Artykuły

Pójdziesz do piachu

Ruszaj się Misiu. Rzucaj świnię na hak - krzyczy Opryński. Michał Zgiet, chłop na schwał, zarzuca sto kilo mięsa na bark, stęka i po chwili dorodna półtusza wisi rozciętym ryjem w dół. Na scenie walają się konwie na bimber, zardzewiałe karabiny. Z patelni dochodzi zapach wątróbki. Trwa próba do inscenizacji jednej z największych, powojennych sztuk polskiego teatru.

Wszystko zaczęło się rok temu, kiedy Witold Mazurkiewicz i Janusz Opryński napisali list do Tadeusza Różewicza, by zgodził się na wystawienie jego głośnej sztuki "Do piachu" w Lublinie. - Sprawa była tym trudniejsza, że Różewicz pozwolił wystawić "Do piachu" dwa razy i założył embargo - wspomina Witold Mazurkiewicz, który wespół z Januszem Opryńskim reżyseruje sztukę.

- Chwała Bogu, że dał się przekonać. Od dziesięciu miesięcy studiujemy niemal jubilerski tekst. Od dwóch próby na scenie idą pełną parą - opowiada Opryński.

Prawdę o polskich mitach pisał Różewicz kilkanaście lat. "Do piachu" do dziś poraża wstrząsającymi scenami, które targają polskie sumienia. Ktoś powiedział, że dla Różewicza wojna była jak połknięcie drutu kolczastego. On ten drut kolczasty zwymiotował w postaci "Do piachu".

- Chłopaki, światło - rzuca Opryński.

Ze sceny wynurza się wóz na ogromnych drewnianych kołach. W sam raz na ciało zabitego partyzanta. Wystarczy szarpnąć dyszlem i trup sam zsuwa się do piachu.

- Słuchajcie. Opowiem wam, jak mnie AK wykiwało. Kazali mi wykonać wyrok. Młoda dziewczyna. Błagała o litość. Darowałem jej noc, zastrzeliłem dopiero rano. I co, k..., zaraziła mnie - w głosie postaci, skrytej za obszernym szynelem słychać rozpacz...

- Stop - krzyczy Opryński. Jeszcze raz...

Piotr Szamryk, który z Jarosławem Rudnickim czuwa nad teatralną maszynerią i światłem, poprawia reflektory. Michał Zgiet sprawdza, czy w pistolecie równo chodzi spust. Jarosław Tomica pieczołowicie obwiązuje stalową linką kolbę przerdzewiałego karabinu.

- Przez dramat Różewicza przewija się motyw rdzy. Padają słowa proste, doraźne i dosadne. Rdza jest symbolem śmierci. Stąd te wszystkie karabiny, wykopane z ziemi - mówi Witold Mazurkiewicz.

- To jest sztuka o tym, jak Bóg opuszcza człowieka. Jak wojna łamie granice jakichkolwiek norm. Jak człowiek się szmaci. To jest także sztuka pełna boleści i cierpienia - tłumaczy Opryński.

Wóz na drewnianych kołach zaczyna wirować wokół własnej osi. Na wozie Komendant (Michał Zgiet), Kiliński (Jarosław Tomica) i Waluś (Jacek Mazurkiewicz). Ten Waluś, co pójdzie do piachu. Za chwilę będzie skamlał do partyzantów o kilka minut odroczenia. Choć kwadrans. Dobra, dajcie mu kwadrans, żeby się wysrał - rzuci Komendant.

W tej sztuce upiorna teraźniejszość miesza się z cierpieniem. Triumf święci zło i wszystko, co nędzne. A jednak, gdzieś w tle, w podniosłej muzyce i słowach poezji Rilkego słychać echo boleści i cierpienia Męki Pańskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji