Homoseksualiści i wizjonerzy
Świat zwariował. Temu stwierdzeniu jednego z bohaterów Aniołów Ameryki Tony’ego Kushnera przytakujemy bez oporów. Sami bowiem często odnosimy podobne wrażenie. Być może to odczucie nasila się zawsze wraz ze schyłkiem epoki, a może nasze współczesne doświadczenie jest wyjątkowe, bo wpisane nie tylko w zmierzch wieku, ale i całego tysiąclecia. Pierwsza, część dramatu Kushnera, wystawiona na scenie Teatru „Wybrzeże” przypomina o tym swoim tytułem — Nowe tysiąclecie nadchodzi.
Świat przedstawiony w utworze jest swoistą syntezą współczesnego szaleństwa, sumą szczególnych skrajności. Ukazuje zbiorowość chorą — dosłownie i w przenośni. Wśród postaci reprezentujących społeczność Stanów Zjednoczonych lat 80. spotykamy homoseksualistów i uzależnionych od leków wizjonerów. Ludzi zagubionych, pozbawionych duchowego oparcia, świadomych — jak Louis (Grzegorz Gzyl) — odchodzenia okruchów tradycji łączącej przeszłość z teraźniejszością. Ludzi — jak Prior (Jacek Labijak) — porażonych AIDS; tą dżumą XX wieku, i lękiem przed śmiercią w samotności. Bohaterowie sztuki osaczeni obsesjami dziury ozonowej i wszelkich czyhających dokoła niebezpieczeństw, marzą o ucieczce i poddają się wizjom wywoływanym przez środki farmakologiczne. Ale nie tylko Harper (Katarzyna Łukaszyńska) chce uciec. Lęk przed prawdą o sobie, o własnych skłonnościach, o niechlubnej przeszłości dławi przecież także Joe (Jacek Mikołajczak) i Roya (Jerzy Kiszkis) oraz Louisa, który tchórzy, opuszczając przyjaciela w chorobie.
Sztuka Kushnera, której polską prapremierę przygotowano właśnie w Gdańsku, miała w Stanach duże powodzenie, czemu chyba trudno się dziwić. Jest to swoiste lustro prawdy o społeczeństwie na krawędzi, o jedynym w swoim rodzaju kulturowo-obyczajowym tyglu. Nasi realizatorzy zrobili wiele, by z tego tak bardzo amerykańskiego — jeśli o realia idzie — tekstu, wydobyć, kosztem rezygnacji z wielu wątków i szczegółów, przede wszystkim uniwersalny dramat ludzkich postaw. To jednak nie znaczy, że zatarty, czy zakamuflowany został rodowód sztuki, naturalnie zrośniętej z określonym miejscem i środowiskiem, operującej specyficznym, dosadnym słownictwem.
W tej sytuacji pytanie, czy może ona obchodzić polskiego widza, zabrzmi infantylnie. Widza zawsze i wszędzie „obchodzi” spektakl, który przede wszystkim porusza, wzrusza, budzi emocje — nawet negatywne. Anioły Ameryki, niestety, naszych emocji nie są w stanie dotknąć. Patrzymy, wiemy, rozumiemy i koniec. Uczuciowo pozostajemy obojętni, a to największy w teatrze grzech. Spektakl Wojciecha Nowaka jest pod tym względem paradoksalny, gdyż od strony inscenizacyjnej prezentuje się bardzo ciekawie. Świetne rozwiązania scenograficzne Marka Chowańca, który znakomicie poradził sobie z ciągłą zmianą miejsca scenicznej akcji częstą równoległością zdarzeń i epizodami przekraczającymi sferę realizmu, dobra muzyka Briana Locka, a nade wszystko co najmniej kilka bardzo dobrych ról (Kiszkis, Labijak, Gzyl, Nieczuja-Urbańska jako tranwestyta Belize) — to jedno. Miałkość treści skądinąd oczywistych wpisanych w kontekst, który mimo wszystko wydaje się obcy nie tylko widzowi, lecz także realizatorom — to drugie. Odniosłam wrażenie, że do tekstu, jak i do tematu, podeszli oni jak do przysłowiowego „jeża”, z pewnym dystansem. I to musiało zaważyć na całości, która w drugim akcie niebezpiecznie się „rozlazła”, tracąc dramaturgiczną wartkość.
Szkoda. To przedstawienie przygotowane niezwykle starannie, wielkim nakładem pracy, po raz kolejny zmusza do zastanowienia nad doborem repertuarowych propozycji i sensem walki o prawo do polskiej prapremiery. Wiadomo, że prapremierowe inscenizacje mogą liczyć na dodatkowe finansowe wsparcie, więc — z racji ekonomicznych — warto teatrowi o nie zabiegać. Z perspektywy widza może to jednak wyglądać inaczej. Ubiegłoroczna prapremiera Arkadii, uznanej za wydarzenie teatralne roku, była chyba wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Teatr „Wybrzeże” w Gdańsku: Tony Kushner, Anioły Ameryki (część I — Nowe tysiąclecie nadchodzi). Przeklad — Marta Gil-Gilewska, reżyseria — Wojciech Nowak, scenografia — Marek Chowaniec, kostiumy — Marlena Skoneczko, muzyka — Brian Lock. Prapremiera polska 26 marca 1995 roku.