Artykuły

Sztuka tłumaczenia musicali

- Niezależne kobiety i niezawodne samochody. Hollywood z lat narodzin kina dźwiękowego to nowy wspaniały świat pełen energii i optymizmu. Zależało mi na oddaniu rytmu tej fascynującej epoki - mówi Daniel Wyszogrodzki, autor polskiego przekładu "Deszczowej piosenki".

Teatr Muzyczny "Roma" przez kilka dni ma jeszcze wakacje, ale za chwilę powróci do prób, prób bardzo intensywnych, bo premiera "Deszczowej piosenki" - nowej wielkiej produkcji musicalowej przygotowywanej przez dyrektora Wojciecha Kępczyńskiego - już w 29 września.

Daniel Wyszogrodzki, kierownik literacki Romy i autor polskiego przekładu "Deszczowej piosenki", mimo że tekst jest już od dawna gotowy, nie uważa, że zakończył swoją pracę. - Dla mnie najciekawsza jest druga seria prób, która zacznie się niebawem i potrwa do ostatniego dnia przed premierą. Wtedy dopiero pojawiam się na próbach i "dopieszczamy" tekst ostatecznie - opowiada.

**

Rozmowa z Danielem Wyszogrodzkim

Dorota Wyżyńska: Ile razy oglądałeś "Deszczową piosenkę"?

Daniel Wyszogrodzki: Wiele razy, najwięcej w młodości, to przecież taka uświęcona klasyka. W rankingu Amerykańskiego Instytutu Filmowego "Deszczowa piosenka" zajmuje pierwsze miejsce na liście najlepszych filmów muzycznych XX wieku! I to przed takimi dziełami jak "West Side Story" i "Czarnoksiężnik z Oz". Na liście najlepszych filmów XX wieku (w ogóle najlepszych) "Deszczowa" jest na miejscu piątym - poprzedzają ją tylko "Obywatel Kane", "Ojciec chrzestny", "Casablanca" i "Wściekły byk". I dopiero szóste jest "Przeminęło z wiatrem". Piosenki z filmu uplasowały się wysoko w rankingu najlepszych piosenek filmowych XX wieku: tytułowa na trzecim miejscu po "Over The Rainbow" (z "Czarnoksiężnika z Oz") i "As Time Goes By" (z "Casablanki").

Do filmu wróciłem więc na nowo, ale pamiętałem go doskonale. I specjalnie w Londynie kupiłem sobie wersję DVD bez polskich napisów - pracując nad przekładem, zawsze uważam, żeby nie sugerować się istniejącymi tłumaczeniami.

Dyrektor Kępczyński na pytanie, czy bardzo odchodzicie od oryginału, odpowiedział, że mając takich współpracowników jak Dorota Kołodyńska (autorka kostiumów), Borys Kudlicka (scenografia) i Daniel Wyszogrodzki (tłumacz), nie można nie zaszaleć. Bardzo szalałeś, pracując nad przekładem?

- Bardzo szaleje Borys, ale nie mogę zdradzać, jakich niespodzianek powinniśmy się spodziewać w scenografii. Powiem tylko, że będzie to bardzo nowatorski mariaż teatru z... kinem. Szaleje także Dorota, która jest absolutną czarodziejką kostiumu - jej stroje nawiązują do epoki, ale nigdy nie cytują jej dosłownie. Ja szaleć specjalnie nie musiałem, bo akcja rozgrywa się w szalonych czasach. Przełom lat 20. i 30. to przecież rewolucja w obyczajach, technice, modzie. Nowoczesna cywilizacja. Niezależne kobiety i niezawodne samochody. Albo odwrotnie! Zależało mi na oddaniu rytmu tej fascynującej epoki, a jest mi ona bliska. Wychowałem się na prozie Scotta Fitzgeralda, kocham jazz i spędziłem kawał życia w Stanach. Nie musiałem studiować epoki tak dogłębnie, jak czyniłem to niedawno z "Nędznikami" i czasami Wiktora Hugo. Hollywood z lat narodzin kina dźwiękowego to wspaniały nowy świat, pełen energii i optymizmu. Starałem się to oddać w języku, a specjalną zabawę miałem z piosenkami humorystycznymi (jak "Ty ich baw") oraz ze scenami nauki dykcji ("Mojżesz czy możesz"). Powymyślałem niezłe łamańce!

Londyn wrócił do "Deszczowej piosenki". Jak tam jest przyjmowana? Co ciebie ujęło w londyńskiej inscenizacji?

- "Deszczowa piosenka" w najnowszej inscenizacji londyńskiej po prostu mnie zachwyciła. Widziałem spektakl dzień po premierze i byłem pod wielkim wrażeniem. Nie ja jeden. Jest to inscenizacja zaprezentowana przed rokiem w Chichester i po wielkim sukcesie - zgodnie z chwalebną i dawną angielską tradycją teatralną - przeniesiona do Londynu, gdzie wystawiana jest w należącym do Andrew Lloyda Webbera teatrze Palace. Musical zasłużenie zebrał doskonałe recenzje i jest obecnie największym hitem sezonu teatralnego. Najbardziej ujęła mnie w tej inscenizacji obsada - po prostu doskonała! Idealnie obsadzone główne role: znakomicie tańczący Don Lockwood i bardzo seksowna Lina Lamont. Nadal mam przed oczami scenę, w której zrzuca podomkę... Wersja londyńska jest niemal ascetyczna, nacisk położono na aktorstwo, tekst i muzykę.

To twój kolejny tytuł musicalowy, nad którym pracujesz. Dlaczego musicale? To gatunek niewdzięczny, przez wiele osób niedoceniany. A domyślam się, że praca nad przekładami musicali nie należy do najłatwiejszych.

- Praca nad przekładem musicalu łatwa nie jest, ale to tylko podnosi jej atrakcyjność. Tłumacz zmaga się z ograniczeniami, z których przeciętny widz zupełnie nie zdaje sobie sprawy. Najważniejszym z nich jest partytura - tłumaczymy 100/100, czyli najmniejsze odstępstwo od oryginalnego zapisu nie jest dopuszczalne. A język polski jest z natury pod prąd angielskiej frazy muzycznej - nie warto się zagłębiać w kwestie warsztatowe. Fascynujące, że każdy musical jest zupełnie inny od pozostałych i przynosi całkiem nowe wyzwania. Na przykład "Deszczowa piosenka" to właściwie farsa, komedia z piosenkami. Czyli coś, czego w Teatrze Roma jeszcze nie było - dominowały tytuły "operowe", od początku do końca śpiewane, jak "Upiór w operze" czy "Les Miserables". Podoba mi się ta nowa konwencja, choćby dla samej odmiany. Po tytułach mrocznych nadeszła pora na musical kolorowy i roztańczony. Mam nadzieję, że nasza publiczność przyjmie z zadowoleniem tę odmianę.

Nie zgadzam się natomiast, że musical to niewdzięczny gatunek - przeciwnie, to gatunek atrakcyjny, zupełnie nieprzewidywalny i stale się rozwijający. Niedoceniany? Mamy w Teatrze Roma publiczność, której liczebność mierzymy już w milionach. Nie wszystkim musi się podobać, to jasne. Jednak bądźmy otwarci - ja sam wychowałem się na teatrze Szajny, Hanuszkiewicza, Jarockiego. I nadal uwielbiam teatr dramatyczny i polską dramaturgię. Ale potem mieszkałem w Nowym Jorku i zakochałem się w Broadwayu. Praca tłumacza musicalowego ma dla mnie szczególny walor, bo poza samym tekstem i tekstem z muzyką - z czym mam do czynienia, tłumacząc choćby Leonarda Cohena - dochodzi tu jeszcze walor teatralności. Wiem, że każde napisane słowo "ożyje" na scenie. A to jest dodatkowy wymiar i dodatkowa odpowiedzialność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji