej) przemyka przez scenę i widownię, naśladując swego wuja. Kłapouchy (Stanisław Brudny), w siatce na głowie, udaje mizantropa, zamyka się w swojej jamie i cierpi, że nie jest kochany. Tygrys (Rafał Maćkowiak), chłopak w skórzanej marynarce z ćwiekami, wprowadza odrobinę szaleństwa na scenę. Mierzy siły na zamiary Mama Kangurzyca (Agata Piotrowska-Mastalerz), wysportowana krótkowidzka zbyt zajęta skokami i matkowaniem nie dostrzega, komu matkuje, a jej Maleństwo (Jarosław Boberek) bryka i uśmiecha się od ucha do ucha, naśladując każdego, na kogo patrzy.

Oto bohaterowie ze Stumilowego Lasu, czyli my sami w różnych sytuacjach, radośni i smutni, ospali i rezolutni, rozczarowani i pełni nadziei. Cieplak prowadzi nas w kraj dzieciństwa, a jednocześnie sugeruje, że ta kraina nadal w nas istnieje, źe wystarczy tylko chcieć, aby się odezwało w nas jej echo.

Aktorzy, wspomagani zespoloną z rytmem spektaklu muzyką Wojciecha Waglewskiego, grają wybornie. Są w tym spektaklu sceny liryczne i humorystyczne, pełne wigoru. Liryzm sąsiaduje z bezinteresownym dowcipem, smuteczek (bo nie za wielki smutek) z radością. Wzruszająco wypadła sekwencja urodzin Kłapouchego - życzenia, które składają mu Prosiaczek i Kubuś, radość samotnika, który po raz pierwszy od dawna nie czuje się odtrącony; brawurowo scena porwania Maleństwa, a także rozbrykane zdobycie drzewa przez Tygrysa i Maleństwo; przezabawnie próba odczytania listu od Krzysia przez niedouczoną, jak się okazało, Sowę.

Jeżeli chcecie Państwo na moment powrócić do swego dzieciństwa, zanurzyć się w jego klimacie nie zapominając, że dziecko w was się znowu odezwało, idźcie koniecznie do Teatru Studio na tę mruczankę Piotra Cieplaka. Powstał spektakl z poetycką mgłą, pełen zadziornego humoru i ozdrowieńczej nostalgii za utraconym dzieciństwem, które może nie całkiem zostało utracone.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji