Artykuły

Manson, Hitler, Stalin...

"Sympathy for the Devil" Teatru Usta Usta i Polskiego Teatr Tańca na XV MFT Malta w Poznaniu. Recenzje Marty Kaźmierskiej i Sylwii Wilczak w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Fajne były te laski na wózku - podsłuchałam po spektaklu "Sympathy for the Devil" Teatru Usta Usta. I przeraziłam się. Nie po raz pierwszy tego wieczoru.

Trzecia część tryptyku "Sex, drugs & rock'n'roll", sięga po bardzo śmiałe, by nie rzec - obrazoburcze rozwiązania sceniczne. Od początku do końca dzieją się tu rzeczy odrażające i straszne. Konsekwentnie. Bo świat, w którym żyjemy, jest właśnie taki, drogi widzu. Odrażający i straszny.

Zgromadzony wokół lodowiska Bogdanka tłum ludzi wita nagi, nieruchomy szatan. Do życia powołuje go karzeł. Bóg? Dalej przez scenę - arenę świata, teatr życia i śmierci, przewijają się m.in. rewiowe tancerki, facet przebrany za Marlenę Dietrich i więźniarki w pasiakach, których bezwładne ciała odjeżdżają nam sprzed oczu na widłowym wózku. Wreszcie cztery żywe wielbłądy, które umacniają widza w przekonaniu, że to wszystko jeden wielki cyrk.

A ja stoję w tłumie, w strugach deszczu i czuję, że się duszę. I nie wiem już, czy to przez wzmacniacz, z którego wydobywa się heavymetalowa muzyka, wibrująca mi w płucach, czy przez doznanie estetycznego przesytu. Czy męczy mnie poczucie wściekłości i bezradności, że to świat jest inspiracją dla takich scen, czy raczej szczere współczucie dla biednych, ogłuszonych wielbłądów?

Czerwona poświata, lejąca się na scenę przez cały czas trwania spektaklu potęguje wrażenie - no właśnie: czego? Grozy czy atrakcyjnie opakowanego banału, łopatologicznej metafory, którą karmiono mnie przez niemal godzinę? Zastanawiam się do tej pory. Także nad tym, co jeszcze można pokazać w teatrze. Śmierć na żywo? Autentyczną orgię? Tortury?

Na to wpadli już przed laty starożytni Rzymianie.

(Marta Kaźmierska)

* * *

Ze środowego spektaklu Teatru Usta Usta wróciłam porażona prawie tak, jak ze szkolnej wycieczki do muzeum w Oświęcimiu. Ale ten wstrząs był mi potrzebny.

W spektaklu Marcina Libera "Sympathy for the Devil'' przeraża wszystko: superciężka metalowa muzyka, grana na żywo przez muzyków w maskach doktora Lectera, obrazy przesuwające się na telebimach (fragmenty z koncertów Marlina Mansona, Hitler, Stalin, pulsujący mięsień sercowy...), taniec więźniarek z Oświęcimia i transport ich ciał na wózku widłowym, parada biskupów w odważnych sutannach, śpiew przebranego za Marlenę Dietrich mężczyzny i w finale - pseudocyrk z czterema żywymi wielbłądami. Od pierwszej sceny, w której na czerwonej arenie cyrkowej leży całkiem nagi mężczyzna - mistrz ceremonii diabelskiego balu, który zaraz się tu rozpocznie - mocne, sugestywne obrazy będą wyznaczać ton spektaklu. Są dosłowne - nie pokrętne. Dosadne - nie powierzchowne. Mówią wprost. Biją nie tylko po oczach, ale po całym ciele. Wychodzimy ze spektaklu pokaleczeni i długo nie możemy się po nim pozbierać. Ale ten wstrząs jest nam potrzebny. Właściwie jest niezbędny, bo w świecie, który toczy się poza cyrkową areną, toczy się tu i teraz, zło przyjmuje jeszcze więcej postaci niż w spektaklu Marcina Libera. I jest wszędzie. Od wczoraj Londyn wie o tym najlepiej.

(Sylwia Wilczak)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji