Artykuły

O czym myśli Kubuś P.?

Niewiele jest takich książek jak "Kubuś Puchatek" i kontynuacja przygód misia o niezbyt dużym rozumku, "Chatka Puchatka" - książek, do których sięga się niezależnie od wieku, za każdym razem znajdując tam dla siebie coś nowego. Zgodziłby się z tym z pewnością Piotr Cieplak. Tekst Alana Alexandra Milne'a fascynuje go nie od dzisiaj, skoro co jakiś czas odwołuje się do niego w swoim teatrze - niedawno w przedstawieniu "Taka ballada".

"Kubuś P." zaczyna się od tajemniczej rozmowy między Puchatkiem a Królikiem. Na scenie jest ciemno, potem trochę jaśniej, stopniowo dostrzegamy bohaterów. Królik odpowiada Kubusiowi, ale ten go nie widzi. Powoduje to w głowie misia spore zamieszanie. "Tam musi ktoś być..." - przekonuje sam siebie zaniepokojony bohater. Ten pierwszy dialog określa charakter przedstawienia. Niepewność, niejasność, dziwność będą domeną scenicznego świata. Zwierzęta mieszkające w Stumilowym Lesie sprawiają wrażenie zagubionych, zostawionych samym sobie. Stumilowy Las dla Puchatka czy małego Prosiaczka jest obcy, ogromny, nieprzenikniony, choć każde ze zwierząt ma tam swoje mieszkanie. Bohaterowie wydają się bezradni niczym małe dzieci, które nagle straciły z oczu swoją mamę. Potrzebują kogoś mądrzejszego, kogo można by chwycić za rękę, żeby poczuć się pewniej.

Wie o tym dobrze sprytny Królik, który błyskawicznie zdobywa kontrolę nad słabszymi i staje się prowodyrem dla reszty. Rolę Królika świetnie gra Andrzej Mastalerz. Ubrany w marynarkę, pumpy, biały krawat wygląda jak ambitny działacz, postać z niedawnej przeszłości. Jego sposób wyrażania myśli przypomina przemówienia partyjne. To on rzuca myśl porwania Maleństwa - dziecka Kangurzycy, które nie jest podobne do żadnego ze znanych zwierząt, więc trzeba je wygnać z lasu, trzeba pozbyć się tego czegoś, co wydaje się inne od wszystkich. Znów przychodzą na myśl niezbyt odległe czasy. Dodatkowo żądnym władzy Królikiem kieruje zimny racjonalizm. Gardzi Kubusiem, który komplikuje rzeczy proste, nieustannie dzieli włos na czworo, "filozofuje". Uważa go za głupszego od siebie. Rzeczywiście, rozmyślania Puchatka są jeszcze nieporadne. Ale właśnie on zastanawia się nad mnóstwem rzeczy, na które Królik nie zwraca uwagi. Miś ma naturę refleksyjną. Bardzo dobrze grająca tę rolę Maria Peszek, ubrana w pokraczne spodnie ogrodniczki, ma w sobie ciekawość dziecka, które nieustannie pyta: dlaczego? Lekko przekrzywiona głowa, charakterystyczny wyraz twarzy, wyrażają ciągłe zdumienie "dziwnością istnienia". Kubuś poznaje świat, ale robi to bardzo ostrożnie.

Królik kompletnie nie liczy się także z Prosiaczkiem (Edyta Jungowska), który jest mały i bezbronny. Inny stosunek ma natomiast do Sowy Przemądrzałej. Obawia się jej, bo wie, że ta umie więcej ad niego. Potrafi na przykład pisać listy, które wysyła do Krzysia. W roli Sowy występuje Irena Jun. Wygląda jak dostojna starsza pani, na nosie ma binokle, ubrana jest na czarno, chodzi wspierając się na lasce. Jej sposób mówienia przypomina nieco uczłowieczone pohukiwanie sowy. To znakomicie wymyślona i poprowadzona rola. Należy zresztą pochwalić wszystkich występujących tu aktorów. Od dawna nie widziałam zespołu Teatru Studio w tak dobrej formie.

W finale zwierzęta otrzymują wiadomość o zniknięciu Krzysia. Puchatek od razu postanawia go szukać. Krzyś, który zna alfabet, umie czytać i pisać, jest kimś, komu naprawdę można zaufać, kto jest w stanie wytłumaczyć wiele niepojętych rzeczy. Bohaterowie muszą go koniecznie znaleźć. Dopiero teraz rozsuwa się tylna czarna zasłona i na scenę wpada trochę światła, potem coraz więcej. Kubuś i Prosiaczek kierują się w tę stronę. Wydaje się, że po licznych perypetiach wreszcie idą we właściwym kierunku. Ale czy znajdą Krzysia? Czy gdzieś nie zabłądzą? Czy coś ich po drodze nie zatrzyma?... Reżyser zostawia nas z tymi pytaniami.

"Kubuś P." jest przedstawieniem dla dorosłych, skromnym, mało widowiskowym, z oszczędną scenografią i wyrafinowanym aktorstwem. Percepcja dziecka domaga się zdecydowanych znaków, nierzadko przerysowanych postaci. Nic dziwnego, że jakiś maluch, przyprowadzony przez zwiedzioną tytułem mamę, chciał uciec podczas spektaklu. Piotr Cieplak bardzo prosto mówi o rzeczach najważniejszych. Zastanawia się, czy jesteśmy zostawieni sami sobie, czy może jednak ktoś nad nami czuwa. Porusza problem wyboru właściwej drogi życiowej, która pozwoli nam odnaleźć się w gąszczu dzisiejszej rzeczywistości. Reżyser nie odkrywa więc nowych światów - przeciwnie, przedstawia stare, dobrze znane prawdy. Robi to jednak w sposób tak bezpretensjonalny, pełen uroku, ciepły, że ma się ochotę w nieskończoność słuchać Puchatkowego filozofowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji